Dwoje sierot i szczęśliwy dom — jak los wszystko ułożył

newskey24.com 16 godzin temu

Dwie sieroty i jeden szczęśliwy dom — jak los wszystko ustawił na swoim miejscu

Ewa i Ola jeśćhały autobusem do małej wsi. Kilka kroków od stacji — i już były pod adekwatnym adresem. W podwórku panowało gwarne przyjęcie, stół uginał się od jedzenia — prawdopodobnie ktoś obchodził urodziny. Dziewczyny zatrzymały się przy furtce, gdy nagle podszedł do nich mężczyzna.

— Dziewczyny, do nas? — zapytał z życzliwym uśmiechem. — Kogo szukacie, piękne?

— Szukamy pana Andrzeja Nowaka — odparła Ola.

— To ja — zdziwił się, unosząc brwi. — Z urzędu? Czy skąd?

— Nie — spojrzała na Ewę. — To moja przyjaciółka Ewa. Ewuś, pokaż zdjęcie.

Ewa wyjęła starannie złożoną fotografię i podała mężczyźnie. Andrzej długo wpatrywał się w obrazek, potem przeniósł wzrok na dziewczynę. Jego twarza wyraźnie drżała.

— To pańska córka — szepnęła Ola.

Andrzej zastygł.

— Córka?..

Ta historia zaczęła się dawno przed tym spotkaniem. Dwie zupełnie różne dziewczynki, Ewa i Ola, poznały się w domu dziecka. Trafiły tam tego samego dnia i od razu trzymały się razem. Obie — sieroty przez decyzje dorosłych i zrządzenia losu.

Ola straciła matkę, która wprawdzie nie żyła w biedzie, ale wolała huczne życie — imprezy, przelotne romanse. Ojca nigdy nie znała, choć ten regularnie przesyłał pieniądze. Rodzina nie chciała się nią zająć. Po śmierci matki zostało jej tylko zaniedbane mieszkanie i droga do placówki.

Ewa mieszkała z babcią. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec… babcia wiedziała o nim, ale nigdy go nie szukała. Założył nową rodzinę i nikomu choćby nie przyszło do głowy, iż gdzieś ma córkę. Gdy babci zabrakło — Ewa też trafiła do domu dziecka.

W ośrodku dziewczynki zamieszkały obok siebie. Od razu się zaprzyjaźniły, ale z innymi dziećmi nigdy nie zżyły się. Często broniły jedna na drugą, często — kłóciły się z resztą. To jeszcze bardziej je zbliżyło.

Po opuszczeniu placówki wynajęły razem mieszkanie i poszły do szkół. Wtedy właśnie wpadły na pomysł — spróbować odnaleźć swoich ojców.

Ojciec Oli był znany — jego dane były w dokumentach. Gorzej było z Ewą. Ale dzięki starym zdjęciom i notom na odwrocie udało się ustalić nazwisko. Dalej — internet, pytania, adresy… I oto jechały na spotkanie z przeznaczeniem.

Najpierw był ojciec Oli. Duże domostwo za wysokim płotem. Zapukały. Odpowiedź była chłodna:

— Go nie ma. Idźcie stąd.

W pracy też nie miały szans. Dopiero po kilku godzinach się pojawił. Rozmowa była krótka i brutalna.

— Nie jesteś mi potrzebna. Płaciłem. Mam rodzinę, ty byłeś błędem. Nie wchodź mi w drogę.

Po tych słowach Ola posłała go do diaboli i rozpłakała się.

— Dobrze, teraz twoja kolej — powiedziała, ocierając łzy. — Jedźmy do twojego taty.

Adres znaleźli szybko. W podwórku szykowano się do uroczystku. Andrzej Nowak był w dobrym humorze. Gdy zobaczył zdjęcie i usłyszał „To pańska córka” — jego twarz zmieniła się najpierw w cierń, potem w zagubienie.

— Ale ty… nie wyglądasz jak matka. Chociaż… coś w tym jest. Józek! Zawołaj babcię!

— Kto to? — z domu wyjrzał chłopak.

— Biegnij, spłoszysz!

Pojawiła się starsza kobieta, ale pełna energii i radości.

— Znowu coś, Andrzej?

— Mamo, tylko się nie wściekaj… To… moja córka. Twoja wnuczka.

— Jezu! Naprawdę?! Co za szczęście! Dziewczyny, wchodźcie! Co stoicie na dworze? Dzisiaj moje siedemdziesięciolecie!

Ewę i Olę przywitano otwartymi ramionami. Babcia od razu znalazła stare fotografie — nie było wątpliwości: rysy twarzy, spojrzenie, choćby pieprzyk — wszystko się zgadzało.

— Może zrobić test? — cicho zapytała Ewa.

— Jak chcesz. Ale ja już wiem — jesteś nasza. I Ola też. Jedna wnuczka — dobrze, ale dwie — lepiej! Obie zostaniecie z nami.

Ola znów się rozpłakała.

— Nie ma miejsca na łzy — powiedziała babcia. — Dzisiaj święto. Andrzej owdowiał pięć lat temu, ja tu sama kobieta. A teraz macie nas. Najpierw zjemy, potem opowiecie wszystko. Poznacie wcielenia — Andrzej ma czterech brachów. Najmłodszy to Józef.

Uroczystość była wyjątkowa. Śmiali się, przytulali, wspominali, opowiadali. Andrzej ciągle powtarzał:

— Jak mogłem nie wiedzieć?..

— Widocznie tak miało być — mawiała babcia. — A widzieć, jak Staś na Olę patrzy? Chyba niedługo będzie nowe wesele.

I rzeczywiście. Rok później Staś i Ola się pobrali. Ewa została blisko, niczym siostra. Andrzej stał się dla obu prawdziwym ojcem. A babcia… Mówiła tylko: „Dostałam dwie wnuczki naraz. To los!”

I czasem rzeczywiście los układa wszystko, jak powinno. choćby jeżeli przez łzy…

Dziś już wiem: rodzina to nie tylko krew. To ci, którzy chcesz przy swoim stole. I w sercu.

Idź do oryginalnego materiału