Dwie sieroty i jeden szczęśliwy dom — jak los wszystko poukładał
Kinga i Weronika jechały autobusem do cichej wioski. Krótki spacer od przystanku i dotarły pod wskazany adres. Na podwórku panował gwar, szykowano stoły — widocznie ktoś obchodził urodziny. Dziewczyny zatrzymały się przy furtce, a niemal od razu podszedł do nich mężczyzna.
— Dziewczęta, do nas przyszłyście? — zapytał z życzliwym uśmiechem. — Do kogo, moje piękne?
— Szukamy Stanisława Kowalskiego — odparła Weronika.
— To ja — zdziwił się mężczyzna, unosząc brwi. — Z urzędu? Czy skąd?
— Nie — powiedziała Weronika, spoglądając na Kingę. — To moja przyjaciółka Kinga. Kinga, pokaż zdjęcie.
Kinga wyjęła starannie złożoną fotografię i podała ją mężczyźnie. Stanisław długo wpatrywał się w obrazek, po czym przeniósł wzrok na Kingę. Jego twarz zmieniała się w oczach.
— To twoja córka — cicho wypowiedziała Weronika.
Stanisław zastygł.
— Córka?..
Ta historia zaczęła się długo przed tym spotkaniem. Dwie zupełnie inne dziewczynki, Kinga i Weronika, poznały się w domu dziecka. Trafiły tam tego samego dnia i od razu się do siebie zbliżyły. Obie były sierotami z winy dorosłych i okoliczności.
Weronika straciła matkę, która wprawdzie nie żyła w biedzie, ale wolała hulaszcze życie — głośne towarzystwa, wątpliwe romanse. Ojca dziewczyna nie znała, ale ten regularnie przysyłał pieniądze. Krewni nie chcieli się nią zająć. Po śmierci matki została jej tylko zniszczona kawalerka i droga do placówki.
Kinga mieszkała z babcią. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec… babcia coś o nim wiedziała, ale nigdy go nie szukała. Założył nową rodzinę i nikt choćby nie podejrzewał, iż gdzieś ma córkę. Gdy babci zabrakło — Kinga również trafiła do domu dziecka.
W placówce dziewczynki zamieszkały obok siebie. Od razu się zrozumiały, ale z resztą dzieci nie zżyły się. Często broniły się nawzajem, często — kłóciły z innymi. To zbliżyło je jeszcze bardziej.
Po opuszczeniu placówki wynajęły razem mieszkanie i zaczęły naukę w szkole zawodowej. Właśnie wtedy wpadły na pomysł — spróbować odnaleźć swoich ojców.
Ojciec Weroniki był w dokumentach — jego dane były w aktach opieki społecznej. Gorzej było z Kingą. Dzięki starym fotografiom i napisom na odwrocie udało się jej odkryć imię i nazwisko. Dalej — internet, pytania, adresy… I oto jechały na spotkanie z losem.
Pierwszy był ojciec Weroniki. Duży dom za wysokim płotem. Dziewczyny zapukały. Odpowiedź była chłodna:
— Go nie ma. Wynoście się.
W pracy też nie miały szczęścia. Dopiero po kilku godzinach się pojawił. Rozmowa była krótka i okrutna.
— Nie jesteś mi potrzebna. Płaciłem. Mam rodzinę, byłaś pomyłką. Nie wchodź mi w życie.
Po tych słowach Weronika posłała go do diabła i rozpłakała się.
— No to teraz twoja kolej — powiedziała, ocierając łzy. — Jedziemy do twojego taty.
Adres znaleźli szybko. Na podwórku szykowano się do jubileuszu. Stanisław Kowalski był w dobrym humorze. Gdy zobaczył zdjęcie i usłyszał słowa „To twoja córka” — jego twarz pociemniała, potem stała się zdezorientowana.
— Ale ty… nie bardzo podobna do matki. Ale… coś jest. Kowalski! Zawołaj babcię!
— Kto to? — z domu wybiegł nastolatek.
— Biegnij, wołaj!
Pojawiła się starsza kobieta, ale pełna energii i radości.
— Co się znowu stało, Stanisławie?
— Mamo, tylko się nie przestrasz… To… moja córka. Twoja wnuczka.
— Boże! Naprawdę?! Cóż za radość! Dziewczyny, wchodźcie. Co stoicie na dworze? Dzisiaj mój jubileusz — 70 lat!
Kingę i Weronikę przyjęto z otwartymi ramionami. Babcia od razu znalazła stare fotografie i wątpliwości zniknęły — rysy twarzy, spojrzenie, choćby pieprzyk — wszystko się zgadzało.
— Powinniśmy zrobić testy — cicho powiedziała Kinga.
— jeżeli chcesz — zrobimy. Ale ja i tak wiem — jesteś nasza. I Weronika też. Jedna wnuczka to dobrze, a dwie — jeszcze lepiej! Będziecie obie nasze.
Weronika znów się rozpłakała.
— Nie ma co płakać — powiedziała babcia. — Dzisiaj święto. Stanisław owdowiał pięć lat temu, w domu byłam sama. A teraz mamy was. Najpierw coś zjemy, potem opowiecie wszystko. Poznacie braci, Stanisław ma ich czterech. Najmłodszy to Marek.
Świętowanie było wyjątkowe. Śmiano się, przytulano, wspominano, opowiadano. Stanisław ciągle powtarzał:
— Jak mogłem nie wiedzieć?..
— Znaczy, tak miało być — mówiła babcia. — A patrz, jak Patryk na Weronikę zerka. Wygląda na to, iż niedługo będzie u nas kolejne wesele.
I rzeczywiście. Rok później Patryk i Weronika wzięli ślub. Kinga została z nimi jak siostra. Stanisław stał się dla obu prawdziwym ojcem. A babcia… Mówiła po prostu: „Znalazłam dwie wnuczki na raz. To przeznaczenie!”
I czasami los naprawdę wszystko układa na swoim miejscu. choćby jeżeli przez ból…