*Dziennik, 15 czerwca 2024*
— Cześć, Aniu! — zawołałam wesoło, wybierając numer. — Chcielibyśmy wpaść do was w weekend. Możemy?
— Cześć… — odpowiedź była chłodna. — Nie, nie możecie.
— Co masz na myśli? — zmieszałam się.
— Dokładnie to, co powiedziałam — rzuciła sucho Agnieszka.
— Gniewasz się na coś? Nie rozumiem…
— Jeszcze się pytasz? Po tym, co zrobiłaś, nie chcę cię znać! — wykrzyknęła ostro.
— Co ja zrobiłam? O co ci chodzi?
Siostry Kowalskie wychowały się w małej wsi na Podlasiu. Starsza, Agnieszka, została po szkole w rodzinnej miejscowości: skończyła technikum, została księgową. Wyszła za miejscowego przedsiębiorcę Jacka, razem zbudowali dom, urodził się im syn Filip i pomagała prowadzić rodzinny interes.
Młodsza, Anna, zawsze marzyła o życiu w mieście. Wyjechała na studia do Białegostoku, tam została, znalazła pracę jako sprzedawczyni w sieciowym sklepie. Z mężem, Tomaszem, pracującym w fabryce, żyli w wynajętym mieszkaniu. Dwa lata po ślubie urodziła się ich córka Zosia.
Mimo odległości siostry utrzymywały kontakt. Gdy Zosia skończyła rok, Anna często odwiedzała Agnieszkę. Świeże powietrze było dobre dla dziecka, a pomoc siostry zawsze się przydawała. Czasem przyjeżdżała na weekend, czasem choćby na miesiąc.
Agnieszka zawsze przyjmowała ich z radością. W domu było miejsce, a Zosia była cichą, grzeczną dziewczynką. Z czasem Anna zaczęła zostawiać córkę u siostry choćby bez siebie — najpierw na kilka dni, potem na tydzień, a latem na cały miesiąc. Motywowała to tym, iż chce trochę odpocząć z mężem. Agnieszka się nie sprzeciwiała. Pracowała zdalnie, choć nie było to wygodne, pomagała.
Sama Anna nie kwapiła się, by odpłacić się gościnnością. W ich maleńkim mieszkaniu nie było miejsca dla rodziny Agnieszki, więc gdy przyjeżdżali do miasta, wynajmowali pokój. A Anna choćby nie zawsze znajdowała czas, by się spotkać. To wizyta u fryzjera, to pilne sprawy. Czasem wpadała na godzinę — i tyle.
Ale Agnieszka starała się o tym nie myśleć. Ważne, iż dzieci się lubią, a siostra, choć nieidealna, to jednak rodzina.
Filip dorósł, szykował się na studia. Rodzice byli gotowi opłacić naukę. Ale w przeddzień składania dokumentów Agnieszka poważnie zachorowała: wysoka gorączka, osłabienie. Jacek obiecał zawieźć syna do miasta, ale nie mógł towarzyszyć mu cały dzień — praca.
Wtedy Agnieszka zdecydowała się zadzwonić do siostry:
— Aniu… — szepnęła ledwo słyszalnie. — Mogłabyś jutro pomóc Filipowi z dokumentami? Spotkać go, zawieźć na uczelnię, dopilnować… I żeby u ciebie przenocował? Jacek odbierze go rano…
Długa cisza.
— Przepraszam, nie dam rady — odpowiedziała Anna.
— Dlaczego? — Agnieszka nie wierzyła własnym uszom.
— Mam wizytę u kosmetyczki, potem z Zosią po zakupy — jedzie na kolonie, trzeba wszystko przygotować.
— Aniu, nigdy cię o nic nie prosiłam. To tylko jeden dzień…
— Naprawdę nie mogę — odcięła się Anna.
— A przenocować? choćby na podłodze!
— Agnieszka, on jest już dorosły. Gdzie ja go ulokuję? W naszym pokoju? A może z Zosią? Oboje nastolatki, trochę dziwnie. A kuchnia malutka — sama wiesz…
Agnieszka poczuła łzy w oczach. Przez tyle lat nigdy nie odmówiła siostrze. Zawsze przyjmowała, pomagała, karmiła. A w zamian…
— Dobrze. Zrozumiałam — powiedziała cicho.
Ostatecznie pomógł daleki kuzyn Jacka, z którym rzadko się widywali. Z euforią zawiózł Filipa, pomógł z dokumentami, choćby pokazał mu miasto.
Filip dostał się na studia. Rodzice wynajęli mu pokój. WyrosFilip odnalazł swoje miejsce w życiu, a Agnieszka nauczyła się, iż czasem lepiej mieć mniejszą rodzinę niż siostrę, która nie potrafi być blisko wtedy, gdy najbardziej jej potrzeba.