Dotknij spojrzeniem i poczuj radość

newsempire24.com 12 godzin temu

19lat mieszkam w naszej małej wsi pod Lublinem razem z mamą i babcią. Czekam, aż kiedyś pojawi się Grzegorz, którego od dawna kocham. Gdy wspominam sąsiedniego chłopca, który jest pięć lat starszy ode mnie, uśmiecham się i myślę:

Byłoby wspaniale, gdyby Grzegorz nagle przyjechał do naszej wsi. Niestety jego babcia zmarła trzy lata temu, a ja opiekowałam się nią

Po ukończeniu dziewiątej klasy wstąpiłam do regionalnego technikum medycznego, niedawno skończyłam i pracuję jako feler w miejscowej przychodni. Często zadaję sobie pytanie:

Czym jest kobiece szczęście? Czy w ogóle istnieje? Żyjemy we trójkę w czysto żeńskim domu i nie wiem, co szczęście znaczy dla mamy. Wydaje się, iż i ona nie wie, czym jest szczęście, bo opowiadała, iż mój ojciec, którego nigdy nie widziałam, po wieści o jej ciąży od razu zniknął. A moja babcia Fela, dobra i troskliwa, musiała sama wychować dwie córki, gdyż młodo owdowiała.

Mimo młodego wieku staram się leczyć mieszkańców. Z łatwością podaję zastrzyki, mierzę ciśnienie, jestem uprzejma i serdeczna wobec chorych szanują mnie, bo jestem jedną z nich. Od dziecka marzyłam o zostaniu medyczką. Leczyłam w przedszkolu wszystkie zwierzęta, koty, psy, przycinałam kolana koleżankom zielonką, i sama umiałam opatrywać drobne rany i otarcia.

Dzisiaj wracałam z przychodni, zamyślona, znowu myśląc o Grzegorzu.

Dlaczego go ciągle mam w głowie? zareagowałam, może już jest żonaty, może ma już garstkę dzieci i nigdy nie dowie się, iż kocham go od trzynastego roku życia.

Ostatni raz przyjechał na pogrzeb swojej babci, ale prawie nie rozmawialiśmy. Był z mamą, która wyglądała na przygnębioną, opierając się o ramię syna.

Zima już długo rządziła, nowy Rok już minął, luty zmierza ku końcowi. Mama pracuje jako listonoszka, a babcia zawsze w domu, piecze pyszne bułeczki, klepie pierogi i uszka.

Zwracając się ku domowi, rzuciłam przelotne spojrzenie na dom sąsiadów, do którego klucz dawno podała mi babcia Grzegorza, gdy jeszcze się nią opiekowałam. Czasem po silnych zamieciach wykaramiałam ścieżkę do ich domu, mając nadzieję, iż przyjedzie Grzegorz, ale

Cześć, babuni, a gdzie mama? Powinna już być w domu zapytała wnuczka.

Już przyszła, ale poszła odwiedzić Mariannę, swoją koleżankę, bo trochę zachorowała. Zaraz wróci, przyniosę jej lekarstwo. A ty chodź do stołu, nakarmię cię. Pewnie już się podgrzała z nami, staruszka mówiła ciepło babcia Fela.

No tak, babuni, głodu nie ma, a za oknem mróz, wiosna już się zbliża, a zima nie chce odejść zaśmiała się Jadwiga nic, przyjdzie wiosna i wypędzi zimę, gwałtownie spakuje walizki i odleci w chłodne krainy, ja kocham wiosnę.

Poszłam do swojej małej pokoju, położyłam się na łóżku i znów pomyślałam o Grzegorzu. Kiedyś pomagał swojemu dziadkowi Szymonowi przy naprawie dachu; miał wtedy siedemnaście lat i przyjechał na letnie wakacje. Zeszło mu niezdarnie i prawie spadł z dachu, ale dziadek zdążył złapać go za rękę. Zranił jednak nogę wystającym gwoździem. Z mojego podwórka zobaczyłam to i gwałtownie chwyciłam bandaż i zielonkę. Wleciałam na podwórze sąsiadów, gdzie Grzegorz siedział, trzymając nogę, a jego babcia łkała i przybijała się do boku.

