Jak pozwolić byłej teściowej widywać się z dzieckiem? „Nie masz dumy ani sumienia” – powiedziała mi moja matka.

polregion.pl 10 godzin temu

Jak można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Nie masz ani dumy, ani sumienia – tak powiedziała mi własna matka.

W zeszłym tygodniu moja córka skończyła dwa lata. Przygotowałam malutkie przyjęcie sama, jak tylko mogłam, bez większych środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie pamiętał. Żadnego telefonu, żadnej wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. I ja, nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu to babcia. Czy dziecku jest źle od tego, iż jest kochane?

Halina, tak ma na imię moja była teściowa, przyszła nie z pustymi rękami – przyniosła zabawkę, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszłyśmy do parku, pochodziłyśmy, potem wstąpiłyśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko się skończyło, gdy wróciła do domu moja matka…

— Zupełnie ci wstyd obcy?! — zasyczała od progu. — Pozwolić tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze przyjmować prezenty – czy ty masz w ogóle honor?!

Chodziła po mieszkaniu, wymachiwała rękami, lamentowała. Mówiła, iż zabawka to chiński badziew, słodycze to trucizna, a pieniądze – jałmużna. Całą noc jej głos huczał mi w głowie, choćby gdy już zamilkła. Twierdziła, iż Halina to „dobra babcia”, a ona, moja matka, to „ta zła”. Że ja zawsze wszystkich zdradzam. Że dla mnie kiedyś została bez grosza, a teraz ja ją porzucam dla obcej baby z BMW.

Rozwiodłam się z mężem niecały rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował rzeczy, wyszedł za drzwi i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, było zapisane na jego matkę. Nic tam nie było mojego. Prawnie – byłam nikim. I nie miałam dokąd pójść.

Rozwodem zajmował się adwokat mojej teściowej – do dziś nie wiem po co, bo nie było co dzielić. Mąż od razu zrzekł się dziecka. A na papierach nie miał ani majątku, ani dochodów. Niczego nie żądałam – ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego – żeby móc zostać w mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i tego mi nie pozwolono.

Halina nie była w szoku. Nie byłam pierwszą i, jak się domyślam, nie ostatnią kobietą w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko kolejną. Pomogła mi choćby się wyprowadzić – wynajęła tragarzy, opłaciła przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.

Teraz mieszkam z mamą. Wcisnęłyśmy się we trzy do jej kawalerki. Alimenty – śmieszne. Mąż zniknął, jakby nigdy nie istniał. Tylko Halina czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.

Nie opierałam się. Nie widziałam powodu, by zabraniać babci widywać wnuczkę. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogi płaszcz, przyjechała nowym autem, dała pluszowego misia i cukierki. Tyle. A w domu zaczęło się piekło.

Moja matka wpadła w furię. Krzyczała, iż jestem zdrajczynią. Że nie mam prawa pozwalać „tej kobiecie” zbliżać się do dziecka. Że skoro ojciec się wyparł – babka też nie powinna mieć praw. Że to hańba dla rodziny. Doszło do tego, iż wyrzuciła mnie z mieszkania – w środku wieczoru, z dzieckiem na rękach, nie mając pojęcia, gdzie iść.

Stałam w klatce schodowej i myślałam: za co adekwatnie jestem winna? Za to, iż pozwoliłam babci przytulić wnuczkę? Za to, iż dziecko bawiło się misiem? A może za to, iż jestem zmęczona byciem samą?

Czasem czuję, jakbym utknęła między dwoma ścianami. Z jednej strony – facet, który uciekł od odpowiedzialności, z drugiej – matka, która udaje, iż broni, a w rzeczywistości dusi. A ja chcę tylko trochę ciszy. I żeby moją córkę ktoś kochał. choćby ci, którzy mnie kiedyś zranili.

Ale widocznie w tym domu miłość to zbrodnia.

Idź do oryginalnego materiału