Jej szczęście, a my płacimy cenę

newsempire24.com 2 dni temu

— Ojej, Ewo, jak dobrze, iż cię spotkałam przed klatką! Nie muszę choćby wchodzić na górę! — wykrztusiła zadyszana Antonina, teściowa Natalii.

— Dzień dobry! — odparła lekko zmieszana Ewa, widząc teściową przed blokiem.

Nie można było powiedzieć, iż między nimi panowały złe stosunki. Po prostu teściowa rzadko ich odwiedzała, bo całe swoje serce oddała córce, Małgorzacie.

— Ewuś, pożyczysz dziesięć tysięcy? Małgosia z Jasiem wyjeżdżają do sanatorium. Trzeba kupić to i owo, a ceny w kosmos poszły! Sami rozumiecie… — westchnęła teściowa, przewracając oczami i cmokając językiem.

Ewa znów poczuła, jak krew wrze w jej żyłach. Ileż razy powtarzała w myślach: *Nie jestem waszym bankomatem!* Powiedziałaby to i teściowej, i Małgosi — prosto w twarz, żeby wreszcie skończyć to wieczne wyciąganie ręki.

Ale nie mówiła. Antonina była matką jej męża, Marka, babcią ich córki, Zosi. Wybuch oznaczał konflikt, zniszczenie relacji, rozpad rodziny. Ewa bała się o uczucia Marka — skandal oznaczałby rozdarcie między żoną a matką. Właśnie dlatego milczała. Ale wiedziała, iż nie może tak dalej. Spojrzała na teściową, serce tłukło się jak szalone, a jednak posłusznie sięgnęła do torby po portfel…

…Ewa wracała z pracy w kiepskim humorze. Kolejna kontrola, audytorzy czepiali się każdego drobiazgu, a szef wylewał frustrację na wszystkich. Została dwie godziny dłużej, wstąpiła do sklepu, a teraz czekała ją kolacja, odrabianie lekcji z Zosią, przygotowanie ubrań na jutro… Spraw nie było końca.

Zmęczona weszła po schodach, otworzyła drzwi kluczem.

— Mamo, cześć! Musimy zrobić projekt na przyrodę — o ptakach. Pomóżesz mi? — Dziewięcioletnia Zosia wybiegła na powitanie, od razu rzucając matce nowe wyzwanie.

— Oczywiście, córeczko. Przebiorę się, zrobię gwałtownie obiad i się tym zajmiemy. — Ewa postawiła torby w kuchni i weszła do pokoju.

— O, Ewa, nie słyszałem, jak weszłaś. Co takiego się stało? Znowu problemy w pracy? — zapytał Marek.

— Tak, kolejna kontrola. Jak zwykle! — machnęła ręką.

— Słuchaj, przelałem mamie pięć tysięcy. Prosili o wiosenną kurtkę dla Jasia.

— Marek, może już dość tego finansowania?! W końcu Jasiek ma ojca, niech on go ubiera! Dlaczego ich problemy zawsze spadają na nas jak grom z jasnego nieba?! — wybuchnęła Ewa.

— Ewuś, nie unoś się! Wiesz, jaka tam sytuacja…

— Jaka, Marek?! — Kobieta z trudem powstrzymywała się, by nie krzyczeć.

— Gosia nie może znaleźć pracy, były nie płaci alimentów, mama oddaje im całą emeryturę… Czy naprawdę ubędzie nam, jeżeli kupimy chłopcu kurtkę? Oboje pracujemy…

— Właśnie! Oboje pracujemy! Dlaczego mamy odmawiać czegoś własnemu dziecku, a dawać te pieniądze komuś innemu?! Wytłumacz mi to! — Ewa poczuła, jak gorąco wypływa na jej twarz.

— Ewuś, nie kłóćmy się o głupoty… Chodź, pomogę ci z kolacją.

Małgorzata była młodszą siostrą Marka. Pięć lat temu wyszła za „majętnego biznesmena”, Jacka.

— O, Gosia z Jackiem znów polecieli do Egiptu! W takim luksusowym hotelu! A ty, Ewka, całe dnie w swoim księgowaniu i co z tego?! — Antonina nie omieszkała pochwalić się, jak wspaniale żyje jej córka.

Ale potem okazało się, iż „biznesmen” i jego żona nabrali kredytów na piękne życie. Pieniądze gwałtownie się skończyły, i zaczęło się…

Najpierw małżonkowie kłócili się, kto ile wziął i komu jest winien. Gdy prawda wyszła na jaw, mieli już poważne zaległości. Telefony z banków, groźby sądowe… Jacek rozwiązał swoje problemy gwałtownie — po prostu zniknął. Mówili, iż wyjechał na północ.

A „żona biznesmena” została z długami i małym dzieckiem. Część emerytury Antoniny szła na spłatę kredytów ukochanej córki. Reszta musiała wystarczyć na miesiąc — dla samej Antoniny, Małgosi i Jasia. Nie trzeba tłumaczyć, iż tych pieniędzy nigdy nie starczało.

Wtedy Ewa i Marek po raz pierwszy postanowili pomóc. Dopóki Jasiek był mały, płacili za ich rachunki, dorzucali się do jedzenia. Tyle iż z czasem żądano coraz więcej.

— No cóż, ceny rosną jak szalone… — tłumaczyła się teściowa, przychodząc po kolejną „zapomogę”.

Ewa i Marek pomagali, odmawiając sobie wielu rzeczy. Myśleli uczciwie — rodzina w tarapatach, nie można ich zostawić…

Pierwszy bunt Ewy wybuchł, gdy zobaczyła Małgosię w kawiarni, sączącą kawę z ciastkiem.

— Gosia, co ty tu robisz? — zapytała oszołomiona Ewa, wchodząc z koleżankami na lunch.

— A co? Szłam z galerii, postanowiłam coś zjeść. I co w tym złego?! — odparła Małgorzata, choćby nie mrugnąwszy okiem.

— Gosia, my wam dajemy pieniądze, a ty siedzisz w kawiarni!

— I co z tego? Będziesz mnie teraz przy wszystkich upokarzać swoimi groszami?! Tobie wolno, a mnie nie?! — oburzyła się Małgosia, nadymając usta.

Wieczorem Ewę czekała lawina pretensji od teściowej. Ile wtedy usłyszała — strach wspominać. Nazwano ją niewdzięcznicą, skąpą, oskarżono o rozbijanie rodziny i dręczenie biednej dziewczyny, która, jak się okazało, po rozwodzie była „ciężko psychicznie poraniona”.

— Antonino, ja nie mam nic przeciwko temu, żeby Gosia chodziła do kawiarni! Ale niech najpierw znajdzie pracę, a potem niech sobie bankiety urządza codziennie! — próbowała wyjaśnić Ewa.

— Mamo, Ewa ma rację. Niech Gosia w końcu pomyśli o pracy. Jasiek nie jest już taki mały, może iść do przedszkola.

— Co?! Do przedszkola?! Oszaleliście z tą swoją chciwością! Chłopczyk ciągle choruje! Żeby się nim teraz obce baby opiekowały?! — wybuchnęła płaczem Antonina.

— Ale wszystkie dzieci chodzą! Zosia od półtora roku była w przedszkolu i nic. — spokojnie odparła Ewa.

— Wiecie co?! Nie potrzebujemy już waszych pieniędzy!Ewa spojrzała na Marka, wiedząc, iż ten cykl nigdy się nie skończy, ale tym razem postanowili nie ulec — niech Małgosia sama poniesie konsekwencje swoich wyborów.

Idź do oryginalnego materiału