Jakieś staruszki ważniejsze od rodziny

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mamo, rozumiem, ale naprawdę tak trudno było mnie uprzedzić? Ja już umówiłam się z fryzjerem, on znalazł mi wolny termin! Dzięki Tobie go zawodzę. Nie możesz być babcią tylko wtedy, kiedy chcesz. Albo jesteś babcią na pełen etat, albo wcale nie jesteś babcią.
Kasiu, nie mogę po prostu odpaść, wrócić do domu? Nie zdążę fizycznie zaczęła się bronić Helena.
A co ja teraz zrobię? Mam już wpłatę zaliczkową, nie oddadzą mi pieniędzy, jeżeli nie przyjdę!

Kasia wyrażała pretensje, jakby matka przytwierdziła ją do grzejnika i nie pozwoliła wyjść z salonu. W rzeczywistości, z punktu widzenia Heleny, winna była sama Kasi. Przyzwyczaiła się, iż wszyscy od razu biegną jej z pomocą po jednym skinieniu ręki. Uważała, iż wszystko ma się podporządkować jej, bo jest młodą mamą dwójki dzieci.

Poszukaj kogoś, kto pomoże, albo odwołaj wizytę spokojnym tonem podsumowała Helena. W tej sytuacji jestem bezsilna.
No Kasiu rozważała gorączkowo różne opcje. Spróbuję przełożyć na jutro albo pojutrze. Czy zdążysz wrócić?

Helena się zawahała. Chciała powiedzieć tak, ale coś ją powstrzymało pozostałości dumy, które wciąż czaiły się głęboko w sercu.

Nie, Kasiu. Wrócę we wtorek, za pięć dni.
Co? Za pięć? Tu dojazd maksymalnie trzy godziny!
Tak, ale mam umowę z moimi dziewczętami. Nie mogę ich zostawić.
A mnie i wnuki możesz zostawić wybuchła Kasiu. Twoje córki i tak zjadłyby kiełbasę bez ciebie. Przerywała ostro. Rozumiem, to kwestia priorytetów. Oczywiście, jakieś babcie ważniejsze niż rodzina. Wiesz co, mamo, skoro nas nie potrzebujesz już nas nie zobaczysz. Przepraszam za kłopot, żegnam.

Usłyszały się odgłosy silnika. Serce Heleny zadrżało. Wiedziała, iż córka zachowuje się nie fair, ale Kasiu była jej jedyną córką i bała się ją stracić. Była gotowa opuścić ośrodek wypoczynkowy i wrócić do miasta, by nie spierać się z nią.

Tak to się stało, iż Helena wychowywała Kasię sama. Gdy dziewczynce było osiem lat, ojca zabrakło, a matka starała się wyrównać brak uwagą, prezentami i bezgraniczną miłością. To właśnie zniszczyło Kasię.

Zaczęła rozumieć, iż coś jest nie tak, gdy córka zamieszkała z chłopakiem. Kiedyś jej kaprysy można było tłumaczyć okresem dorastania, teraz to już dorosły człowiek, który nie potrafi znaleźć wspólnego języka.

Piotr, mąż Kasi, był cichy, spokojny i zupełnie niekłótliwy. Pracował w serwisie AGD, naprawiał sprzęt i całkiem nieźle zarabiał. Kasiu natomiast nie pracowała wcale. Kiedy zaszła w ciążę, pieniędzy zaczęło brakować. Wybuchały kłótnie.

On kompletnie zwariował! wyładowywała się Kasia, wyciągając rzeczy z walizki. Powiedział, iż w nocy nie wróci do domu. Rzekł, iż znalazł pracę jako ochroniarz jasne, pewnie jedzie do jakiejś babci.
Kasiu nie jest taki. Sama chciałaś, żeby zarabiał więcej. Teraz on próbuje jakoś się wykaraskać uspokajała ją Helena.
Chciałam. Ale miałem mieć podwyżkę w dzień! Normalny mężczyzna powinien nocować w domu, przy żonie, nie ustawała. A dodatkową pracę można robić po godzinach i w weekendy. Nie mogę żyć z facetem, który nocą gdzieś wędruje.

