Maluchy to mistrzowie od niezręcznych pytań. I co najlepsze, wiele z nich zadają w najmniej odpowiednim momencie. W kolejce do kasy, w zatłoczonym autobusie czy w poczekali u lekarza, gdzie panuje niezręczna cisza. Niektóre padają w zaciszu domowym, co nie zmienia faktu, iż też potrafią wbić w ziemię.
Spotkanie
W miniony weekend zorganizowałyśmy babskie spotkanie. Nie widziałyśmy się wieki, nie mogłyśmy się nagadać. Choć plotkowałyśmy dobrych kilka godzin to i tak mam wrażenie, iż nie poruszyłyśmy wielu spraw. Trzeba to będzie nadrobić, stwierdziłyśmy jednogłośnie.
Nie wiem, skąd, jak i dlaczego, ale choćby podczas tych naszych spotkań, które w teorii powinny być chwilą oddechu od rodziny i domowych obowiązków, wciąż rozmawiamy o dzieciach. To one, no i jeszcze może mężowie/partnerzy, są tematem numer jeden.
Z pomysłów naszych dzieci śmiałyśmy się do rozpuku. Momentami nie mogłyśmy powstrzymać łez. To, co wymyślają, jakie tematy zgłębiają i jak postrzegają świat te małe istoty, chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Nie każdej z nas było jednak do śmiechu. Patrycja opowiedziała historię, która w pierwszym momencie zamroziła nam krew w żyłach.
Co za pomysł?
– Dziewczyny, ostatnio Tymek zadał mi takie pytanie, iż zamarłam. Odebrało mi mowę, nie wiedziałam, co nim kieruje – opowiadała Patrycja.
– Wyobraźcie sobie taką sytuację. Przygotowuję obiad, a nagle do kuchni z prędkością światła wpada mój syn. "Mamo, muszę cię o coś ważnego zapytać. Czy ty z tatą nie moglibyście się rozwieść? Tak bym raz mieszkał z tobą, a raz z nim?" – powiedział. Aż łyżka wypadła mi z ręki. Stanęłam jak słup soli i próbowałam zrozumieć, o co mu chodzi.
Może coś usłyszał, źle zinterpretował. Może wkradło się jakieś nieporozumienie. No nic takiego nie przyszło mi do głowy. Nie mogłam przypomnieć sobie żadnej niepokojącej sytuacji. Nie wiedziałam, co jest grane – kontynuowała.
Żadna z nas nie odezwała się ani słowem. Nie wiedziałyśmy, jak dalej potoczy się ta cała
sytuacja. W pierwszej chwili pomyślałam, iż Patrycja ma może jakieś problemy w małżeństwie, które zauważył jej syn. Może dzieje się coś, o czym chciałaby z nami porozmawiać, a ta historia jest tylko wstępem.
Tak to sobie wymyślił! No sprytne!
Opowiadała dalej. – Usiedliśmy w pokoju i zaczęliśmy spokojną rozmowę. Nie chciałam wywierać na nim żadnej presji, bo nie wiedziałam, co go skłoniło do zadania takiego pytania. Z jednej strony nie miałam powodów do obaw, nasze małżeństwo jest niemalże idealne, ale z drugiej, przecież musi być jakaś przyczyna. Może coś zobaczył, usłyszał, ktoś mu coś powiedział.
Nie zgadniecie, co nim kierowało! "Mamo, bo jak byście się z tatą rozwiedli, to dostawałbym dwa prezenty na urodziny" – powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą.
Przerażające
Z jednej strony chłopiec sprytnie to wykombinował, ale z drugiej, takie sytuacje pokazują, jak dzieci są nieświadome pewnych spraw. Syn Patrycji w tym roku skończy 6 lat, nie jest już maluchem, dla którego słowa rozwód czy rozstanie są czymś abstrakcyjnym. Rozumie coraz więcej spraw i potrafi wyciągać wnioski. I choć może ten podwójny prezent urodzinowy miał być formą żartu, to mimo wszystko dziwi mnie, iż dzieciom takie pomysły przychodzą do głowy.