Dwoje Sierot i Szczęśliwy Dom — Jak Los Wszystko Ułożył

polregion.pl 1 dzień temu

Dwie sieroty i jeden szczęśliwy dom – jak los wszystko poukładał

Zosia i Kinga jechały autobusem do spokojnej wsi. Krótki spacer ze przystanku – i oto adekwatny adres. W podwórku panował gwar, stół był już nakryty – widocznie ktoś szykował się do urodzin. Dziewczyny zatrzymały się przy bramie, gdy nagle podszedł do nich mężczyzna.

– Dziewczęta, do nas? – zapytał z życzliwym uśmiechem. – Do kogo zawitałyście, ślicznotki?

– Szukamy Stanisława Kowalskiego – odparła Kinga.

– To ja – zdziwił się mężczyzna, unosząc brwi. – Z urzędu? Czy skąd?

– Nie – spojrzała Kinga na Zosię. – To moja przyjaciółka Zosia. Zosiu, pokaż zdjęcie.

Zosia wyjęła starannie złożoną fotografię i podała mężczyźnie. Stanisław długo się w nią wpatrywał, potem spojrzał na Zosię. Jego twarz zmieniła się w mgnieniu oka.

– To twoja córka – cicho powiedziała Kinga.

Stanisław zastygł.

– Córka?

Ta historia zaczęła się długo przed tym spotkaniem. Dwie zupełnie różne dziewczynki, Zosia i Kinga, poznały się w domu dziecka. Trafiły tam tego samego dnia i od razu zostały razem. Obie – sieroty przez winę dorosłych i zrządzenie losu.

Kinga straciła matkę, która wprawdzie nie była biedna, ale wolała barwne życie – hałaśliwe towarzystwa, podejrzane romanse. Ojca Kinga nie znała, ale ten regularnie przysyłał pieniądze. Rodzina nie chciała się nią zająć. Po śmierci matki zostało jej tylko zniszczone mieszkanie i droga do placówki.

Zosia mieszkała z babcią. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec… babcia o nim wiedziała, ale nie szukała go. Założył nową rodzinę i nikt choćby nie podejrzewał, iż gdzieś ma córkę. Gdy babci zabrakło – Zosia też trafiła do domu dziecka.

W placówce dziewczynki zamieszkały obok siebie. Od razu się zaprzyjaźniły, ale z innymi dziećmi nie potrafiły się zżyć. Często broniły siebie nawzajem, często – kłóciły się z resztą. To tylko je związało mocniej.

Po wyjściu z placówki razem wynajęły mieszkanie i poszły do szkoły zawodowej. Wtedy właśnie wpadły na pomysł – spróbować odnaleźć swoich ojców.

Ojciec Kingi był w dokumentach – jego dane miały służby socjalne. Gorzej było z Zosią. Dzięki starym fotografiom i napisom na odwrocie udało jej się odkryć imię i nazwisko. Dalej – internet, pytania, adresy… I oto jadą na spotkanie z przeznaczeniem.

Najpierw był ojciec Kingi. Okazały dom za wysokim ogrodzeniem. Dziewczyny zapukały. Odpowiedź była chłodna:

– Go nie ma. Idźcie stąd.

W pracy też nie miały szczęścia. Dopiero po kilku godzinach się pojawił. Rozmowa była krótka i brutalna.

– Nie jesteś mi potrzebna. Płaciłem. Mam rodzinę, byłaś pomyłką. Nie mieszaj się w moje życie.

Po tych słowach Kinga posłała go do diabła i rozpłakała się.

– No dobra, teraz twoja kolej – powiedziała, ocierając łzy. – Jedziemy do twojego taty.

Adres znaleźli szybko. W podwórku szykowano się do jubileuszu. Stanisław Kowalski był w doskonałym humorze. Gdy zobaczył zdjęcie i usłyszał słowa „To twoja córka” – jego twarz ściemniała, potem stała się bezradna.

– A ty… do matki nie jesteś bardzo podobna. Ale… coś w tym jest. Wojtek! Zawołaj babcię!

– Kto to? – z domu wyjrzał nastolatek.

– Biegnij, wołaj!

Pojawiła się starsza kobieta, ale pełna energii i uśmiechnięta.

– Co się znowu stało, Staśku?

– Mamo, tylko się nie denerwuj… To… moja córka. Twoja wnuczBabcia wybuchnęła radosnym płaczem, otwierając ramiona, by przytulić Zosię i Kingę jak swoje własne.

Idź do oryginalnego materiału