Przedszkole nie ma litości
"W poniedziałek rano – jak zwykle w biegu – zaprowadziłam 4-letnią córkę do przedszkola. Była podekscytowana, miała swoją ulubioną zabawkę, mówiła, iż dziś będą plastelinowe zwierzaki. Przy wejściu pani z 'obsługi' ucięła wszystko jednym zdaniem:
'Niestety, dziecko nie może dziś zostać. Ma pani zaległość w płatności'.
Zamarłam. W tym momencie przypomniałam sobie, iż spóźniłam się dwa tygodnie z zapłaceniem czesnego. Nie dlatego, iż nie chcę płacić. W natłoku codziennych obowiązków po prostu zapomniałam. Praca, dom, choroba syna, rachunki – jak każdej matce, czasem coś mi umknie. Ale nie spodziewałam się, iż za to spotka nas aż taka kara.
Nie było żadnego wcześniejszego ostrzeżenia. Żadnego telefonu, maila, ani choćby słowa przypomnienia. Po prostu: dziecko nie ma opieki, koniec, wracajcie do domu.
Moja córka nie rozumiała, dlaczego nie może wejść. Dlaczego inne dzieci wchodzą, a ona musi się odwrócić. Było jej przykro. Mnie wstyd. Poczułam złość i bezsilność.
I pytam: czy naprawdę tak traktuje się rodziny w prywatnych placówkach, które co miesiąc opłacają kilkaset złotych czesnego? Czy naprawdę jedno przeoczenie, wynikające nie ze złej woli, tylko z życia, to powód, żeby z dnia na dzień zamknąć dziecku drzwi przed nosem?
Oczywiście, już zapłaciłam. Ale niesmak pozostał. Bo w tym wszystkim zabrakło jednego: człowieczeństwa. Jednego telefonu. Chwili rozmowy. Zaufania, iż nie jestem 'dłużnikiem do odstrzału', tylko zwykłą matką, która po prostu miała za dużo na głowie.
Dziś zastanawiam się, czy to przedszkole przez cały czas zasługuje na naszą obecność. Bo dla mnie to nie tylko opieka. To miejsce, które powinno wspierać, a nie karać. Zwłaszcza najmłodszych".