Jak i dlaczego odchudzają się polskie dzieci?

kosmosdladziewczynek.pl 1 rok temu

W Polsce odpowiedzialność za otyłość dzieci często przypisuje się rodzicom i samym dzieciom. Tymczasem to problem całego systemu społecznego, w którym zdrowie całkowicie utożsamiliśmy ze szczupłą sylwetką. W naszej wyobraźni istnieje jakieś jedno konkretne żeńskie ciało, do którego aspirują dziewczynki. Nic pomiędzy, nic poza tym. Przeczytaj wywiad z drą Zofią Boni, która przez dwa lata prowadziła badania z dziećmi i nastolatkami usiłującymi schudnąć.

W tym portalu wierzymy, iż pogłębione treści mają sens, choćby w szybkich mediach internetowych. To długi tekst, ale każda jego linijka jest uzasadniona. Podpowiadamy ci, jak ważne tematy jeszcze w nim znajdziesz:

# o bezsensowności wskaźnika BMI

# o odczarowaniu słowa gruby”, gruba”

# o tak zwanym obesogenicznym środowisku, czyli takim, które kształtuje i bezpośrednio wpływa na powstawanie otyłości

# o stygmatyzacji dzieci z nadwagą

# o nowatorskim Amsterdam Healthy Weight Programme

# o tym, iż nadwaga i otyłość to dwie różne rzeczy

Z odczytem na temat poruszany w wywiadzie dra Zofia Boni wystąpiła na pierwszej polskiej konferencji Dziewczynki i dziewczyny. Wstęp do girlhood studies, współorganizowanej przez Fundację Kosmos dla Dziewczynek w październiku 2022.

Naukowczynie o dziewczynkach

dr Zofia Boni

O tym, co widać na obozach odchudzających dla dziewczyn i chłopaków

Posłuchaj

Naukowczynie o dziewczynkach

dr Zofia Boni

O tym, co widać na obozach odchudzających dla dziewczyn i chłopaków

Posłuchaj

Na konferencji mówiłaś o odchudzaniu się dziewczynek, o tym, w jaki sposób mówimy i piszemy w naszej kulturze na temat odchudzania dzieci. Skąd pomysł na taki temat?

Gdy rozmawiałam z wieloma osobami w czasie moich badań do doktoratu, który dotyczył żywienia dzieci – z rodzicami, nauczycielkami i urzędniczkami zajmującymi się tematem zdrowia i żywienia dzieci – zauważyłam, iż temat dziecięcej otyłości traktuje się jak straszak: „otyłość się szerzy, musimy to zmienić!”. Ale nie widać było, żeby jakoś dużo w tej sprawie robiono.

Stąd uznałam, iż ciekawie byłoby zrobić badania dotyczące społecznych aspektów dziecięcej otyłości, między innymi dyskursów ich dotyczących. Tego, jak się o niej mówi w mediach, ale też jak kształtowane są polityki publiczne dotyczące otyłości. Najbardziej zainteresowały mnie doświadczenia dzieci i nastolatków z tym związane, przeprowadziłam więc z nimi właśnie badania. Początkowo w moich planach nie było badania samego odchudzania, ale jak już zaczęłam szukać, co tak naprawdę kryje się za naszym podejściem do otyłości, to okazało się, iż punktem wyjścia bardzo często są programy zmniejszania wagi, obozy odchudzające czy szerzej zakrojone inne programy medyczne związane z otyłością.

Co konkretnie badałaś i w jaki sposób?

To były badania etnograficzne, które opierają się na obserwacji uczestniczącej, czyli obserwowaniu konkretnych sytuacji i szerszych zjawisk społecznych, przy jednoczesnym uczestniczeniu w nich [1]Badania te były finansowane w ramach grantu otrzymanego z Narodowego Centrum Nauki — 2016/20/S/HS3/00310. W latach 2018 i 2019 brałam z takim naukowym nastawieniem udział w dwóch bezpłatnych całorocznych programach medycznych prowadzonychw Warszawie oraz w dwóch letnich komercyjnych ogólnopolskich obozach odchudzających. Programy stacjonarne zapewniały długoterminową opiekę różnego rodzaju ekspertów: dzieci i ich rodziny spotykały się z lekarzem czy lekarką, dietetyczką, psycholożką i rehabilitantem. Przyglądałam się tym spotkaniom, rozmawiałam z ekspertami, którzy pracują z rodzinami i z dziećmi, które mają nadwagę lub otyłość. I rozmawiałam też z dziećmi, z ich rodzicami. jeżeli chodzi o obozy, to na każdy z nich pojechałam i uczestniczyłam w posiłkach, aktywnościach oferowanych dzieciom, w spotkaniach ze specjalistami i specjalistkami, oczywiście za zgodą organizatorów oraz samych dzieci i ich rodziców. Prowadziłam tam też wywiady grupowe z dziećmi, czy raczej nastolatkami, bo to były osoby w wieku między 9 a 17 lat.