Takie sprzeczki stały się codziennością. Następnego dnia po takiej kłótni Piotr przychodził z pluszowym misiem albo bukietem, Kasia krzyczała na niego, iż traci pieniądze na drobiazgi, ale i tak wybaczała i wracała. Po tydzieńdwa sytuacja powtarzała się w kółko.

Pewnego dnia Helena miała już dość bycia trzecim kołem w tej trójkątnej układance. Nie wpuściła córki, gdy po raz kolejny przyjechała z walizkami. I usłyszała:

Super, czyli mam na ciebie pluć. Pluć na to, iż twoja córka będzie nocować na ulicy? wykrzyknęła Kasia pod drzwiami.

Wstyd przed sąsiadami, strach o córkę. Po tym Kasia już nie wyjeżdżała od Piotra.

Z narodzin pierwszego wnuka pojawiły się nowe problemy. Kasia stała się bardziej kapryśna, obwiniając hormony i poporodową depresję. Często zostawiała syna u babci, nie prosząc o pomoc, ale żądając lub po prostu stawiając fakt.

Mamo, weź go przynajmniej na dzień, albo go przygnębię. Nie mogę słyszeć tych krzyków, wykrzyknęła, nerwowo. Muszę choć poćwiczyć, pójdę na manicure.

Wtedy córka przynajmniej przyjmowała odmowy. Narzekała, obrażała się, a następnego dnia dzwoniła, jakby nic się nie stało, i nie groziła odcięciem kontaktu z wnukami.

Prawdopodobnie winą była teściowa. Gdy Helena nie mogła zająć się wnukami, Kasia zwracała się do Ludmiły Pawłówny. Z nią również były spore tarcia.

Mam dość, iż ciągle jąganie Piotra, iż nie zapomina, iż ma dom, naśladowała Kasia wysokim, krzyczącym głosem. Sugeruje, iż czeka na niego. Pewnie śni, iż się rozwodzą i wróci pod jej spódnicę.

Kiedy wnukowi skończyły się cztery lata, Ludmiła Pawłowna przeprowadziła się do innego miasta. Kasia już miała dwoje dzieci i ogarnęła się w panice. Bez babci nie dała rady.

Rozwiązanie było proste przerzuciła cały ciężar na matkę. I przestała dopuszczać wyjścia, czyli odmowy.

Helena kochała wnuki, naprawdę. Ale miała własne życie. Nie była jeszcze na emeryturze, lubiła spotkania z przyjaciółkami. Jedna była samotna, a drugiej po pierwszym mężu nie mogła patrzeć na mężczyzn.

Dla Kasi nie istniały cudze sprawy, problemy i marzenia.

Mamo, muszę, żebyś siedziała z Maksem i Szczepanem. Przywiozę ich za godzinę rozkazywała.

Bez czy ci to pasuje, bez proszę. Kasia mówiła, jakby to była faktura. Helena pracowała zdalnie, więc mogła się jakoś wkręcić, ale nie zawsze. Gdy nie udawało się znaleźć czasu, Kasia sięgała po szantaż.

No tak, twoje sprawy ważniejsze niż rodzina parskała. Nie będziemy cię już niepokoić.

Po tym Kasia wprowadziła milczenie. Nie dzwoniła, nie pisała. Helena, choć rozumiała, iż córka jest w błędzie, czuła silny niepokój, bała się stracić kontakt z rodziną i więc pierwsza podjęła próbę pojednania. Po kolejnych kłótniach brała zwolnienie, odwoływała wieczorne wyjścia z przyjaciółkami, oddawała bilety do teatru.

Tak było zawsze. Ale nie tym razem.

Kilka dni temu Helena przyjechała z dwiema przyjaciółkami na ośrodek nad jeziorem. Miała urlop i chciała się odstresować. Nie powiedziała Kasi, bo bała się reakcji i liczyła, iż tydzień minie bez kryzysów.

