Jak można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? „Nie masz ani dumy, ani sumienia” — powiedziała mi własna matka.

newskey24.com 13 godzin temu

Jak można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Nie masz dumy ani sumienia – powiedziała mi moja własna matka.

W zeszłym tygodniu moja córka skończyła dwa lata. Małe przyjęcie, które zorganizowałam sama, najlepiej jak potrafiłam, bez wielkich środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie pamiętał. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. I ja, nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu to babcia. Czy dziecku może zaszkodzić to, iż jest kochane?

Halina – tak ma na imię moja była teściowa – przyszła nie z pustymi rękami. Przyniosła zabawkę, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszliśmy do parku, spacerowaliśmy, potem wstąpiliśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko się skończyło, gdy wróciła do domu moja matka…

— Zupełnie cię wstyd nie bierze?! — zasapała już od progu. — Pozwalasz tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze przyjmujesz prezenty – czy ty masz choć odrobinę dumy?!

Chodziła po mieszkaniu, wymachując rękami, lamentując. Mówiła, iż zabawka to tandetny chiński szmelc, słodycze to trucizna, a pieniądze – jałmużna. Całą noc jej słowa warczały mi w głowie, choćby gdy w końcu zamilkła. Twierdziła, iż Halina jest „dobrą babcią”, a ona, moja matka, to „ta zła”. Że zawsze wszystkich zdradzam. Że kiedyś dla mnie została bez grosza przy duszy, a teraz ja porzucam ją dla obcej baby z BMW.

Rozwiodłam się z mężem nieco ponad rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował rzeczy, wyszedł i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, przepisał na swoją matkę. Nic tam nie było mojego. Prawnie – byłam nikim. I nie miałam dokąd pójść.

Divorcem zajmował się adwokat mojej teściowej – do dziś nie rozumiem po co, skoro nie było co dzielić. Mąż od razu zrzekł się ojcostwa. A na papierze nie miał ani majątku, ani dochodów. Nie domagałam się niczego – ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego – żeby zamieszkać w tym mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i tego mi nie dano.

Halina nie była w szoku. To nie była pierwsza i, jak rozumiem, nie ostatnia kobieta w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko jedną z wielu. choćby pomogła mi się wynieść – wynajęła firę przewozową, zapłaciła za przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.

Teraz mieszkam z mamą. Wcisnęłyśmy się we trzy do jej kawalerki. Alimenty – śmiesznie małe. Mąż zniknął, jakby nigdy nie istniał. Tylko Halina czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.

Nie stawiałam oporu. Nie widziałam powodu, by zabraniać babci widywać wnuczkę. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogie futro, przyjechała nowym samochodem, dała dziewczynce pluszaka i cukierki. Tylko tyle. A w domu zaczęło się piekło.

Mama wpadła w furię. Krzyczała, iż jestem zdrajczynią. Że nie mam prawa pozwalać „tej kobiecie” zbliżać się do dziecka. Że skoro ojciec się zrzekł – babcia też nie powinna mieć prawa. Że to hańba dla rodziny. Doszło do tego, iż wyrzuciła mnie z mieszkania – w środku wieczoru, z dzieckiem na rękach, nie mając pojęcia, gdzie iść.

Stałam w klatce schodowej i myślałam: za co adekwatnie jestem winna? Za to, iż pozwoliłam babci przytulić wnuczkę? Za to, iż dziewczynka pobawiła się misiem? A może za to, iż jestem zmęczona samotnością?

Czasem wydaje mi się, iż utknęłam między dwiema ścianami. Z jednej strony – mężczyzna, który uciekł od odpowiedzialności, z drugiej – matka, która udaje, iż chroni, a w rzeczywistości dusi. A ja chcę tylko odrobiny spokoju. I żeby moją córkę ktoś kochał. choćby jeżeli to ci, którzy mnie kiedyś zranili.

Ale chyba w tym domu miłość to coś, za co się karze.

Idź do oryginalnego materiału