Plan na idealne wychowanie
Ktoś, kto widzi mnie z boku w roli matki, czasami mówi, iż jestem dość surowa. Nie wiem, czy to dobre określenie, wolę raczej – konsekwentna. Staram się nie krzyczeć (choć wiadomo, jesteśmy tylko ludźmi i każdej matce się to zdarza), obdarzać pociechy każdego dnia uwagą i czułością, dbać o potrzeby fizyczne, psychiczne, emocjonalne. Do tego próbuję też wspierać ich rozwój i wychowywać je po prostu najlepiej, jak potrafię.
Zanim jeszcze zostałam mamą, nasłuchałam się doświadczonych koleżanek, jakich błędów nie popełnić i na jakie sprawy zwrócić szczególną uwagę. Ale jak to w życiu – jak chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz mu o swoich planach na przyszłość. Kiedy zostałam matką, moje spisane na kartce plany i założenia mogłam sobie wsadzić gdzieś, znacie to prawdopodobnie doskonale. W pędzie życia, natłoku obowiązków i staraniu się o jakiś życiowy balans udało mi się jednak spełnić jedno założenie.
Sprzątanko to życie
Jestem pedantką i perfekcjonistką, jeżeli chodzi o utrzymywanie porządku. Od zawsze uważam, iż wszystko powinnam robić sama i iż zrobię to najlepiej. Czasami więc wolę posiedzieć nad jakimś zadaniem do nocy, niż poprosić kogoś o wsparcie. Tak jak pisała w swoim tekście Karolina Stępniewska, również najlepiej czuję się i odpoczywam w czystym mieszkaniu, które wcześniej samodzielnie posprzątałam.
Sprzątanie i domowe obowiązki takie jak pranie, prasowanie, gotowanie czy mycie podłóg to dla mnie terapia, forma relaksu i czas, który poświęcam swojej głowie. Pomyślcie sobie więc, jak czuła się taka zafiksowana na sprzątaniu kobieta, kiedy w jej domu w odstępie niecałych 2 lat pojawiła się dwójka maluchów, które biegają, bałaganią i brudzą. Początki były trudne, bo przez cały czas uważałam, iż muszę wszystko robić i iż tylko ja zrobię to najlepiej. W pewnym momencie pomyślałam jednak, iż dla dobra rodziny, muszę wprowadzić w życie plan, na który namawiały mnie znajome posiadające starsze dzieci.
Chodzisz po domu? Przy okazji posprzątaj
Takim sposobem, odkąd moje dzieci zaczęły tylko chodzić, zaczęły mieć obowiązki domowe. Brzmi kuriozalnie? Nie do końca, już wam tłumaczę. Pomyślałam, iż żeby się totalnie nie zajechać domowymi obowiązkami, powolutku część będę oddawała innym domownikom. Oczywiście partner nie leży całe dnie na kanapie, też ma swoje zobowiązania, ale mój plan miał bardziej angażować maluchy.
Kiedy urodziłam drugie dziecko, jego niespełna 2-letni starszy brat wyrzucał do kosza zużyte pieluszki, bawił się ze mną w wyścigi, kto szybciej posprząta klocki po skończonej zabawie i podawał mi uprane ubranka, które rozwieszałam na suszarce. Teraz chłopaki są w wieku przedszkolnym i udało mi się nauczyć ich pewnych przyzwyczajeń. Może dla wielu nie będą niczym spektakularnym, ale ja wierzę, iż w przyszłości to zaprocentuje i po trochu dzieciaki będą podejmowały się kolejnych zadań.
Takim sposobem kilkulatki sprzątają po sobie naczynia do zmywarki, zanoszą brudne ubrania do pralki, wiedzą, jak segregować pranie na kolory, a potem pomagają mi we wkładaniu ich złożonych ciuchów do szafy. Poza tym uwielbiają odkurzać, szczególnie kiedy wcześniej sami nabrudzą np. ciastoliną. Wynoszą też makulaturę i plastikowe butelki do kontenerów na segregację odpadów, a także samodzielnie robią sobie kanapki (po moim wcześniejszym pokrojeniu im pieczywa).
Zabawa w dom
Jak mi się to udało? Po prostu angażowałam synów od małego w te czynności i traktowaliśmy to jak rozrywkę, formę zabawy. Podpowiedziała mi to logopedka, bo takie aktywności świetnie też wpływają na rozwój mowy, z którą starszy syn miał problemy. Dzięki temu zyskaliśmy 2w1: poprawę w rozwoju mowy u kilkulatka oraz poczucie, iż w domu wszyscy dbamy o wspólną przestrzeń.
Wiem, iż to banalne, ale wydaje mi się, iż wyręczanie dziecka we wszystkim wcale nie sprawi, iż będzie mu lepiej i łatwiej w życiu. Jestem wyznawczynią zasady, iż samodzielność wzmacnia psychikę, uczy odpowiedzialności i daje poczucie własnej wartości, dlatego domowe obowiązki traktuję jak inwestycję w ich przyszłość. No i dodatkowo nie muszę wszystkiego w domu robić sama. Choć przez cały czas – przyznaję – korci mnie czasami, by po nich coś poprawić albo powiedzieć, iż ja zrobię to lepiej i szybciej ;-)