"Nigdy nie byłam fanką elektronicznego dziennika, ale to, co dzieje się w klasie czwartej, zakrawa na absurd. Jeszcze w klasach 1-3 jakoś to funkcjonowało, a pani starała się zamieszczać wszelkie informacje czy wysyłać wiadomości przed godziną 18:00. Wystarczyło jedno logowanie wieczorem, by wszystko wiedzieć. Mimo to uważałam, iż to mocna przesada. Nasi rodzice stawiali się raz miesiącu na wywiadówce, resztę my przekazywaliśmy i jakoś to funkcjonowało. Teraz bez Librusa jak bez ręki.
Matka asystentka
Do tej pory nie instalowałam aplikacji na telefonie, wystarczyło jedno logowanie na serwis. Jednak w starszych klasach sytuacja nie dość, iż zmienia się bardzo dynamiczne w ciągu dnia, to jeszcze nikt nie szanuje czasu rodziców.
Początkowo myślałam, iż to 'tylko' wrześniowy chaos, ale z każdym dniem jest gorzej. Żeby nic nie przegapić, loguję się w ciągu dnia choćby po kilka-kilkanaście razy, ale to nie pomaga. Wczoraj ktoś wysłał informację o odwołanych porannych zajęciach o godzinie 22:00, z kolei o 6:00 notatkę o tym, by przynieść szkolne legitymacje. Obydwie odczytałam o godzinie 8:00, gdy syn był już w szkole.
Ja rozumiem, iż można o czymś zapomnieć lub iż nagle ktoś się rozchorował, ale zaczynam mieć wrażenie, iż wrzucanie notatek w środku nocy to standard.
Wygodnictwo i brak szacunku
Umieszczając informacje na Librusie, szkoła sprytnie przerzuca odpowiedzialność z nauczycieli na rodziców. Przynajmniej jeden z opiekunów musi być ciągle online, by wszystko móc przekazać swoim dzieciom. jeżeli tego nie zrobi, uczeń pójdzie do szkoły nieprzygotowany i będzie musiał ponieść związane z tym konsekwencje.
Na ten moment to 'tylko' lekcja, która się nie odbyła, brak odpowiedniego podręcznika czy stroju galowego, ale aż się boję, co będzie dalej. To jakiś horror, a nie dobra komunikacja. Komu ma to służyć? Na pewno nie dzieciom i nie rodzicom".