Dziennik – niedatowany
Nie wiem, jak odebrać klucze Sylwii. Jej nieustanne wtrącanie się niszczy moją rodzinę.
Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie poranne mgły unoszą się nad polami, a życie powinno być spokojne. A jednak. Mam na imię Zuzanna, mam 29 lat i zamiastem spokoju – codzienną walkę w naszym mieszkaniu. Mój mąż, Bartosz, i nasz synek, Tymek, to jedyne jasne strony tej sytuacji. Jego matka, Sylwia, wkracza w nasze życie jak burza. Czuję się bezsilna.
Kiedy wychodziłam za Bartosza, wiedziałam, iż jego mama jest… specyficzna. Dominująca, pewna siebie – zawsze musiało być po jej myśli. Kochałam go, więc myślałam, iż damy radę. Po ślubie dostaliśmy od jego rodziców mieszkanie. To był prezent, ale z haczykiem: Sylwia zatrzymała klucze. *„Na wszelki wypadek”* – powiedziała wtedy. Głupia byłam, iż się nie zawahałam.
Gdy dwa lata temu urodził się Tymek, wszystko się zmieniło. Sylwia zaczęła się pojawiać codziennie. Najpierw myślałam, iż pomaga. gwałtownie okazało się, iż to kontrola. Układała naczynia w kuchni po swojemu, krytykowała moje gotowanie, mówiła, jak mam opiekować się dzieckiem. Przełykałam to, bo Bartosz powtarzał: *„Mamo, ona chce dobrze”*. Ale z czasem stało się to nie do zniesienia.
Budzę się z lękiem. Boję się, iż zaraz pojawi się w progu. Często wpadła, zanim wstałam, i robiła Tymkowi „porządne” śniadanie. Najgorzej, gdy zaglądała do sypialni, mówiąc: *„Kiedy ten mały w końcu wstanie?”*. Czuję się jak intruzka we własnym domu. Pewnego razu wyszłam spod prysznica i zobaczyłam, jak grzebie w naszej szafie – szukała „odpowiednich” ubrań dla Tymka. Dla niej moje zdanie nie było ważne.
Mówiłam Bartoszowi, ale on tylko wzruszał ramionami: *„Mamo, ona po prostu kocha wnuka. Nie dramatyzuj”*. Jego słowa bolały jak cios. Naprawdę nie widzi, iż jego matka zabiera nam prywatność? To mieszkanie nie jest nasze, nasze życie – także. Sylwia decyduje, co Tymek je, w co się ubiera, kiedy śpi. A ja? Jestem jak gość we własnym domu.
Postanowiłam: muszę odebrać jej klucze. Ale jak? Poprosić? Obrazi się, nazwie niewdzięczną, a Bartosz pewnie stanie po jej stronie. Wymienić zamki w tajemnicy? To skończy się awanturą. Sylwia mistrzowsko manipuluje. Niedawno rzuciła, iż *„mieszkanie to prezent, więc powinnaś być wdzięczna”*. To brzmiało jak groźba.
Zaczęłam wyładowywać frustrację na Bartoszu. Kłócimy się coraz częściej. Tymek to wyczuwa – źle śpi, jest markotny. To moja wina. Mam poświęcić szczęście dla świętego spokoju? Ale jak tu żyć, gdy każdy krok jest kontrolowany?
Wczoraj Sylwia przekroczyła granicę. Obudziłam się, gdy w salonie gadała z koleżanką o tym, jak „źle” zajmuję się Tymkiem. Próbowałam się bronić, ale przerwała mi: *„Zuzia, jesteś młoda, jeszcze się nauczysz”*. Bartosz, jak zawsze, milczał. Wtedy zrozumiałam: jeżeli tego nie zatrzymam, stracę nie tylko dom, ale i siebie.
Nie będę udawać, iż wszystko gra. Chcę decydować o swoim życiu. Ale jak odebrać klucze, nie wywołując wojny? Boję się, iż Bartosz wybierze matkę. Że zostanę sama z Tymkiem, bez domu, bez wsparcia. Ale jeszcze bardziej boję się, iż jeżeli nie zareaguję, stracę siebie.
Wiem jedno: nie poddam się. Może to będzie wojna – jestem gotowa. Moja rodzina to ja, Bartosz i Tymek. Nikomu, choćby Sylwii, nie pozwolę nam tego zabrać.
**[Dziś nauczyłem się jednego: czasem walka o własne granice to jedyna droga do spokoju.]**