Donka: Historia nadziei, miłości i tajemnic w sercu Polski

twojacena.pl 2 dni temu

27 października 1945 r. pamiętnik

Jaka masz wnuczka, panie Janie, czarnooka i białozębna?
Kogo to takiego? Czy nie moja?

Oczywiście nie moja, moja własna, panie! Rzadko się takie pojawiają, raz na pokolenie… Mój syn Arkadiusz ma wnuczkę, a ja już będę miał prawnukę.

ale panie Janie, wszyscy u was są jasnowłosi Znam wszystkich Evsejów, pracowali przy moim dziadku Wasze przodki służyli wiernie i uczciwie

Służyli, służyli, ale skąd wzięliśmy takie cechy? Dziadek był marszałkiem, ojciec i ja też służyliśmy.

Synowie pojechali do miasta: Władysław został wózkiem przy baronce Jadwicie, bogatej i dobroczynnej, a jej dzieci już mają własne potomstwo.
Szymon pracuje jako komendant w sklepie, ma już własny warsztat.
Arkadiusz, dziadek Anusi, służył w wojsku, awansował, zdobył od księcia wiele odznak i był przez niego wysoko ceniony. Żyje dostatnio i dba o gospodarstwo.

Syna poślubił Antoni, a z Anusią mieli córkę Annę, co euforia przyniosła wszystkim. W mojej rodzinie rzadko rodzą się dziewczęta, a kiedy już się zdarzy, zawsze są takie jak Anusia.

Tak więc siedzę, rozkładając sieci, a obok mnie kręci się czarnooka dziewczynka ręce gibkie, palce delikatne, piękność nie z tego świata, nie dziecko. Obok stoi młody pan, Stanisław, który nie odrywa wzroku od Anusi.

Aniu, wyjdziesz za mnie?
Jestem jeszcze mała, panie
Oczywiście, kiedy dorośniesz
Gdy ja dorośnie, pan już będzie staruszką. Po co mi pan? Idę po młodszego.
A po kogo? Już kogoś znalazłaś?
Nie, jeszcze nie nadszedł czas. Babcia Donka mówi, iż rozpoznam go, gdy przyjdzie

Z powagą patrzyła, choć była jeszcze dzieckiem.
Babcia Donka? Janie, nie rozumiem, kim jest ta Donka? Czyż nie była to żona Arkadiusza z naszej wsi?
Och, nie słuchaj jej, gada bez sensu, jeszcze dziecko

Mogę pobawić się z Walentynem? zapytała, i zaraz zamieniła się w małą dziewczynkę, pobiegła wzdłuż drogi nad brzeg rzeki, ścigając się z łowieckim psem pana, o imieniu Walentyn.

Skąd zna imię psa? spytał Jan.
Nie wiem, może pan go kiedyś zgubił? odpowiedziała.

Stanisław, miłośnik mistycyzmu i poezji, poczuł, iż historia ta wciąga go mocno. Jeszcze tej jesieni spotkał Anusię przy grzybach, a razem wyruszyli na spacer z Walentynem.

Stojąc wśród drzew, Stanisław recytował własne wiersze, gdy Walentyn nagle podbiegł, trąc uszami.
Walentynku, Walentynku! usłyszał delikatny głos dziecka.

Zobaczył psa leżącego na plecach, machającego łapami przed nieśmiałą dziewczynką.

Witaj, Anusiu.
Dzień dobry, panie Stanisławie
Jesteś sama?
Nie, przyjdę po dziadka, by zebrać grzyby.

Szli razem w stronę wioski.

No więc, Anusiu, nie odrzuciłaś już pomysłu małżeństwa ze mną?

Nie, panie. Nie jest moim losem. Muszę żyć w obcym kraju, tęsknić za ojczyzną i nie dla mnie.

Co to za słowa! rozbawiona Anusia.
To nie ja, to babcia Donka mówi.

Kto to jest Donka?

To tylko przezwisko, bo kiedyś moja babcia opowiadała o wędrownych Cyganach, którzy przybyli na nasze ziemie.

Stary Jan spojrzał na niego i uśmiechnął się:

A co cię tak trapi, Stanisławie? Nie jesteśmy z tego rodu

Nie wiem, ale serce nie daje spokoju, chcę poznać prawdę

W dawnych czasach, przy sąsiednich granicach, rozbił się obóz Cyganów, śpiewali i tańczyli. Jeden bogaty szlachcic, kochający ich kulturę, przyjął ich w swej posiadłości. Jedna z dziewcząt, zwana Szuwanią, była tak piękna, iż wzbudzała zachwyt. Wzrok barona przykuła się do niej, ale ona odmówiła Nie sprzedam się i nie dam się oddać. Baronet rzucał pieniądze, obiecywał królewskie życie, ale Szuwania odrzucała wolności i władzy. W końcu Cyganie, widząc jego szaleństwo, opuścili obóz, a baron został sam, ścigany przez żandarmów i własne żądze.

Stary Jan przyznał, iż nie opowiadał tej legendy, bo nie wierzy w takie bajki, ale widocznie kiedyś w rodzinie krążyły opowieści o Donce.

Rok później, w czasach zmian i niepokojów, na mojej posiadłości przybył brat mój, Władek. Nielegalny syn, ale uznany za spadkobiercę. Chciał przywrócić porządek po latach chaosu.

Wędrując po lesie, spotkałem Anusię, już starszą, wędrującą w stronę świetlnego zagrożenia. Zawołała mnie cicho:

Stanisławie, idźmy, cicho, mamy pół godziny, zanim strażnicy się obudzą.

Z pomocą dziewczyny i kilku przyjaciół udało się nam przedostać do jaskini, gdzie ukrywał się nasz lud. Pomogła mi wyjść na wolność, przedstawiła cenne kontakty i umożliwiła ucieczkę za granicę.

Po powrocie, wśród tych burzliwych lat, namalowałem jej portret ołówkiem, by zachować w pamięci jej niewinny wzrok. Poślubiłem kobietę, ale obraz Anusi w sercu noszę do końca życia. Dopiero w starości, gdy już byłem słaby, odkryto, iż ona poślubiła jednego z wysokich urzędników, który przybył w noc, gdy pomogła mi uciec. Po jego śmierci w latach represji, jej dzieci trzej synowie i córka przetrwali.

Kiedy jej wnuk miał własną córkę, wszyscy byli zdumieni podobieństwem do prababci. Sąsiad z podwórka pytał:

Panie Kozioł, skąd taka Anżelika? Nie wygląda na naszą?

To nasza, nasza, odpowiedział pan Kozioł, uśmiechając się.

Anżelika, a co z tą twoją lalką? Czy to cygańska? Na szyi ma wisi monety.

To nie biżuteria, to monety odparła dziewczynka, patrząc czarnymi, jasnymi oczami na sąsiada a nazywa się Donka.

Dziś, patrząc wstecz, rozumiem, iż losy naszych przodków i niespodziewane spotkania kształtują nasze życie. Najważniejsze, czego się nauczyłem, to: nie oceniaj ludzi po ich pochodzeniu ani po pierwszych wrażeniach; prawdziwa wartość kryje się w sercu i w czynach, które podejmujemy.

Idź do oryginalnego materiału