Gdy wychodziłam za mąż za Jacka, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego małżeństwa. Nie ukrywał tego, wręcz od razu zaznaczył, iż nigdy nie porzuci dziecka i będzie je wspierał, jak tylko potrafi. Przyjęłam to z szacunkiem. W końcu dziecko nie jest winne, iż rodzicom nie wyszło. Nie protestowałam, nie zazdrościłam, nie wtrącałam się – myślałam, iż mężczyzna, który troszczy się o swoją córkę, będzie takim samym ojcem dla naszego przyszłego dziecka.
Ale okazało się inaczej.
Gdy urodziła się Zosia, z euforią myślałam, iż teraz podzieli miłość po równo. Naprawdę ciężko pracował, brał dodatkowe zlecenia, żeby nas utrzymać. Ale uwaga… cała uwaga szła tam, do drugiej rodziny. Każda niedziela – wyjazd do starszej córki. Prezenty, spacery, kino, kawiarnie, zdjęcia w mediach z hashtagami „najlepsza córeczka pod słońcem”. A nasza Zosia? Praktycznie nie miała kontaktu z ojcem. Najwyraźniej nudziło go się z niemowlęciem. Tłumaczył się zmęczeniem, mówił, iż za wcześnie, iż później, jak podrośnie – wtedy się z nią pobawi, poczyta, spędzi czas. Wierzyłam. Liczyłam. Czekałam.
Ale czas mijał, a nic się nie zmieniało.
Gdy starsza córka poszła do szkoły, Jacek zaczął dawać więcej pieniędzy na jej utrzymanie. Ja wtedy już też wróciłam do pracy, więc nie było to aż tak odczuwalne. Ale potem zaczęły się telefony. Ola – starsza – sama zaczęła prosić. Raz – iPhone, potem – markowe buty, potem – kosmetyki, tablet, wakacje nad morzem. Była żona, przyznam, nigdy niczego nie żądała. Nie mam do niej pretensji. Ale dziewczyna gwałtownie zrozumiała, jak sterować ojcem. A on na to pozwalał. Czuł winę. Pewnie za to, iż odszedł. I próbował ją „kupić”.
Była żona choćby kilka razy się z nim pokłóciła. Mówiła, iż rozpuści dziecko, iż nie można zastępować miłości prezentami. Ale Jacek tylko machał ręką: „Muszę choć w ten sposób odpokutować”. Tylko przed naszą córką nie czuł się winny. Choć nie spędzał z Zosią ani chwili.
Każde urodziny starszej – święto. Balony, torty, sesje zdjęciowe. Każda niedziela – obowiązkowe spotkanie. Nigdy nie zabrał tam naszej córeczki. Mówił, iż starsza będzie zazdrosna. Że nie warto psuć relacji. A co z uczuciami naszej Zosi? Dlaczego można ją ignorować przez cudze emocje?
Milczałam. Ale serce mi się ściskało. Nie pokazywałam Zosi, jak bardzo mnie to boli, ale ona też wszystko widziała. Rosła w domu, gdzie ojciec był… ale tylko na papierze. Był obok – fizycznie. Ale nie duszą. Spał na kanapie, grał w telefon, rzucał kilka słów dziennie. A ona marzyła, żeby ją też wziął za rękę, zapytał, jak minął dzień, poczytał bajkę na dobranoc.
Teraz starsza córka Jacka ma prawie szesnaście lat. Jej zachcianki sięgnęły zenitu. Czasem jestem w szoku. Jacek nigdy nie odmawia – kupuje wszystko, o czym zamarzy. Telefony, kosmetyki, markowe ciuchy, wyjazdy za granicę. W tym roku – już dwa. A nas nie stać choćby na raz w roku wyjechać na wakacje. Zawsze brak pieniędzy. Zmęczenie. Praca.
Tego lata Zosia znowu została ze mną w mieście, gdy jej siostra wyjechała za granicę. Wtedy straciłam cierpliwość. Pierwszy raz powiedziałam wszystko. Nie krzyczałam. Ale z bólem. Powiedziałam, iż jest mi przykro. Że boli mnie, gdy zapomina o naszej córce. Że dziecko, które dwa razy do roku lata na wakacje i dostaje najnowsze telefony, nie może być „pokrzywdzone”. A Zosia… trzy lata nie widziała morza. Nigdy nie dostała prezentu bez okazji. Ale kocha tatę. Czeka na tatę. Wierzy, iż on ją też zauważy.
A on jest pewien, iż traktuje obie córki tak samo.
Coraz częściej myślę, iż może tylko rozwód otworzy mu oczy. Może wtedy zrozumie, iż Zosia też ma uczucia. Że i ona zasługuje na ojca, a nie cień leżący na kanapie. Tylko boję się. Bo wciąż kocham tego człowieka. Ale nie mogę już patrzeć, jak nasza córka rośnie z pustką w sercu.
Czasem trzeba stracić, by zrozumieć, co się naprawdę miało.