Mało kogo stać na kredyt hipoteczny, a najem to często cały zarobek. Dlatego młodzi ludzie wspólnie wynajmują jakiś niewielki lokal mieszkalny.
Zwykle studia trzeba łączyć z pracą, a łączenie jednego z drugim bywa trudne, zwłaszcza iż pracodawcy bywają niezbyt wyrozumiali i często wymagają spędzania w pracy dłuższego czasu niż kodeksowe 8 godzin. Stąd w kampanii wyborczej pojawiło się hasło „akademik za złotówkę” czy obietnica dopłacania kilkuset złotych studentom, którzy zmuszeni są wynajmować lokum na wolnym rynku. I tu przychodzi na myśl białoruskie porzekadło: „Obiecał pan kożuch, ciepłe to były słowa”. Minister nauki Dariusz Wieczorek zażartował, iż to była ściema. I rzeczywiście nic z tego nie wyszło, tylko studenci nie widzą w tym nic śmiesznego. Wciąż jeździmy na osiedle Jelonki, gdzie młodzi ludzie „waletują” w pustych lokalach i skąd są przez policję wyprowadzani w kajdankach.
Pozostawione po budowniczych Pałacu Kultury drewniane domki przez dziesięciolecia pełniły funkcję tanich akademików, ale już nie pełnią. Warszawa ma wobec tego terenu inne plany i pewnie jak zwykle grunty na warszawskim Bemowie trafią w ręce deweloperów.
Jedynym człowiekiem w rządzie, który pomyślał o studentach, był wiceminister rozwoju Krzysztof Kukucki z Lewicy, przygotował on śmiały plan budownictwa komunalnego obliczony na wydanie 50 mld z budżetu, z czego 10 proc. miało być przeznaczone na akademiki. Kiedy jednak zorientował się, iż rząd ma inne priorytety, wrócił do rodzinnego Włocławka, gdzie jeszcze jako wiceprezydent wybudował rekordową ilość mieszkań czynszowych na każdą kieszeń. Mieszkańcy docenili ten wysiłek i wybrali go na prezydenta miasta.
W Poznaniu i Krakowie doszło do gwałtownych protestów studenckich przeciwko prywatyzacji akademików. I mimo iż minister Wieczorek (ponoć z Lewicy), gasząc protesty, młodzieży mnóstwo obiecał, to słowa nie dotrzymał.
Warszawa, Gdańsk, Kraków i Wrocław to praktycznie miasta zamknięte dla młodych ludzi z prowincji wywodzących się z niezamożnych rodzin. Zostając w domu z rodzicami, młodzi ludzie nie zrobią karier, o których marzą. A Polska straci bezpowrotnie mnóstwo talentów, którym nie będzie dane się rozwinąć. Dlaczego? Bo banki i deweloperzy muszą swoje zarobić. A młodzi i zdolni niech wyjeżdżają na Zachód i tam próbują szczęścia. Tylko ilu później zechce wrócić?