"Niedawno przeczytałam na waszym serwisie o świątecznych dyżurach i o tym, iż rodziców oburza, iż placówki 'wystawiają rodziców' i zamykają się w ostatnim tygodniu grudnia. Od kilkunastu lat prowadzę niewielkie przedszkole. To kameralna placówka, w której staramy się stworzyć rodzinny klimat. Zdając sobie sprawę z tego, ile rodzice mają dni urlopowych, jesteśmy zamknięci jedynie dwa tygodnie w okresie wakacyjnym oraz we wszystkie długie weekendy. Naiwnie liczyłam na to, iż rodzice są w stanie to docenić, jednak po tym, co zrobili w zeszłym roku, postanowiłam, iż w tym roku jednak zamknę przedszkole.
By rodzicom było łatwiej
Od lat placówka była otwarta między świętami, bo wiele osób w tym czasie pracuje i nie ma jak zapewnić dzieciom opieki. Choć kadra najchętniej także by odpoczęła i spędziła czas ze swoimi rodzinami, zawsze udawało nam się rozplanować nasze dyżury tak, by przedszkole działało.
Co roku poprosiłam o wpisanie się na listę dzieci, które będą chodzić do przedszkola między świętami. Jest to niezbędne, by zaplanować dokładnie, ile osób jest potrzebnych do opieki, a także, ile jedzenia trzeba kupić. Mimo licznych deklaracji, z kilkunastu dzieci do przedszkola dotarło... zaledwie jedno.
Ponieważ nieobecności te nie zostały wcześniej zgłoszone, opłaty za wyżywienie zostały pobrane, ale przecież nie o to chodzi! Boli, iż rodzice zupełnie się nie przejęli tym, iż kadra rano musiała wstać, pojechać do pracy i przygotować wszystko na przybycie przedszkolaków. Czekała na nie przez kolejne dni i było dokładnie to samo.
Najpewniej pochłonięci międzyświątecznym odpoczynkiem (bo może udało się jednak wziąć urlop) zapomnieli zgłosić, iż dzieci jednak nie będzie. Dla nich to tylko kilkanaście złotych za jedzenie, dla nas naprawdę nieprzyjemna sytuacja i oznaka braku szacunku.
Dlatego w tym roku w mojej placówce nie będzie żadnego dyżuru. Rodzice są oburzeni, ale może, zamiast narzekać, warto czasem spojrzeć na siebie".