Czy można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? „Nie masz ani godności, ani sumienia” – tak powiedziała mi własna matka.
W zeszłym tygodniu moja córka skończyła dwa lata. Przygotowałam małe przyjęcie urodzinowe, jak tylko mogłam najlepiej, bez większych środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie pamiętał. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. I ja, nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu to babcia. Czy dziecku może zaszkodzić, iż jest kochane?
Maria – tak ma na imię moja była teściowa – przyszła nie z pustymi rękami. Przyniosła zabawkę, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszliśmy do parku, pospacerowaliśmy, potem wstąpiliśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko się skończyło, gdy do domu wróciła moja matka…
„Ty zupełnie nie masz wstydu?!” – warknęła już od progu. „Pozwalasz tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze przyjmujesz prezenty – czy ty masz w ogóle jakąś dumę?!”
Chodziła po mieszkaniu, wymachiwała rękami, lamentowała. Twierdziła, iż zabawka to tandetny chiński szmelc, słodycze – trucizna, a pieniądze – jałmużna. Całą noc syczała mi w głowie, choćby gdy w końcu ucichła. Mówiła, iż Maria to „dobra babcia”, a ona, moja matka, to „ta zła”. Że ja zawsze wszystkich zdradzam. Że dla mnie kiedyś została bez grosza, a teraz ja odrzucam ją dla obcej baby z BMW.
Rozwiodłam się z mężem niecały rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował swoje rzeczy, wyszedł i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, było zapisane na jego matkę. Nic tam nie było mojego. Prawnie – byłam nikim. I nie miałam gdzie pójść.
Rozwodem zajmował się adwokat mojej teściowej – do dziś nie rozumiem po co, skoro nie było co dzielić. Mąż od razu zrzekł się dziecka. A na papierze nie miał ani majątku, ani dochodów. Nie domagałam się niczego – ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego – żeby móc zostać w mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i tego mi odmówiono.
Maria nie była w szoku. Nie pierwsza i, jak rozumiem, nie ostatnia kobieta w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko jedną z wielu. choćby pomogła mi się wyprowadzić – wynajęła firmę transportową, opłaciła przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.
Teraz mieszkam z mamą. Wcisnęłyśmy się we trzy do jej kawalerki. Alimenty – śmieszne. Mężczyzna zniknął, jakby nigdy nie istniał. Tylko Maria czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.
Nie protestowałam. Nie uważałam, iż powinnam zabraniać babci widywać wnuczkę. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogi płaszcz, przyjechała nowym samochodem, dała córce pluszaka i cukierki. Tylko tyle. A w domu zaczęło się piekło.
Moja matka urządziła scenę. KrPowtarzała, iż jestem słaba, iż powinnam odciąć się od nich wszystkich i iż jedyną osobą, która naprawdę mnie kocha, jest ona.