Taki obóz, dwa tygodnie skupiania się na odchudzaniu, to może być wyzwanie dla kilku- czy kilkunastolatki. Jakie dzieci trafiały na obóz?

Były dzieci na ten obóz namawiane czy wysyłane przez rodziców: bardzo tą sytuacją zdziwione i niezadowolone z tego, iż tam są. Jedno z dzieci dowiedziało się, iż jedzie na obóz odchudzający dopiero w autobusie, i chłopiec ten był mocno zszokowany. Były jednak też takie, które same chciały jechać – i to była większość. Nie chciałabym tego tematu za bardzo demonizować: dla wielu z tych dzieci obóz był bardzo dobrym doświadczeniem. To był, owszem, obóz odchudzający i rzeczywiście, wiele kręciło się wokół odchudzania, ale też działy się tam wszystkie fajne rzeczy, które się dzieją na obozach: nowe przyjaźnie, wspólne spędzanie czasu, zabawa.

Były dziewczyny, które na tym obozie pierwszy raz od bardzo dawna grały w piłkę albo uczestniczyły w grach zespołowych (tak samo chłopcy zresztą), bo pierwszy raz miały poczucie, iż nie będą wyśmiewane, nie będą inne. Wiele osób z dużą euforią ten ruch odkrywało.

A przecież jest dużo przykładów z badań, podkreślanych przez nurty ciałopozytywności, ciałoneutralności i zdrowia w każdym rozmiarze (HAES [2]Health at Every Size, ang. Zdrowie w każdym rozmiarze.), które pokazują, iż można być osobą bardzo sprawną fizycznie i grubą jednocześnie. Tymczasem podejście na zajęciach wychowania fizycznego w szkołach, nastawienie na rywalizację, osiągnięcia sprawia, iż dzieci, które z różnych powodów mogą mieć trochę gorsze wyniki, zamiast po prostu cieszyć się ruchem – boją się chodzić na wuef. Dodatkowo często wstydzą się przebierać przy innych w szatni. Ale przede wszystkim mówiły mi o wstydzie związanym z tym, iż są fizycznie słabsze.

Była też na tych obozach grupa, relatywnie mała, głównie dziewczyn, która według wskaźników BMI nie miała choćby nadwagi – zwykle one same chciały się na takim obozie znaleźć. To mnie zszokowało. Myślę, iż duża część z nich miała zaburzony obraz własnego ciała: uważały, iż są za grube, i chciały się odchudzać. Być może część z nich miała bulimię.

Ale historie dzieci były naprawdę bardzo różne. Często w wieku 14–15 lat miały za sobą już wiele lat odchudzania, niejednokrotnie bezskutecznego. Bywało, iż w domu cała rodzina odchudzała się razem z uczestniczką albo mocno wspierała odchudzanie, ale bywało też, iż dziecko było w tym zupełnie osamotnione. Czasami niby było wsparcie ze strony rodziny, ale na zasadzie takiej, iż dziecko otrzymało poradę żywieniową od eksperta i w rezultacie w domu wygospodarowano mu osobną półkę w lodówce, traktując to jako coś dziwnego.

Czy dobrze rozumiem, iż słowa „gruba” używasz jako neutralnego, bez skojarzeń negatywnych? Dlaczego? Czy myślisz, iż jest możliwe je odzyskać, czy też może choćby nie odzyskać – bo nie jestem pewna, czy kiedykolwiek w swojej historii było pozbawione obciążeń – ile zmienić jego konotacje?

