Przez kilka tygodni toczyła się w Polsce bardzo agresywna debata medialna i polityczna dotycząca lekcji religii w szkole. Obserwowałem ją z dużym zażenowaniem, bo w zdecydowanej większości pomijano w niej to, co najważniejsze, to znaczy pytanie o celowość i skuteczność nauczania tego przedmiotu.
Zabobon czy talizman
Strona rządowa próbowała sprowadzać rzecz do walki z rzekomym zabobonem, sugerując, iż religia jest w szkole zasadniczo w ogóle niepotrzebna: zabiera tylko czas, który lepiej byłoby przeznaczyć na angielski albo informatykę, a o ile trzeba ją w oświacie w ogóle tolerować, to tylko ze względu na archaiczne zapisy konstytucji, powstałej w dobie nadmiernych wpływów kleru.