Dotknąć wzrokiem i poczuć szczęście
Od dziewiętnastej wiosny Bogna Kowalska mieszka w rodzinnej wsi Podlesie, razem z matką Marią i babcią Felicją. Czeka, iż kiedyś przyjdzie Grzegorz Nowak chłopak, którego kocha od lat. Uśmiechając się na wspomnienie sąsiadowskiego chłopca, starszego od niej o pięć lat, myśli:
Byłoby pięknie, gdyby Grzegorz nagle wjechał pod naszą wieś. Niestety, jego babcia zmarła trzy lata temu, a ja opiekowałam się nią
Po ukończeniu dziewiątej klasy Bogna dostała się do regionalnego technikum medycznego w Siedlcach, po studiach pracuje jako pielęgniarkatechniczka w miejscowym poradni zdrowotnym. Często zadawała sobie pytanie:
Co to jest kobiece szczęście? Czy w ogóle istnieje? Żyjemy we trójkę w czysto żeńskim domu i nie wiem, co szczęście ma moja mama. Wydaje mi się, iż i ona nie wie, co to szczęście. Bo opowiadała, iż mój ojciec, którego nigdy nie widziałam, po usłyszeniu, iż jest w ciąży, gwałtownie odjechał gdzieś. A moja babcia Felicja, dobra i mądra, wychowała dwie córki sama, po tym jak wcześnie została wdową.
Bogna leczy mieszkańców wioski, choć ma dopiero dwadzieścia lat, podaje zastrzyki, mierzy ciśnienie, zawsze uprzejma i serdeczna. Ludzie ją szanują, bo jest jedną z nich prawdziwą wieśniaczką. Od dziecka marzyła o medycynie, leczyła kotki, pieski, przyjaciółki podpuszczały kolana maścią, a sama umiała opatrywać drobne rany.
Dzisiaj, wracając z poradni, myśli o Grzegorzu.
Czemu ciągle o nim myślę? karci się Bogna może już żenił się, ma dzieci, a ja kocham go od trzynastego roku.
Ostatnio przyjechał tylko na pogrzeb babci, ale prawie nie rozmawiali. Był z matką, która wyglądała na wymęczoną, opierając się o ramię syna.
Zima już w pełni, święta minęły, luty dobiega końca. Mama Bogny pracuje listonoszką, a babcia cały czas w domu, piecze pierogi i kluski.
Zbliżając się do domu, rzuca spojrzenie na chatę sąsiada, do której klucz dostała od babci Felicji, kiedy opiekowała się nią. Po silnych śnieżycach Bogna czasem odśnieżała drogę, mając nadzieję, iż przyjedzie Grzegorz, ale
Cześć, babciu, a mama gdzie? Powinna już być w domu pyta wnuczka.
Wpadała, ale poszła odwiedzić Marię, swoją przyjaciółkę, chora trochę. Zaraz wróci, lekarstwo jej przyniosła. A ty chodź przy stole, nakarmię cię. Pewnie już się rozgrzejemy mówi ciepło babcia Felicja.
No tak, babciu, głodna jestem, zimno dzisiaj, wiosna już wkrótce, a zima się nie poddaje śmieje się Bogna ale przyjdzie wiosna i wypędzi zimę, gwałtownie spakuje walizki i odleci w cieplejsze strony, ja kocham wiosnę.
Bogna wchodzi do swojej małej pokoju, kładzie się na łóżku i znów przywołuje Grzegorza. Kiedyś pomagał swojemu dziadkowi Szymonowi naprawiać dach, miał wtedy siedemnaście lat, przyjechał na wakacje. Nieraz poślizgnął się i prawie spadł, dziadek zdążył go złapać, ale gwoździe przebiły mu nogę. Bogna zobaczyła to z podwórka, chwyciła bandaż i maść, wbiegła do sąsiada, gdzie Grzegorz trzymał się za ranne udo, a babcia furkotała rękami, jękając.
Boli, Grzegorzu? Zaraz cię obiorę nalegała, a on patrzył zdumiony.
O, w końcu lekarz! wymamrotała.
Nie przesadzaj odpowiedział dziadek, ona od dziecka leczy wszystkich, bandażuje jak prawdziwy lekarz.
Bogna obejrzała ranę, mruknęła:
Nic poważnego, to nie głęboka rana, zaraz zrobię i pytając ciągle: Czy nie boli?
W jej niebieskich oczach kryło się współczucie, gotowa była płakać ze smutku. Grzegorz zobaczył te oczy i uśmiechnął się.
Nie, nic nie boli zapewnił, czekając, aż opatrzy mu nogę. Od tamtej chwili zapamiętał jej piękne niebieskie oczy, wtedy miał dwanaście lat.
Kiedy Grzegorz wrócił z wojska i zobaczył matkę, przestraszył się. Była blada, usta wykręcone. Nie mógł powstrzymać łez, siedząc obok niej. Matka płakała ze szczęścia, iż znów ma syna, i już nic jej nie straszyło.
Dzięki Bogu, synku, wróciłeś, mogę w spokoju umrzeć.
Mamo, nie mów tak, nie chcę słyszeć takich słów, obiecuję, iż zawsze ci pomogę odpowiedział Grzegorz.
Był naprawdę dobrym synem. Pomagał mamie, podawał zastrzyki, masował jej nogi, bo serce matki było słabe. Znalazł pracę i miał marzenie postawić matkę na nogi, i mu się to udawało. Po jakimś czasie matka ożywiła się, zajmowała się domem, najczęściej wspominała rodzinny dom w wiosce.