Tak, zdecydowanie przyłączam się do postulatów, aby odzyskać słowo „gruby”, „gruba” jako neutralny przymiotnik. Tak jak są osoby niższe i wyższe, tak są osoby chudsze i grubsze. Określenie „gruby” mogłoby być, i powinno, po prostu opisem pewnej cechy, bez jednoczesnych negatywnych konotacji i stygmatyzacji. To by pozwoliło zdjąć ten negatywny społeczno-kulturowy ciężar z tego określenia, a tym samym z osób grubych, i społecznie otworzyć się na większą różnorodność i akceptację naszych ciał.

Towarzyszyłaś dzieciom na obozach, towarzyszyłaś w gabinetach. Jak byś opisała wnioski z badań, które przeprowadziłaś?

Szczególnie uwypukliły się trzy kwestie. Po pierwsze, mam wrażenie, iż w Polsce, mówiąc o otyłości i podchodzeniu do niej, całkowicie zrównaliśmy zdrowie ze szczupłym ciałem. A ciało grube utożsamiamy z ciałem chorym. Tymczasem to niekoniecznie musi być prawdą.

Nie bardzo myślimy o zdrowiu jako dobrostanie psychofizycznym, którego częścią jest akceptowanie swojego ciała i dbanie o nie, aktywność fizyczna i dobra dieta. Celem aktywności fizycznej okazuje się zrzucenie kilogramów, a nie euforia i energia, które można z tego czerpać, czy sprawność, którą zyskujemy. Tak samo celem jedzenia staje się bycie na diecie odchudzającej i stracenie na wadze lub nieprzybranie na wadze, a nie dbanie o dobre, pożywne, wartościowe odżywianie. Obsesyjnie koncentrujemy się na samej masie ciała, na wyglądzie, a nie na zdrowiu. Zrównanie zdrowia z „odpowiednią” masą ciała jest procesem, którego nikt nie zaplanował – to nie jest celowe działanie, ale nieplanowana konsekwencja obecnych dyskursów dotyczących otyłości. Choć są analizy sugerujące, iż przemysł odchudzania zdecydowanie na tym zyskuje i to nakręca. I dzieje się to nie tylko w Polsce, dzieje się to w całej Europie oraz poza nią, i ma poważne społeczne konsekwencje. Zrównanie zdrowia ze szczupłością, utratą kilogramów czy byciem na diecie prowadzi do bardzo niezdrowego stosunku do jedzenia, do ruchu czy do własnego ciała – jak i ciał innych osób. To, jak wyglądamy, jest nieustająco oceniane, co może prowadzić do różnego rodzaju zaburzeń, na przykład obrazu własnego ciała.

Kto korzysta na tym, iż nie lubisz tego, jak wyglądasz? – rozmowa z dr Renee Engeln, autorką „Obsesji piękna”

Czytaj także

Kto korzysta na tym, iż nie lubisz tego, jak wyglądasz? – rozmowa z dr Renee Engeln, autorką „Obsesji piękna”

Czytaj także

Po drugie, jak mówimy o nadwadze i otyłości, to najczęściej wymieniamy je jednym tchem. Tymczasem to są różne zjawiska. Ta granica między nadwagą i otyłością oczywiście jest płynna. Ale jest. I warto o tym pamiętać. Otyłość jest definiowana jako choroba; w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD ma numer E66. Wiąże się z nadmiernym przyrostem tkanki tłuszczowej, który prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia i jakości życia osoby chorującej na otyłość.

Natomiast nadwaga nie jest chorobą. Nie musi wiązać się z negatywnymi skutkami zdrowotnymi. Nadwagę charakteryzuje bardzo szerokie spektrum: można mieć nadwagę małą, średnią, dużą. Duża nadwaga może doprowadzić do otyłości, ale nie musi.

Różne są same statystyki dotyczące tych dwóch zjawisk.

W skali polskiej populacji wszystkich dzieci z otyłością jest około 3–4%. A nadwaga dotyczy, zależnie od sposobu wyliczania, między 20 a 30% dzieci.

