Bliskość tylko w chmurze danych
Kiedyś plaża była sceną natury: szum fal, krzyk mew, ludzie czytający książki pod wyblakłymi parasolami. Dziś to plan zdjęciowy pod dyktando telefonów – każdy gra swoją rolę.
Rodzice ustawiają kadry do "plażowych stories", a dzieci pozują jak rekwizyty: z przymuszonym uśmiechem, najlepiej w pasującym do feedu kostiumie.
A gdy coś pójdzie nie tak – dziecko zapłacze, zacznie się nudzić albo domagać uwagi – w miejsce czułości pojawia się zirytowane "uspokój się" i szybki powrót do scrollowania.
W cyfrowym świecie wszystko da się wyciszyć, wyretuszować, przesunąć w bok. Ale rzeczywistość – ta z piaskiem w oczach i emocjami nie do przewinięcia – nie zna opcji "mute".
TikTok zamiast kołysanki
Zauważyłam, iż telefony wygrywają z dziećmi nie dlatego, iż są ciekawsze, tylko dlatego, iż nie krzyczą. Wystarczy przesunąć palcem, żeby zobaczyć coś nowego, śmiesznego, pięknego. A dziecko? Dziecko domaga się uwagi, pyta "czemu", chce się
przytulić, czasem płacze "bez powodu". To nie jest łatwe.
W świecie, gdzie liczy się szybki bodziec i krótkie story, dzieci stają się dla nas – dorosłych – wyzwaniem na dłużej niż 15 sekund. I to jest bolesna prawda, którą trudno przyznać na głos.
Czy ja też tak wyglądam?
Za każdym razem, gdy patrzę na te matki wpatrzone w ekran, zadaję sobie pytanie: czy ja też tak wyglądam, gdy odpisuję na maile albo scrolluję komentarze? Pewnie tak. Chcę wierzyć, iż kontroluję ten balans, ale może to tylko moje złudzenie?
Kiedy dziecko mówi "mamo, patrz", a rodzic odpowiada: "zaraz, chwilka" – ono nie słyszy "zaraz". Ono słyszy: "telefon jest ważniejszy niż ja".
Nie chodzi o to, iż te matki są złe. One są zmęczone. Plaża to niby wakacje, ale dla wielu kobiet to tylko zmiana scenerii do codziennych obowiązków: karmienia, smarowania kremem, sprzątania po rozlanym soku.
Telefon to chwilowa ucieczka – reset głowy. Problem w tym, iż ta ucieczka wciąga jak ruchome piaski. Zanim się obejrzysz, minęło 20 minut, a dziecko przez cały czas płacze, tylko już ciszej – bo zrezygnowało.
Obrazek, który boli...
Widok dziecka płaczącego obok matki wpatrzonej w TikToka nie dziwi mnie już, ale przez cały czas mnie uwiera. Bo to jest obraz świata, w którym uwaga stała się walutą deficytową. Nie tylko nie mamy czasu dla dzieci – my go nie mamy choćby dla siebie.
Czasem czuję, iż patrząc w ekran, tracimy nie tylko moment, ale i relację. Dzieci nie pamiętają, co oglądałaś na TikToku. Ale pamiętają, iż ich płacz odbijał się od twojego ekranu.
Może za kilka lat twoje dziecko nie będzie już płakało na plaży – tylko też wpatrzy się w telefon. I wtedy będzie za późno, żeby powiedzieć: "Chciałam cię zobaczyć, ale byłam zajęta patrzeniem na cudze życie".