Drogi Dzienniku,
Dziś po raz kolejny poczułam, jak nasz mały świat wypełnia się dźwiękami i nieporozumieniami, które wcale nie muszą się zdarzyć. Wczoraj, po powrocie ze szpitala, przywitała nas w drzwiach nie tylko nasza nowa córeczka Zuzia, ale i goście, których nie spodziewaliśmy się zobaczyć w tak intymnym momencie.
Mój mąż, Kacper, od razu po wejściu rozłożył się na kanapie i włączył telewizor, a ja zabrałam się do sprzątania kuchni, którą Kacper w ciągu czterech dni mojej nieobecności zamienił w prawdziwe pole bitwy. Gdy skończyłam, nakarmiłam Zuzę i, gdy zasnęła, postanowiłam położyć się na łóżeczku w pokoju dziecięcym dzień był przecież tak emocjonujący i pełen obowiązków, iż nie mogłam już dłużej zwlekać.
Zanim zdążyłam zamknąć oczy, usłyszałam ostre pukanie w drzwi. Otwierając, zobaczyłam gości, których Kacper już wcześniej zaprosił do wnętrza. Była to Joanna starsza siostra Kacpra jej mąż oraz dwie przyjaciółki Joanny, które znałam ledwie z widzenia.
Kochany, przyjechaliśmy Cię przywitać! Pamiętam, jak byłeś mały, a teraz patrz już jesteś tatą! wykrzyknęła siostra, rozrabiając po całym pokoju. Reszta przytulała Kacpra, całowała go i obmyślała, żebyśmy dali im miejsce przy stole.
Joanno, proszę, trochę ciszej Zuzia właśnie zasnęła poprosiłam, czując narastające zmęczenie.
A nie! Takie małe nie słyszą nic! Lepiej już nakryj stół przynieśliśmy wino i ciasto odparła bez namysłu.
Położyłam na stole to, co pozostało po naszym niedawnym spotkaniu z rodzicami. Coś tu oszczędziliście! wymamrotała sąsiadka z przyległego mieszkania.
Przepraszam, nie spodziewaliśmy się gości. Właśnie wróciłam ze szpitala, więc wszystkie pretensje kieruję do Kacpra on sam urządził dom bez mnie odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
Dziewczyny, nie ma co się kłócić! Zamówiłem pizzę trzy rodzaje, więc nikt nie pozostanie głodny oznajmił Kacper, próbując rozładować napięcie.
Goście zostali aż do dziewiątej, a ja już wtedy jasno powiedziałam, iż muszę kąpać Zuzę i położyć ją spać. Gdy wreszcie wyszli, Kacper zwrócił się do mnie:
Wiktorio, mogłaś być milsza. Goście przyszli nas przywitać, a ty przy stole nie usiadłaś, cały czas biegłaś do dziecka i na koniec prawie wszystkich wypędziłaś.
Co miałam zrobić, kiedy w pierwszy dzień po szpitalu nie mam siły na gości? Przynajmniej mogli przynieść tanie grzechotki dla dziecka odparłam, czując, iż moje słowa są jedynie echem własnego zmęczenia.
Zasadziłam więc w Zuzie, iż od dziś najważniejszy w naszym domu jest maluch, a nie goście. W ciągu najbliższych trzech miesięcy nie zapraszaj nikogo, chyba iż to jakaś formalność dodałam, przekonana, iż to jedyny sposób, by zachować porządek.
Mija miesiąc, Kacper pracuje, a ja i Zuzia pozostajemy w domu. Zuzia rośnie spokojnie, a ja mam czas, by w końcu przestać kombinować w kuchni gotuję już tylko najprostsze rzeczy, a Kacper nie ma nic przeciwko. Życie toczy się spokojnie, dopóki nie pojawiły się nowe kłopoty.
Problem wyłonił się u teściowej Lidia Andrzejewska. Okazało się, iż jej matka, Katarzyna Iwanowska, ma już osiemdziesiąt lat i mieszka w małej wiosce Stara Wieś, nieopodal Łodzi, oddalonej o sto kilometrów od miasta.
Babcia Katarzyna żyje w tradycyjnym domku z piecem kaflowym, wodą ze studni i opałem w stodole. Działka ma dziesięć arów, a ona sama uprawia ziemię, przy czym córka i wnuki pomagają jedynie przy sadzeniu i wykopywaniu ziemniaków, które potem jedzą zimą. Zima minęła, a babcia zachorowała, nie mogąc już sama pracować w ogrodzie.
Lidia postanowiła, iż na całe lato powinna przyjechać do wsi Wiktoria z Zuzą, aby pomóc babci. Najpierw myślałam, iż to żart, ale teściowa była poważna.
Nie mogę zabrać mamy do miasta ogród jest już obsadzony. Kto będzie pielęgnował? Ja sama pracuję, a w weekendy przyjadę, ale w tygodniu kto będzie nosił wodę ze studni? zapytałam.
