Jak to pokolenie ma być samodzielne? Zachowanie rodziców w kwietniu mówi samo za siebie

mamadu.pl 15 godzin temu
Wystarczy, iż zbliża się koniec roku szkolnego, a w wielu szkołach zaczyna się istna gorączka. Nie, nie u uczniów – u rodziców. To oni przejmują pałeczkę i robią wszystko, by ich dziecko "jakoś wyciągnęło" czwórkę z matematyki, podciągnęło się z polskiego, a najlepiej – zasłużyło na czerwony pasek. Tylko iż "zasłużyło" bywa w tym kontekście pojęciem bardzo umownym.


Rodzice piszą, dzwonią, zaczepiają nauczycieli na korytarzach, a czasem choćby próbują ich udobruchać zestawem ekskluzywnych herbat lub "czymś słodkim do pokoju nauczycielskiego". I nie, nie chodzi o upominki na Dzień Nauczyciela. Chodzi o kwiecień, maj. Dwa miesiące, w których strużka zimnego potu zaczyna spływać po rodzicielskich skroniach, bo na horyzoncie pojawia się widmo końca roku i wystawiania ocen.

"Tylko czwórka? On się tak starał!"


Pani Aneta, nauczycielka biologii w szkole podstawowej, przyznaje, iż od kilku lat kwiecień i maj to dla niej miesiące pełne stresu – niezwiązanego z uczniami, ale z ich rodzicami.


– Dostałam ostatnio wiadomość w e-dzienniku z załączonymi zdjęciami zeszytu ucznia, chłopaka z 7 klasy. Mama pisała, iż "widać, iż się starał", iż zawsze miał ładne notatki i czy naprawdę nie można mu postawić piątki na koniec, mimo iż sprawdziany wychodziły średnio. Nie wspomniała, iż syn miał dwie jedynki z kartkówek i jedną trójkę ze sprawdzianu.

Życie w szkole to nie Forrest Gump


Zamiast mobilizować dzieci do nauki przez cały rok, część rodziców wybiera krótką drogę: presję, negocjacje, a czasem wręcz próbę "osłodzenia" nauczycielowi decyzji.

– Pewna mama przyszła do mnie na godziny czarnkowe z torbą prezentową z kawą, czekoladą i karteczką: "Dziękujemy za cały rok cierpliwości i prosimy o dobre serce dla naszej – tu napisała imię swojej córki – opowiada Asia, polonistka z warszawskiego liceum. – Wcześniej wypytywała, czy da się jeszcze coś poprawić, bo "naprawdę bardzo im zależy". Jej córka jest w pierwszej klasie liceum, a matka cały czas traktuje ją jak dziecko.

Zebranie po godzinach, by ustalić "plan ratunkowy"


Rodzice, często w dobrej wierze, wyręczają dzieci w sytuacjach, w których to one powinny uczyć się odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji. O takiej sytuacji opowiada Kinga, matematyczka i wychowawczyni 6 klasy.

– Na ostatnim zebraniu jedna z mam poprosiła, żeby zostać dłużej, bo ma "całą listę pytań". Zaczęła punkt po punkcie analizować oceny swojego syna, proponować dodatkowe zadania, pytała, czy można by jeszcze coś nadrobić. Widać było, iż to mama przejęła całkowitą kontrolę.

Samodzielność? Tylko teoretyczna


Jeszcze kilkanaście lat temu dzieci częściej same rozmawiały z nauczycielami o swoich ocenach. Przynosiły dodatkowe prace, prosiły o szansę, brały odpowiedzialność za to, co się dzieje. Dziś wielu uczniów czeka biernie, aż mama lub tata załatwią wszystko za nich. Część z nich po prostu wie, iż rodzic nie odpuści – i iż choćby jeżeli nie będą się starać, "coś się wymyśli".

Czy można się dziwić, iż później te same dzieci mają problem z podjęciem decyzji, nie potrafią przyjąć krytyki ani ponieść porażki?

Nie chodzi o to, by zostawić dzieci same sobie. Ale jeżeli w wieku nastu lat przez cały czas nie potrafią one same porozmawiać z nauczycielem o ocenach, jeżeli do każdej oceny potrzebny jest mail interwencyjny rodzica – to naprawdę trudno mówić o budowaniu samodzielności.

Może, zamiast pytać nauczycieli, co "można jeszcze zrobić", warto zapytać własne dziecko: "Co TY możesz jeszcze zrobić?". I pozwolić mu to zrobić samemu. Samodzielność nie przychodzi z dnia na dzień. Ale warto przestać ją odbierać, zanim zdąży się w ogóle pojawić.

Idź do oryginalnego materiału