Dwie sieroty i jeden szczęśliwy dom — jak los wszystko poukładał
Kasia i Zosia jechały autobusem do małej wioski. Wysiadły na przystanku, przeszły kawałek pieszo i znalazły się pod wskazanym adresem. Na podwórku było gwarno, szykowano stoły — wyglądało na to, iż ktoś obchodził urodziny. Dziewczyny zatrzymały się przy furtce i niemal od razu podszedł do nich mężczyzna.
— Dziewczyny, to do nas? — zapytał z życzliwym uśmiechem. — Do kogo zawitałyście, piękności?
— Szukamy Pana Tomasza Nowaka — odparła Zosia.
— To ja — zdziwił się mężczyzna, unosząc brwi. — Z urzędu? Czy skąd?
— Nie — powiedziała Zosia, patrząc Kasie w oczy. — To moja przyjaciółka Kasia. Kasiu, pokaż zdjęcie.
Kasia wyjęła starannie złożoną fotografię i podała ją mężczyźnie. Tomasz długo wpatrywał się w zdjęcie, po czym spojrzał na Kasię. Jego twarz zmieniała się w oczach.
— To Pana córka — cicho szepnęła Zosia.
Tomasz zdrętwiał.
— Córka?..
Ta historia zaczęła się długo przed ich spotkaniem. Dwie zupełnie różne dziewczynki, Kasia i Zosia, poznały się w domu dziecka. Trafiły tam tego samego dnia i od razu się związały. Obie były sierotami przez winę dorosłych i okoliczności.
Zosia straciła matkę, która choć nie żyła w biedzie, wolała beztroskie życie — huczne imprezy, podejrzane romanse. Ojca Zosia nie znała, ale ten regularnie przysyłał pieniądze. Rodzina nie chciała jej zabrać. Po śmierci matki została jej tylko rozpadająca się kawalerka i droga do placówki.
Kasia mieszkała z babcią. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec… babcia wiedziała o nim, ale nigdy go nie szukała. Założył nową rodzinę i nikt choćby nie podejrzewał, iż gdzieś ma córkę. Gdy babci zabrakło — Kasia też trafiła do domu dziecka.
W placówce dziewczynki zamieszkały obok siebie. Od razu się zaprzyjaźniły, ale z resztą dzieci nie zżyły się. Często się broniły, często kłóciły z innymi. To je jeszcze bardziej zbliżyło.
Po wyjściu z placówki razem wynajęły mieszkanie i poszły do szkoły. Właśnie wtedy wpadły na pomysł — spróbować odnaleźć swoich ojców.
Ojciec Zosi był sprawą prostą — dane miała w papierach z opieki społecznej. Gorzej było z Kasią. Ale dzięki starym fotografiom i zapiskom na odwrocie udało się jej ustalić nazwisko. Dalej — internet, pytania, adresy… I oto jechały na spotkanie z losem.
Najpierw był ojciec Zosi. Duży dom za wysokim płotem. Dziewczyny zapukały. Odpowiedź była chłodna:
— Nie ma go. Spadajcie.
W pracy też nie miały szczęścia. Dopiero po kilku godzinach się zjawił. Rozmowa była krótka i brutalna.
— Nie potrzebuję cię. Płaciłem. Mam rodzinę, byłaś pomyłką. Nie wpieprzaj się w moje życie.
Po tych słowach Zosia posłała go do diabła i rozpłakała się.
— Dobra, teraz twoja kolej — powiedziała, ocierając łzy. — Jedźmy do twojego taty.
Adres znaleźli szybko. Na podwórku szykowano się do jubileuszu. Tomasz Nowak był w dobrym nastroju. Gdy zobaczył zdjęcie i usłyszał słowa „To Pana córka” — jego twarz ściemniała, potem stała się zagubiona.
— Ty… nie bardzo przypominasz matkę. Ale… coś jest. Tomaszu! Zawołaj babcię!
— Kto to? — z domu wybiegł nastolatek.
— Biegnij, wołaj!
Pojawiła się starsza kobieta, ale pełna energii i ciepła.
— Co się znów stało, Tomaszu?
— Mamo, tylko się nie przestrasz… To… moja córka. Twoja wnuczka.
— Jezu! Naprawdę?! Co za radość! Dziewczyny, wchodźcie. Co stoicie na dworze? Przecież dziś mój jubileusz — 70 lat!
Kasię i Zosię przyjęli z otwartymi ramionami. Babcia od razu znalazła stare fotI w ten sposób znalazły nie tylko rodzinę, ale i prawdziwy dom, gdzie nareszcie mogły poczuć się kochane i bezpieczne.