Ach, synu, jakbyśmy mogli znów zamieszkać w wiosce, nie schodzić z czwartego piętra, po prostu postawić krzesło na ganku i oddychać czystym powietrzem. Założyć kurnik
Grzegorz postanowił pojechać do wsi i wybrał sobotę. Wiedział, iż zimą jazda do opuszczonego domu to głupota, ale obiecał mamie, iż w weekend przyjedzie i sprawdzi sytuację. Matka błysnęła oczami, ucieszyła się. Nie chciał zwlekać i ruszył w sobotę, mimo iż uważał, iż marzenie matki to jedynie iluzja, bo tam żyć chyba nie da się, ale przyjechać musiał.
Wysiadł z autobusu w Podlesiu i zdumiał się: szeroka, odśnieżona droga prowadziła prosto do domu babci. To ten dom, do którego co roku przyjeżdżał i nie chciało mu się wyjeżdżać.
Pewnie trzeba będzie wdzierać się w śnieg po kolana pomyślał, a potem nagle zobaczył.
Wąska ścieżka doprowadzała do bramki, dalej do trzech stopni przy werandzie, a na niej stał stary miotły.
Ciekawe, kto tu odśnieża, a może ktoś już zamieszkał w domu.
Okna były przyciemnione lekkimi zasłonkami, babcia sama je uszyła na maszynie. Lubiła patrzeć przez okno, nigdy ich nie zakrywała. Grzegorz podszedł do werandy, wyciągnął klucz z kieszeni i otworzył zamek. Wtedy zza pleców usłyszał radosny, dziewczęcy głos:
Cześć, dawno cię nie było, czekałam, czułam, iż kiedyś przyjedziesz.
Grzegorz zadrżał ze zdumienia, odwrócił się, ledwo nie spadł z werandy. Przed nim stała piękna, smukła dziewczyna w futrzanym płaszczu i białej czapce, niebieskie oczy błyszczały. Na policzkach rumieniec, uśmiechnięta.
Nie pamiętasz mnie? Jestem wnuczką babci Felicji przypomnij sobie.
Przypomniał sobie dziewczynkę, która opatrywała mu nogę i nie pozwalała nikomu podchodzić. Piękne oczy, ale imię?
Ja to ja, Bogna wyznała, a Grzegorz nagle się rozpromienił.
Bogna! Oczywiście, Bogna! Jak mogłem zapomnieć? wykrzyknął, patrząc na dawne kosmyki blond włosów, splecione w warkocze.
Pamiętasz, jak leczyłaś mi nogę? zapytała, uśmiechając się szeroko. A ja zawsze czekałam, ściskałam ręce, żeby cię przywitać. Chodźmy do domu, napiję cię herbatą, mama i babcia będą zachwycone. Potem razem zajmiemy się domem, zdążysz się przyzwyczaić.
Grzegorz usiadł przy stole, pił herbatę z wiśniowym dżemem, wsłuchując się w opowieści. Babcia i matka poszły do pokoju po radosnym spotkaniu.
Twoja babcia ostatnio bardzo chorowała, nie chciałam was martwić wyjaśniła Bogna opiekowałam się nią, karmiłam. Od dziecka marzyłam o medycynie, teraz pracuję jako technik medyczny w poradni.
Pamiętam, jak leczyłaś mi nogę, zaśmiał się Grzegorz zrobiłaś to tak poważnie, iż nie pozostał żaden blizna.
Och, przestań, odrzekła, zakrywając uśmiechem twarz po prostu bardzo się o ciebie martwiłam, całe życie w niej zakochałam się zarumieniła się i zasłoniła usta ręką.
Grzegorz był zdumiony.
Tak, byłaś wtedy wysoką dziewczyną, ale szanowałem cię, gdy widziałem, jak poważnie mnie leczyłaś przyznał, choć ona prawie przyznała mu swoje uczucia.
Bogna wzięła klucz od domu babci.
Babcia oddała mi ten klucz, kiedy już leżała, i trzymałam go pod ręką. Mówiła, iż i tak przyjedziesz, może choćby zostaniesz szepnęła, spuszczając wzrok.
Niech klucz zostanie u ciebie odparł Grzegorz. Teraz idźmy do domu.
Weszli do domu, Grzegorz był zdumiony czystością i porządkiem, jakby babcia zaraz wyszła. Czuł wdzięczność wobec Bogny.
Muszę wrócić do domu, ale obiecuję, iż wrócę. Przyjadę z mamą, potrzebujemy tego czystego powietrza. Posprzątam dom, a ty czekaj na mnie rzekł, a serce Bogny podskakiwało z radości.
Grzegorz zrozumiał, iż chce tu wrócić, dotknąć jej wzrokiem i poczuć szczęście. Wiedział, iż bez tej dziewczyny nie będzie miał życia.
Jak pięknie, iż nie wyszłaś za mąż, iż przyjechałem tutaj myślał, gdy Bogna odprowadzała go na przystanek. Chciał się śmiać i śpiewać.
Wsiadając do autobusu, powiedział:
Babcia miała rację, powrócę i nie oddam cię nikomu.
Bogna wracała do domu z uśmiechem; w końcu wiedziała, czym jest kobiece szczęście.







