Jak pozwolić byłej teściowej widywać się z dzieckiem? Nie masz ani dumy, ani sumienia!

twojacena.pl 11 godzin temu

Jak można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Nie masz dumy ani honoru – tak powiedziała mi moja własna matka.

W zeszłym tygodniu moja córka skończyła dwa lata. Małe przyjęcie, które organizowałam sama, jak tylko mogłam, bez większych środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie przypomniał sobie. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. I ja, nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu to babcia. Czy dziecku może być źle, gdy jest kochane?

Jolanta – tak ma na imię moja była teściowa – przyszła nie z pustymi rękami. Przyniosła zabawkę, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszliśmy do parku, pochodziliśmy, potem wstąpiliśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko się skończyło, gdy wróciła moja matka…

— Co ty sobie w ogóle myślisz?! — syknęła od progu. — Pozwolić tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze i podarki bierzesz – czy ty w ogóle masz godność?!

Chodziła po mieszkaniu, wymachiwała rękami, lamentowała. Mówiła, iż zabawka to tandeta z Chin, słodycze to trucizna, a pieniądze – jałmużna. Całą noc syczała mi w głowie, choćby gdy już zamilkła. Twierdziła, iż Jolanta jest „dobrą babcią”, a ona, moja matka – „złą”. Że ja zawsze wszystkich zdradzam. Że dla mnie została kiedyś bez grosza, a teraz ja odrzucam ją dla obcej baby z BMW.

Rozwiodłam się z mężem niecały rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował rzeczy, wyszedł i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, przepisał na matkę. Nic tam nie było mojego. Prawnie – byłam nikim. I nie miałam dokąd pójść.

Rozwodem zajmował się adwokat teściowej – do dziś nie rozumiem po co, przecież nie było co dzielić. Mąż od razu zrzekł się dziecka. A na papierze nie miał ani majątku, ani dochodów. Nie żądałam nic – ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego – móc zostać w mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i tego mi nie dano.

Jolanta nie była w szoku. To nie była pierwsza i, jak rozumiem, nie ostatnia kobieta w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko jedną z wielu. choćby pomogła mi się wyprowadzić – wynajęła firmę transportową, zapłaciła za przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.

Teraz mieszkam z mamą. Wciśnięte we trzy do jej kawalerki. Alimenty – śmieszne. Mąż zniknął, jakby nigdy nie istniał. Tylko Jolanta czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.

Nie stawiałam oporu. Nie uważałam, iż powinnam zabraniać babci widywać wnuczkę. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogie futro, przyjechała nowym autem, dała pluszaka i cukierki. Tyle. A w domu zaczęło się piekło.

Mama urządziła scenę. Krzyczała, iż jestem zdrajczynią. Że nie mam prawa pozwalać „tej kobiecie” zbliżać się do dziecka. Że jeżeli ojciec się wyrzekł – to i babcia nie powinna mieć praw. Że to rodzinna hańba. Doszło do tego, iż wyrzuciła mnie z mieszkania – w środku wieczoru, z dzieckiem na rękach, bez pojęcia, dokąd iść.

Stałam w klatce i myślałam: ale za co adekwatnie jestem winna? W tym, iż pozwoliłam babci przytulić wnuczkę? W tym, iż dziecko pobawiło się misiem? Może w tym, iż jestem zmęczona samotnością?

Czasem mam wrażenie, iż utknęłam między dwiema ścianami. Z jednej strony – mężczyzna, który uciekł od odpowiedzialności, z drugiej – matka, która udaje, iż broni, ale w rzeczywistości dusi. A ja chcę tylko odrobiny ciszy. I żeby moją córkę ktoś kochał. choćby jeżeli to ci, którzy kiedyś ranili mnie.

Ale chyba w tym domu miłość to rzecz zakazana.

Idź do oryginalnego materiału