Informacje pochodzą z posta na platformie Facebook, który opublikowali przedstawiciele społeczności "Adopcje".
Potrzebują rodziców
"Najmłodszy ma pięć lat i jest radosnym przedszkolakiem. Najstarszy liczy osiem lat, lubi grać w piłkę nożną i czytać książki, marzy o dalekich podróżach. Średni z braci chodzi do pierwszej klasy. Jest pilnym uczniem (…).
Bracia są zdrowi, dobrze się rozwijają, wspierają się i pomagają sobie w myśl zasady: 'Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego'. Bardzo potrzebują kochających rodziców".
Taki post nie może pozostawić nikogo obojętnym. Mali trzej muszkieterowie, którzy mają tylko siebie. Chłopcy, którzy mają szansę na normalną przyszłość, o ile otrzymają szansę na normalny dom. Szansę na coś, co nigdy nie powinno zostać im odebrane: miłość.
W komentarzach pod postem poruszenie.
Ludzi piszą najczęściej: "nie wolno ich rozdzielić". Tak, jest w tym bardzo wiele prawdy, ale myślę sobie, iż to jest trudne, tak jak tylko życie potrafi być trudne. Widzę tych braci i rozumiem, jak istotne jest, by pozostali razem. Mają tylko siebie.
Widzę jednak oczami wyobraźni potencjalną rodzinę, która miałaby w sobie gotowość adopcji. I rozumiem, iż to też jest trudne: adopcja trojga, a nie jednego dziecka.
A jednak są na świecie ludzie wyjątkowi, ludzie ponad wszystkimi, o wielkich, nieznających granic sercach.
Chłopcy przebywają w tej chwili w Rodzinnym Domu Dziecka w północnej części Polski.
"Całowała moje blizny"
Pod postem o chłopcach pojawił się link do oficjalnej witryny adopcyjnej. Na stronie jest więcej o trzech braciach, ale jest coś jeszcze…
Opublikowano na niej fragment doświadczenia adoptowanego dziecka, którym chcę się tutaj z państwem podzielić. Nic piękniejszego prawdopodobnie dziś nie przeczytacie:
"W momencie adopcji miałem skończone 3 lata. Raczej się nie cieszyłem. Nie potrafiłbym wtedy z czegokolwiek się cieszyć. Byłem dzieckiem maltretowanym i bardzo nieszczęśliwym. Blizny na ciele przypominają mi tamten okres mojego życia. Są pamiątką zła, którego doświadczyłem…
Moja mama zginęła w wypadku po zaledwie roku od chwili adopcji…
Do dziś ją pamiętam i czuję jej dobroć. Codziennie wieczorem siedziała długo przy mnie. Miała taki rytuał, iż przed snem całowała wszystkie moje blizny, powtarzając, iż jestem jej skarbem, iż to na mnie tak czekała i iż mnie bardzo kocha. Jej długie, jasne włosy łaskotały mnie po twarzy.
Początkowo nie wiedziałem, co się dzieje. Bałem się. Byłem dzieckiem, które nigdy wcześniej nie doświadczyło czułości. Ale potem czekałem na te chwile z nią spędzone. Jej ciepło zmieniało mnie i otwierało…".