Boli, Grzegorzu, zaraz cię opatrzę i przewiążę zażądałam, a on patrzył na mnie zdziwiony.

No cóż, znalazłem lekarza zmrużył oczy.

Nie ma sensu tak jęczeć odparła jego babcia ona od dziecka leczy wszystkich, bandażuje jak prawdziwy medyk.

Patrząc na ranę, stwierdziłam:

Nic się nie martw, rana niewielka, zaraz to naprawię i opatrzyłam ją, pytając ciągle: Czy jest cię bolesne?

W moich niebieskich oczach było tyle współczucia, iż sam prawie rozpłakałam się ze współczucia. On zobaczył moje oczy, uśmiechnął się i odpowiedział:

Nie, wcale nie boli i cierpliwie czekał, aż przewiążę mu nogę. Od tamtej chwili zapamiętał moje piękne niebieskie oczy; wtedy miałem około dwunastu lat.

Gdy Grzegorz wrócił z wojska i zobaczył matkę, przestraszyła się. Była blada, usta suche. Nie powstrzymał łez, siedząc obok niej. Matka płakała ze szczęścia, iż w końcu ujrzała syna, i nic już nie wydawało się straszne.

Bóg zmiłuj się, synu, iż wróciłeś, teraz mogę spokojnie umrzeć.

Mamo, nie mów tak, nie chcę słyszeć takich słów, obiecuję ci pomagać we wszystkim odpowiedział Grzegorz.

Był naprawdę dobrym synem. Pomagał mamie, podawał zastrzyki, masował nogi, bo matka miała słabe serce. Znalazł pracę i miał cel postawić matkę na nogi, i wcale mu to nie szło na marne. Po pewnym czasie matka znów zyskała trochę wigoru, zajmowała się domem. Najważniejsze, coraz częściej wspominała rodzinny dom w wiosce.

Ach, synku, jakbyśmy mogli znów mieszkać w wiosce, nie schodzić ze czwartego piętra, a po prostu postawić krzesło na werandzie i wdychać czyste powietrze. Kury hodować

Grzegorz postanowił pojechać w sobotę. Wiedział, iż jechać zimą do opuszczonego domu jest głupie, ale obiecał mamie, iż w weekend przyjedzie i sprawdzi sytuację. Oczy mamy zaświeciły się, a ona ucieszyła się. Postanowił nie zwlekać i w sobotę wsiadł do autobusu. Chociaż myślał, iż marzenie matki to iluzja i tam nie da się mieszkać, musiał przyjechać.

Wysiadłszy w wiosce, zdumiał mnie szeroko odśnieżona droga prowadząca prosto do domu babci. Dom ten, do którego co roku wracał, nie chciało się opuszczać.

Pewnie trzeba będzie przeczołgać się po kolana w śniegu pomyślałem, ale zaraz się zdziwiłem.

Wąska ścieżka wyczyszczona do bramki i dalej do werandy, a na niej trzy stopnie, również odśnieżone, a przy niej stał stary miotły.

Ciekawe, kto tu odśnieża drogę, może już ktoś zamieszkał w domu.

Okna były przysłonięte lekkimi zasłonkami, babcia je sama uszyła na maszynie. Lubiła patrzeć przez okno i nigdy ich nie zasłaniała. Grzegorz wszedł na werandę, wyciągnął klucz z kieszeni i otworzył zamek. Wtedy zza pleców usłyszał wesoły, dziewczęcy głos:

Cześć, dawno cię tu nie było, a ja czekałam, czułam, iż kiedyś przyjedziesz.

Grzegorz wyrwał się ze zdziwienia, prawie spadł z werandy. Przed nim stała piękna, smukła dziewczyna w futrze i puszystej białej czapce, oczy niebieskie jak niebo. Na policzkach miał się rumieniec, uśmiechała się szeroko.

