Jan Ruszkowski we wspomnieniach wychowanków - Hanna Nuszkiewicz

pultusk24.pl 7 godzin temu
- Pamiętam moją pierwszą zbiórkę w szkole, jako uczeń. Ruszkowski postawił nas w szeregu. Zapytał – czy wiecie, co to jest drużyna? Potem poszedł za drzwi, wyciągnął miotłę, popatrzył i wziął najsłabszego z nas. Wyciągnął jedną gałązkę z tej miotły i mówi — złam ją. Ten ją ciach, złamał, bo co to za problem złamać taką cieniutką gałązkę! A potem wziął najsilniejszego, największego, dał mu całą miotłę i mówi – złam ją. Ale ani on, ani nikt inny nie potrafił jej złamać. Pokazał na tę miotłę i mówi — widzicie — to jest właśnie drużyna — wspomina Wojciech Błaszczyk, wychowanek Jana Ruszkowskiego, żeglarz, nauczyciel, dziś prezes Pułtuskiego Klubu Wodniaków, który to klub złożył wniosek do Rady Miejskiej w Pułtusku o przyznanie Janowi Ruszkowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Miasta. O zasadności przyznania tytułu poświadczyli nam też inni Jego wychowankowie. Zapraszamy do lektury.
Był rok 1960, kiedy pan profesor Jan Ruszkowski zorganizował dla nas wodniaków rejs. Celem było dopłynięcie do morza. Rejs trwał prawie cały miesiąc. Wypłynęliśmy z naszej pułtuskiej przystani, w czerwcu. Mój kontakt z panem profesorem jako uczennicy i uczestniczki rejsu był kilkukrotny. Zastałam choćby spoliczkowana przez pana profesora! A było to tak.

Dni czerwcowe i lipcowe były bardzo upalne i bardzo się opaliłam, co nie wyszło mi na dobre. Płynęliśmy niezależnie od pogody codziennie. Był wieczorny apel i odliczanie, a ja zemdlałam. Pan profesor złapał mnie na ręce i krzyczał – Hanka! – bardzo przestraszony. Wtedy uderzył mnie w jeden i w drugi policzek i oprzytomniałam. Zapytałam – za co mnie pan pobił? – i wszyscy zaczęli się śmiać. Później, wbrew mojej woli, musiałam kilka dni odpoczywać po dwie godziny dziennie.

Codziennie dobijaliśmy do różnych miast. Pan profesor był bardzo opiekuńczy i wyrozumiały, ale musiała być d
Idź do oryginalnego materiału