Po trzecie, kwestia indywidualnej odpowiedzialności i wyboru. W Polsce osobom z otyłością przypisuje się za nią niemal pełną odpowiedzialność. W przypadku otyłości u dzieci wskazuje się na odpowiedzialność rodziców, ale też nie zawsze i nie koniecznie. Dyskurs dotyczący dziecięcej otyłości jest bardzo stygmatyzujący, i to stygmatyzujący właśnie same dzieci na nią chorujące. Często wcale nie traktuje się otyłości jako choroby, tylko uważa się ją za czyjąś winę. O wiele rzadziej, mówiąc o przyczynach otyłości, mówi się o kwestiach hormonalnych, metabolicznych i genetyce, a najczęściej o indywidualnym wyborze i stylu życia. Jeszcze rzadziej mówi się o społeczno-kulturowych, systemowych, strukturalnych uwarunkowaniach zdrowia. O tak zwanym obesogenicznym środowisku, czyli takim, które kształtuje i bezpośrednio wpływa na powstawanie otyłości (z angielskiego obesity).

A tymczasem przecież jeszcze 30 lat temu masa ciała, która dziś jest uważana za objaw nadwagi, była normą.

Mam wrażenie, iż obecnie, pod tym ciągłym mówieniem o zdrowiu ukrywamy, iż tak naprawdę chodzi nam o to, żeby wszyscy dopasowali się do jakiegoś jednego kanonu piękna, w ramach którego piękne jest tylko szczupłe ciało. Tymczasem ciała ludzkie bardzo różnie wyglądają i po prostu fajnie by było, gdybyśmy to akceptowali. U siebie i u innych.

Z drugiej strony rzeczywiście może się tak zdarzyć, iż jakieś dziecko będzie miało otyłość i będzie trzeba ją leczyć. I tu z kolei problemem okazuje się brak systemowego podejścia do problemu wtedy, kiedy rzeczywiście się go rozpoznaje. Swoją drogą wciąż mało lekarzy i lekarek traktuje otyłość jako chorobę. Programy, które badałam, były bardzo wyjątkowe, jeżeli chodzi o systemowe podejście do tematu otyłości; jest bardzo mało takich miejsc, gdzie rodzice dzieci, które mają dużą nadwagę czy też otyłość, mogą szukać pomocy. Z jednej strony straszymy statystykami, skalą otyłości dzieci w Polsce, a z drugiej – pojedyncze dziecko jest często pozostawione samo sobie. Nie ma jednej specjalizacji, która by zajmowała się otyłością – bo też i nie ma jednej etiologii otyłości; różne mogą być jej przyczyny. Często bywa tak, iż gdy rodzice usłyszą od pediatry komunikat „państwa dziecko jest za grube”, to potem odbijają się od ściany, bo nie ma komu się tym zająć. Może nic nie muszą robić, bo to się zaraz zmieni, a może to jest przejaw problemów hormonalnych? Brakuje też informacji, co i jak by mieli zrobić. A to jest bardzo trudne zadanie, pomaganie i towarzyszenie dziecku w radzeniu sobie z otyłością. Szczególnie jeżeli rodzice jednocześnie nie chcą negatywnie wpływać na samopoczucie dziecka, na jego samoakceptację.

Myślę, iż najważniejsze to o tym rozmawiać i nie upraszczać tych problemów. Nie stygmatyzować; dawać przestrzeń na podejście pełne wrażliwości, empatii. No i przede wszystkim słuchać osób, których to dotyczy.

Fotografia: Dreamstime

Ale skąd się adekwatnie biorą te wyśrubowane normy? Może one jednak mają sensowne uzasadnienie?

Niekoniecznie. Na przykład wskaźnik BMI, zresztą wymyślony przez ubezpieczycieli, jest już kwestionowany przez bardzo wielu lekarzy i lekarki. Bo BMI dotyczy masy ciała, a nie ilości tkanki tłuszczowej. I na przykład osoby zajmujące się zawodowo sportem, te o mocno rozbudowanej tkance mięśniowej, często według wskaźnika BMI mają nadwagę czy wręcz otyłość. Szczególnie u dzieci taka koncentracja na samej wadze jest bardzo dużym uproszczeniem, bo ciała dzieci cały czas się zmieniają. Toteż w tej chwili w medycynie coraz częściej sięga się po bardziej nowoczesne sposoby ustalania parametrów ciała, na przykład po narzędzia badające właśnie poziom i miejsca występowania nadmiernej tkanki tłuszczowej. A jednocześnie wskaźnika BMI cały czas używamy do obliczania statystyk, ale też do umiejscawiania indywidualnych osób na tle tych statystyk.

Podobnie z normami dotyczącymi tego, ile czego powinniśmy jeść: one również nie zawsze są miarodajne.