Nie pamiętasz mnie? Jestem wnuczką babci Feli przypomnij sobie.

Przypomniał sobie dziewczynkę, która leczyła mu ranę na nodze i nie pozwalała nikomu podchodzić. Piękne oczy, ale imię nie mógł sobie przypomnieć.

Jestem Jadwiga, naprawdę nie pamiętasz mnie?

Jadwiga oczywiście, Jadwiga odpowiedział, nagle ją rozpoznawszy pamiętam, leczyłaś mi nogę wtedy byłaś jeszcze mała, miałaś dwa warkocze do ramion, jasne i zabawne, wystające na boki.

Naprawdę mnie pamiętasz?

Na twarzy dziewczyny gościł szczęśliwy uśmiech, a Grzegorz nie mógł oderwać od niej wzroku.

Ja czasem odśnieżałam, czekałam na ciebie paplała Jadwiga, mam tak wiele do opowiedzenia. Chodźmy do nas, podam ci herbatę, moja mama i babcia będą bardzo zadowolone. Potem razem przyjdziemy do domu, zdążysz jeszcze.

Grzegorz usiadł w domu Jadwigi i wypił herbatę z wiśniowym dżemem, słuchając uważnie. Babcia i mama poszły do pokoju po radosnym spotkaniu.

Twoja babcia ostatnio bardzo choruje, i nie chciałam was martwić z mamą. Ja przychodziłam, opiekowałam się, karmiłam. Od dziecka chciałam zostać medyczką, a teraz pracuję tu jako feler.

Pamiętam, jak leczyłaś mi nogę zaśmiał się Grzegorz wtedy z powagą. Zrobiłaś to tak dobrze, iż nie pozostał żaden blizna.

Ojej, nie rób tak, odrzuciła ręką po prostu bardzo się o ciebie martwiłam, od dziecka byłam w tobie zakochana Ojej zarumieniła się i zakryła usta, nie spodziewając się takiego wyznania.

Grzegorz był zdumiony.

Tak, wtedy byłaś wysoką dziewczynką, ale szanowałem cię, gdy zobaczyłem, jak poważnie mnie leczyłaś dodał, ukrywając nieco pod płaszczykiem żart.

Jadwiga zachowała spokój i podała klucz od domu babci.

Oto, babcia oddała mi ten klucz, kiedy już leżała, i został ze mną. Zawsze mówiła, iż i tak przyjedziesz i może choćby zostaniesz powiedziała, patrząc w dół.

Niech zostanie u ciebie klucz odparł Grzegorz ale idźmy do domu.

Weszli do wnętrza, Grzegorz był zdumiony. W domu panował porządek i czystość, jakby babcia właśnie wyszła, a on rozumiał, komu się to zawdzięcza i z wdzięcznością patrzył na Jadwigę.

Jadwigo, muszę wrócić do domu, obiecuję, iż wrócę. Przyjedziemy razem z mamą, potrzebuje tego czystego powietrza. Naprawię dom, a ty na mnie czekaj. Na pewno wrócę. Twoje promienne oczy nie pozwolą mi odejść uśmiechnął się, a serce Jadwigi podskakiwało ze szczęścia.

Grzegorz czuł, iż chce tu wrócić, dotknąć wzrokiem i poczuć szczęście, rozumiał, iż bez tej dziewczyny nie ma już życia.

Jak cudownie, iż nie wyszłaś za mąż, jak wspaniale, iż przyjechałem pomyślał, gdy Jadwiga pożegnała go przy autobusie. Chciało mu się śmiać i śpiewać.

Wsiadając do autobusu, rzucił:

Babcia miała rację, iż wrócę i nie oddam cię nikomu.

Wracając do domu z uśmiechem, w końcu pojąłem, czym jest kobiece szczęście.

Idź do oryginalnego materiału