Studnia znajduje się zaledwie trzysta metrów od domu, ale ciężka wiadra są zbyt duże dla babci.
Nie zamierzam, żebyś nosiła wiadra, Lidio. Babcia ma wózek, na którym można postawić dwie beczki po czterdzieści litrów i przetransportować je. To nie jest dla Ciebie trudne odpowiedziała teściowa.
Nie, Lidio, nie będziemy sami podlewać i pielenia. Kupujemy warzywa w sklepie, więc niech pracują ci, którzy zbierają plony odparłam.
Wyślij Joannę. Ona też nie pracuje dodała.
Joanna ma dwoje dzieci! przypomniałam. A ja? Czy myślisz, iż nie mam dzieci?
Nie porównuj: Joannie starsze dziecko ma pięć lat, młodsze trzy. Musi się o nie troszczyć. A Zuzia? Czy ona ma uciec gdzieś? Nakarm ją, włóż do wózka i zajmij się swoimi sprawami stwierdziła Lidia.
Nie wiesz, iż muszę co miesiąc jeździć z Zuzą do przychodni po szczepienia? odpowiedziałam.
Można obejść się bez lekarzy. Dziecko jest zdrowe, a w przychodni tylko ryzyko zarażenia się chorobą odniosła się Lidia.
W końcu zgodziła się, iż pojadę, ale nie zamierzała nikogo więcej wysyłać. Katarzyna Iwanowska wydała na mnie i moje dzieci trzy pokolenia. Nie mam wobec niej długów, ale wy, Joanno, Wito i Kacprze, jesteście jej długiem podsumowała.
W piątek rano Kacper przypomniał mi:
Pakujesz rzeczy? Jutro jedziesz wsią.
Kacprze, powiedziałam twojej mamie i powtarzam: nie jadę do wsi, a tym bardziej nie zabiorę Zuzki. Co, jeżeli zachoruje? Czy mam iść dwadzieścia kilometrów pieszo do miasta?
W waszej zapomnianej wsi nie kursuje choćby autobus, a sklep jest w sąsiedniej wiosce argumentowała Lidia.
I proponujesz, iż mam biegać dwa kilometry z niemowlęciem, żeby kupić chleb? Nie wiem już, czy potrzebujemy się w twoim życiu z Zuzą.
Kiedy twoja matka sugerowała mi przenoszenie czterdziestolitrowych beczek, milczałeś. Czy naprawdę się na to zgadzasz, kiedy sama ważysz pięćdziesiąt siedem kilogramów?
Można nie napełniać beczek do pełna odparł Kacper. Po prostu jedź. Mama powiedziała, iż jedziesz. Jutro do dziesiątej przyjedzie ojciec i odwiezie was. Lepiej pakuj już dziś.
Po tym, jak Kacper poszedł do pracy, zaczęłam pakować, ale najpierw zadzwoniłam do rodziców. Mama Viki, będąca pielęgniarką w oddziale pediatrycznym, nie mogła uwierzyć, iż Lidia zamierza zamknąć nowonarodzoną wnuczkę w wiosce.
Do roku trzeba monitorować rozwój dziecka, a w trzecim miesiącu już trzeba odwiedzać specjalistów. Jak można tak lekkomyślnie postąpić? oburzyła się.
Tata Viki po cichu załadował torby do samochodu. Pojechaliśmy więc do domu rodziców. Kiedy Kacper wrócił z pracy i zobaczył, iż nie ma ani żony, ani córki w domu, od razu wiedział, gdzie ich szukać. Dzwonił kilka razy, nie otrzymując odpowiedzi. W końcu sam podszedł do drzwi i usłyszał, jak rozmawiam z mężem.
Nie wysyłają cię do kopalni, tylko do wsi! Na świeże powietrze! Czy naprawdę przez jedną głupią decyzję stworzyłeś cały problem? zapytał.
Tak, stworzyłam problem. Dwa lata temu, kiedy się poślubiłam, kochałam cię za twoją wysoką postawę, szerokie ramiona i dobrą duszę. Nie przewidziałam, iż pod tą fasadą kryje się mamini synek.
Więc nie wrócisz do domu? zapytał.
Nie wrócę. Dom to miejsce, gdzie jest bezpiecznie, kochają cię i chronią. Nie wyjdziesz z roli obrońcy. Żyj z mamą.
Po pół roku udało mi się rozstać z Kacprem.
Zapisuję to wszystko, bo chcę pamiętać, jak łatwo można utknąć w pułapce nieporozumień i obowiązków, i jak ważne jest słuchać własnego serca, choćby gdy wokół krzyczą wszystkie inne głosy.
Pozdrawiam,
Wiktoria.