Błędnie. Kasia znowu potrzebowała pomocy fryzjer miał ją zapisać, a ona nie mogła omówić planów z Heleną. Szczerze uważała, iż matka powinna od razu przyjechać. Helena wiedziała, iż fizycznie nie zdąży i nie chce wydawać pieniędzy na transport. Już była w trybie wypoczynku. Dlaczego miałaby rzucać się na wszystko jak tresowana suka?

Helena bolała się, próbowała się odwrócić, nie myśleć o tym, wrócić do relaksu. Próba na nic.

Dlaczego taka kwaśna? zapytała Marzena, jedna z przyjaciółek, nabijając kiełbasę na ruszt. Co się stało?
Helena opowiedziała całą historię: telefon od córki, fakt, obrażenie, obawę przed milczeniem, a może czymś gorszym.

No, moje też nie są ideałem, ale przynajmniej zachowują się przyzwoicie wtrąciła Ewelina. Słuchaj, nie wytrzymałabym i sama dała im totalny ignor.
A po co? Przestaną się ze mną kontaktować. Komu to pomoże?
Tobie. Kto inny pomoże Kasi, jeżeli nie ty? podniosła brwi Marzena. Teściowa daleko, a małe dzieci ciągle jacyś problemy. Przyjedzie, jakby była małą wróżką, i nagle wszystko się zmieni, bo zrozumie, iż to nie tylko twoja sprawa, ale i jej.

Po pół godziny dyskutowały. Helena pomyślała i uznała przyjaciółki za słuszne. Teściowa wyjechała. Z mężem Kasi nie utrzymywała kontaktu. Nie stać jej było na opiekunkę. Pozostała bezapelacyjna matka, której znudziły się ultimatum.

Kolejne dwa tygodnie minęły w niepewności. Helena codziennie sprawdzała telefon, a od Kasi nie było żadnych wiadomości. Kobieta już prawie straciła nadzieję, gotowa była jako pierwsza wyciągnąć rękę, kiedy nagle rano zadzwonił telefon.

Mamo, cześć. Szczepan przeziębił się, potrzebuję, żebyś go odrobiła, zaczęła jak zwykle. Chciałabym wziąć zwolnienie, ale mamy taki tłok, iż mnie nie puszczą. Czy dasz radę?

Ostatnie pytanie było czymś nowym w ich relacji. zwykle Kasia nie wtrącała się w plany innych.

Helena mogła się ustawić. Mogła wziąć urlop i rzucić wszystko, ale nagle pomyślała: a jeżeli ja, niech Bóg nie da, zachoruję i będę potrzebować tego urlopu, czy ktoś mi pomoże? Trudno.

Kasiu, bardzo mi przykro, ale mam też pełno w pracy wiesz jak jest. Chętnie pomogę, ale gdybyś przynajmniej wczoraj dała znać
Zawisła chwila. Helena spodziewała się wybuchu, ale go nie było.

No kto by pomyślał, iż Szczepana podbije gorączka odpowiedziała Kasia z lekkim zirytowaniem. Mamo, może choć w weekend dasz radę? Proszę. Spróbuję przegadać szefowi, rozłożyć pracę.

Kasia nie była bezceremonialna, ale przynajmniej spokojnie zareagowała na odmowę i poszukała kompromisu. Helena zobaczyła w tym mały gest w stronę porozumienia i postanowiła odwzajemnić się.

W weekend dam radę, nie mam planów.
Dobrze, wezmę to pod uwagę. Dziękuję.

Rozmowa nie była idealna, ale przynajmniej raz matka i córka dogadały się bez wymuszonych ustępstw i presji.

Od tego czasu Kasia pytała, czy matka może zająć się wnukami, i dziękowała za pomoc. Czasem przynosiła herbatę i ulubione babcine ciastka. Rzadko zdarzało się, iż znów zaczynała naciskać, ale już nie szantażem, a miłością. Helena już nie poddawała się całkowicie: mogła odłożyć własne plany na bok dla wnuków, ale gdy czuła, iż przygniata ją na szyję, po prostu odmawiała. Bo pomoc to dobrowolny gest, nie przymus, i najpierw potrzebujący powinien poprosić.

Idź do oryginalnego materiału