— Jarek! Twoja mama przyjechała, chodź na dół! — krzyknęła wychowawczyni jasnowłosego chłopca z uroczymi lokami.
— Mamo, mamo! — chłopiec z uśmiechem rzucił się w ramiona starszej kobiety.
U Elżbiety urodził się Jarek, kiedy nikt już nie spodziewał się tego cudu. Była przekonana, iż nie będzie miała własnego dziecka. Elżbieta i jej mąż Jan odwiedzili niezliczoną ilość lekarzy i klinik w poszukiwaniu leczenia, a diagnozy nadchodziły jedna po drugiej. Ale nic nie przynosiło rezultatów. Wydawało się, iż pozostaną bez dzieci. Jan miał już syna z pierwszego małżeństwa, więc brak drugiego dziecka nie obciążał go.
— Nie martw się, Elżbieta. Przecież mamy Pawła, i dobrze się dogadujemy. Poza tym, prędzej czy później będzie miał swoje dzieci, i będziemy mieć wnuki. Nie wspominając już o naszym wieku, prawie czterdzieści lat, a ja choćby więcej. Czas cieszyć się życiem i przygotowywać się na emeryturę — pocieszał ją mąż.
Paweł był na pewno dobrym chłopcem, pomyślała Elżbieta, ale jakże wspaniale byłoby mieć swoje własne dziecko. Wziąć je na ręce, poczuć delikatne dziecięce rączki i dać mu pierwszy matczyny pocałunek…
Pewnego weekendu postanowili z mężem wybrać się do park-hotelu położonego w malowniczym Podmoskwie. Wynajęli pokój na kilka dni i cieszyli się zimowym wypoczynkiem: odwiedzali kryty basen i saunę, a wieczorami zamawiali kolacje w restauracji, aby wznieść kieliszki wesołości po stresującym tygodniu.
Po wieczornym przyjęciu w restauracji, kiedy wrócili do pokoju, Elżbieta postanowiła wziąć prysznic. Zmyła makijaż z twarzy i nagle ogarnęła ją mdłość. Opowiedziała mężowi o swoim stanie.
— Coś jest nie tak, Jan. Coś się ze mną dzieje. Może zjadłam coś nie tak w restauracji — powiedziała.
— Pewnie za dużo zjadłaś ciastek, kochanie — zażartował mąż.
Sytuacja gwałtownie się rozwinęła. W niedzielę stan Elżbiety pogorszył się: ciągła mdłość, zawroty głowy i słabość. Przypuszczała, iż to zatrucie złymi produktami z restauracji.
— Nigdy wcześniej tak nie miałam — powiedziała swojej siostrze Nadzie, kiedy wrócili do domu.
— Elżbieta, może powinnaś iść do szpitala, nie wiadomo, co z tobą jest — zaproponowała Nadia.
— Dziewięć tygodni! — powiedział lekarz rodzinny.
Słowa lekarza zabrzmiały jak magia, a Elżbieta jakby wzleciała na skrzydłach, wybiegając z gabinetu. Była w ciąży! Chciała płakać ze szczęścia, i ledwo nie wpadła w ramiona męża.
— Jan… Jan… — ledwo wydobywała słowa, łapiąc oddech.
— Co? — przestraszony m
ąż nie rozumiał, co się dzieje, widział tylko, jak żona nagle stała się blada.
— Mam dziewięć tygodni do porodu! Będziemy mieli dziecko! — Elżbieta była prawie w nirwanie z radości.
— Elżbieta, masz prawie czterdzieści lat. Już nie jesteś dziewczyną. Kiedy dziecko skończy szkołę, będziesz miała prawie sześćdziesiąt lat i będziesz na emeryturze. Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? — próbowała przekonać Nadia.
— Nie, nie! Po prostu zamknij się! jeżeli nie chcesz się ze mną cieszyć, to po prostu milcz! — Elżbieta rzuciła na siostrę gniewne spojrzenie.
Narodziny Jarka przebiegły gładko, a chłopiec rósł zdrowy i silny. Elżbieta cieszyła się każdym momentem macierzyństwa, choćby zmianą pieluch i nocnymi karmieniami. Jej wiek nie przeszkadzał jej być doskonałą mamą. Naturа obdarzyła Jarka umiejętnościami i zdolnościami. Gdy miał cztery lata, poszedł do przedszkola, a Elżbieta długo przygotowywała się do tego momentu, z trudem odpuszczając swojego syna. Ale praca wymagała jej uwagi.
Wieczorem, po zakończeniu dnia, Jarek opuszczał przedszkole i przeplatał spacery, to z mamą, to z tatą. Czasami zabierał go Paweł, czasami Nadia. Wszyscy widzieli w Jarku małe słoneczko.
Jarek dorósł i nadszedł czas, by iść do szkoły. Tego dnia cała jego rodzina była z nim: rodzice, starszy brat i jego żona. Zorganizowali dla Jarka uroczystą akademię. Chłopiec czuł się dumny. Ojciec uczył go:
— Synku, bądź dumny ze swojej rodziny. Twoja mama to wyjątkowa kobieta. Pamiętaj o tym.
I te słowa zapadły głęboko w serce Jarka, jak modlitwa.
Jesienią, gdy praca głównej księgowej dobiegła końca, Elżbieta wreszcie mogła spędzać więcej czasu z synem. Umówiła się, iż będzie odbierać go ze szkoły.
Syn skończył lekcje wychowania fizycznego, a Elżbieta czekała na niego przy szatni. Poprosiła jednego z przechodzących chłopców, aby zawołał Jarka.
Jarek wyszedł ze szatni w swoim szkolnym mundurze z uśmiechem na twarzy. Jego euforia była zaraźliwa, a Elżbieta nie mogła się powstrzymać od uśmiechu w odpowiedzi.
— Jak minęła lekcja wychowania fizycznego, synku? — zapytała Elżbieta.
— Świetnie, mamo! Dzisiaj graliśmy w piłkę nożną, i strzeliłem dwa gole! — odpowiedział Jarek z dumą w głosie.
Elżbieta uśmiechnęła się i pogłaskała go po głowie. Była dumna ze swojego syna i zawsze cieszyła się z jego sukcesów.
Razem skierowali się do domu, opowiadając sobie o swoich dniach. Jarek opowiadał o swoich nowych przyjaciołach w szkole, a Elżbieta dzieliła się planami na wieczór i planami na kolację.
Wieczorem w ich przytulnym domu ponownie panowało rodzinne ciepło. Jan przygotował pyszną kolację, Elżbieta i J
arek opowiadali o swoich dniach, a Paweł i Nadia przyszli w odwiedziny, aby spędzić czas razem.
Wszyscy widzieli w Jarku jasną przyszłość i byli gotowi wspierać go w każdym jego przedsięwzięciu. Chłopiec rósł szczęśliwy, otoczony opieką i miłością swojej wielkiej rodziny.
Rodzinne spotkania stały się dla nich prawdziwymi świętami, a oni ceniszą każdą chwilę spędzoną razem. Dla Elżbiety to był długo oczekiwany dar losu, i wiedziała, iż mimo swojego wieku, była szczęśliwą mamą.
Ich historia stała się unikalna i wyjątkowa, pełna ciepła i miłości, a żaden wiek nie mógł przeszkodzić im w cieszeniu się swoim życiem rodzinnym.