Na jednym z obozów odchudzających, gdzie przeprowadzałam badania, jedna z dziewczynek po spotkaniu z dietetyczką zaczęła samodzielnie wyliczać ilość cukru w swojej nowej diecie. Według jej wyliczeń po obiedzie już miała wyczerpaną dzienną normę. Zapytałam więc dietetyczkę, o co chodzi. Powiedziała nam, iż przy ustanawianiu tych norm zakłada się, iż ludzie i tak nie będą ich przestrzegać, w związku z tym są one zaniżane.

To tworzy nieosiągalne cele. Dzieci często traktują takie rady, na przykład od dietetyczki, bardzo dosłownie. Myślę, iż takie liczenie wszystkiego, co jemy, jest już samo w sobie niezwykle problematyczne i może prowadzić do zaburzeń odżywiania. A do tego nas zachęca sprowadzanie jedzenia do wartości kalorycznych.

Myślisz, iż ta ogólnokulturowa obsesja odchudzania karmi narastające zjawiska anoreksji i bulimii?

Tak, myślę, iż anoreksja i bulimia z jednej strony, a z drugiej strony otyłość, są niezwykle ze sobą powiązane. W podobny sposób mówi się o niedożywieniu: to druga strona tego samego medalu. Niedożywione osoby mogą mieć i otyłość, i bulimię. Dyskursy dotyczące otyłości w naszej kulturze mają negatywne konsekwencje dla dzieci. o ile społecznie mamy obsesję na punkcie dziecięcych ciał, to przecież dzieci czują to i ucieleśniają. Nie chciałabym być źle zrozumiana, to nie jest tak, iż dzieci świadomie to wybierają. Co ciekawe, badania HBSC [3]https://imid.med.pl/pl/aktualnosci/jakie-sa-polskie-nastolatki-raport-hbsc-2020 i https://www.imid.med.pl/files/imid/Aktualnosci/Aktualnosci/raport%20HBSC%202018.pdf, przeprowadzone w latach 2017–2018 przez Instytut Matki i Dziecka, pokazują, iż nie ma problemu otyłości wśród nastolatek – natomiast dużym problemem jest zaburzony obraz własnego ciała. I rzeczywiście: jak wynika ze wspomnianych badań HBSC, spośród nastolatek z 43 krajów, które zostały objęte badaniami, nastolatki w Polsce mają najbardziej zaburzony obraz własnego ciała (polscy chłopcy też plasują się pod tym względem bardzo wysoko). o ile zestawimy wskaźniki nadwagi i otyłości z wyobrażeniami polskiej młodzieży o własnym ciele, to okaże się, iż zupełnie do siebie nie przystają. 52% polskich piętnastolatek uważa, iż są za grube. To mnie zaskakuje, porusza, przeraża.

Jak myślisz, z czego to wynika, iż akurat Polska jest na pierwszym miejscu, jeżeli chodzi o zaburzoną ocenę własnego ciała u dziewczynek?

W Polsce bardzo wyśrubowane są wymagania dotyczące kobiecości, ale też męskości. Mam wrażenie, iż społecznie w naszej wyobraźni istnieje jakieś jedno konkretne żeńskie ciało. Nic pomiędzy, nic poza tym. Toteż dziewczynki mają jeden, mocno wyimaginowany, model ciała, do którego muszą dążyć, do którego mają aspirować.

W Polsce bycie kobietą i kobiecość są, świadomie i nieświadomie, zrównywane z odchudzaniem się, z, jak to się mówi, „grzeszeniem”, jeżeli zje się ciastko. Dbanie o ciało sprowadza się do tak zwanego dbania o linię, często do niemal nieustającego odchudzania. Dla mnie to jest przerażające. Ale też dobrze to rozumiem: jestem kobietą, która się wychowała w tej kulturze, i również się odchudzałam. Myślę, iż takie podejście zdecydowanie jest przekazywane dziewczynkom. Uczestniczą w tym przekazie całe rodziny: mama, ale też tata, babcia, wujek, ciocia, brat. Wymaga się odchudzania od kobiet, a jednocześnie według wszystkich wskaźników otyłość w Polsce jest o wiele powszechniejsza wśród mężczyzn niż wśród kobiet, i podobnie wśród chłopców i dziewczyn. (Ale warto podkreślić, iż chłopcy też mierzą się z bardzo problematycznymi obrazami męskiego ciała, którym muszą sprostać).

6 sposobów na to, jak pomóc dziewczynce w budowaniu pozytywnego obrazu swojego ciała

Czytaj także

6 sposobów na to, jak pomóc dziewczynce w budowaniu pozytywnego obrazu swojego ciała

Czytaj także

Myślę, iż są dwa główne obszary tego problemu. Pierwszy obszar to komentarze w kierunku dziewczynek dotyczące ich wyglądu: bywa, iż rodzice sami biorą udział w stygmatyzowaniu swoich dzieci.

Poznałam dziewczynki, których mamy sugerowały, iż są za grube i powinny schudnąć, od kiedy te skończyły cztery lata. W tym obszarze rodzice mogą po prostu zacząć zwracać uwagę na to, co mówią dzieciom o ich dziecięcych ciałach, mogą przestać je oceniać negatywnie.

Ale drugi obszar to stosunek kobiet do własnego ciała. Bo dzieci mogą słyszeć, iż niezależnie od wagi są piękne czy iż – choćby lepiej, nie skupiając się na wadze czy na urodzie – ich ciało jest wspaniałe takie, jakie jest. Ale jednocześnie dzieci doskonale widzą, iż ich mama jest na diecie, nie akceptuje swojego ciała, ma kompleksy. Dziewczynki odbierają przekaz: moje ciało nie jest okej. I nie chciałabym tutaj obarczać winą samych kobiet. Myślę, iż to jest wielki problem systemowy. Dajemy wszyscy dzieciom przykład nie tylko komunikatami skierowanymi do nich, ale też naszym własnym zachowaniem. jeżeli debata publiczna koncentruje się na tym, iż dzieci w Polsce są za grube i iż to jest problem, to przecież dzieci to słyszą. jeżeli większość kobiet w ich otoczeniu się odchudza, to dzieci to widzą. Nie żyją w jakiejś społecznej próżni.

Czy widzisz w ogóle nadzieję na zmianę podejścia do kwestii związanych z ciałem, jego rozmiarem?

Widzę! Obserwuję, jak za granicą zmieniają się programy zdrowia publicznego nakierowane na leczenie otyłości u dzieci. Na przykład w Holandii: w Amsterdamie, od 2012 roku wprowadzono świetny, nowatorski na skalę światową program, Amsterdam Healthy Weight Programme, który działa w oparciu o społeczność i już przyniósł pozytywne efekty w kontekście obniżania wskaźników otyłości, ale też szerzej, lepszego zdrowia wśród dzieci. Jego innowacyjność polega na odejściu od skupiania się na indywidualnych zachowaniach dzieci, od obsesji wokół wagi i diety, a nastawieniu na życie społeczne. Społeczność objęta programem sama decydowała, w jakim kierunku i w jaki sposób zmienić nawyki i zachowania, żeby na przykład poprawiać sprawność fizyczną, inaczej się odżywiać. A dzieci były po prostu częścią tej grupy, w której uczestniczyli też dorośli. To pokazuje, iż jednak zmienia się myślenie o tym, czym jest otyłość i jak sobie z nią radzić. Odchodzi się od indywidualistycznej perspektywy ku myśleniu bardziej systemowemu i strukturalnemu, społecznemu właśnie. W Polsce to się dzieje bardzo powoli i myślę, iż zajmie nam jeszcze dużo czasu, ale jest możliwe.

Fotografia: Mikołaj Starzyński

Dra Zofia Boni jest antropolożką społeczną, adiunktką w Instytucie Antropologii i Etnologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, członkinią Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem Uniwersytetu Warszawskiego oraz Unit for Biocultural Variation and Obesity na Uniwersytecie w Oxfordzie [4]https://www.oxfordobesity.org/.

Źródła[+]

Źródła 1 2 3 4
Badania te były finansowane w ramach grantu otrzymanego z Narodowego Centrum Nauki — 2016/20/S/HS3/00310
Health at Every Size, ang. Zdrowie w każdym rozmiarze.
https://imid.med.pl/pl/aktualnosci/jakie-sa-polskie-nastolatki-raport-hbsc-2020 i https://www.imid.med.pl/files/imid/Aktualnosci/Aktualnosci/raport%20HBSC%202018.pdf
https://www.oxfordobesity.org/
Idź do oryginalnego materiału