W naszym kraju panuje przekonanie – błędne, jak podkreśla Agnieszka – iż nauczyciele żyją jak pączki w maśle. Wszystkie weekendy wolne, do tego ferie, wakacje, a i praca taka niezbyt wymagająca – co to jest kilka godzin dziennie w szkole, przy biurku? O pracy poza szkołą, w domu, o przygotowywaniu materiałów dla uczniów, rozpisywaniu testów czy ich sprawdzaniu mało kto myśli. Nie myśli się też o dyżurach, o konieczności ciągłego dokształcania, o kolejnych studiach podyplomowych, bez których coraz trudniej znaleźć pracę.
W okresie wakacyjnym Agnieszkę najbardziej boli, kiedy słyszy, iż "takiej to dobrze, ponad 2 miesiące wakacji". Tylko iż to stwierdzenie mija się z prawdą.
Nauczyciele nie mają wakacji
"Uczę matematyki w szkole podstawowej, lubię konkrety i od razu przejdę do rzeczy: mam dość wmawiania mi, jak to mam dobrze, iż mam wakacje. Nie mam wakacji. Wakacje mają uczniowie, my, nauczyciele, mamy urlop wypoczynkowy. Kropka. Mogłabym adekwatnie na tym skończyć, ale wiem, iż ludzie lubią czepiać się słówek. Tylko iż tu nie chodzi o słowo 'wakacje' samo w sobie. Ale o to, co się pod nim kryje. O to, co myśli się o nauczycielach.
W Polsce nauczycielami się pomiata. Uczniowie nie zawsze nas szanują, często uważają, iż się uwzięliśmy albo iż jesteśmy zbyt surowi, zbyt wymagający – a my po prostu musimy realizować program. Rodzice zawsze wiedzą wszystko lepiej i obarczają nas winą. Nie tylko w kontekście edukacji ich dzieci, ale też wychowania. jeżeli z dzieckiem dzieje się coś niedobrego, jeżeli zaczyna zbierać uwagi, twierdzą, iż to szkoła tak je rozpuściła. Albo iż na pewno coś złego dzieje się w szkole. Bo w domu to nie, w domu to wszystko jest dobrze. Jakby nie pamiętali, iż to oni są pierwszymi nauczycielami dziecka. Najważniejszymi.
Jeśli mamy odwagę dopominać się podwyżek pensji, słyszymy, iż przynajmniej mamy wakacje, więc nie mamy na co narzekać. Ani ja, ani moi koledzy i koleżanki nie mamy wakacji. Niezależnie od placówki, umowy, czasu pracy – mamy urlop wypoczynkowy. Ja mam 26 dni, które wybieram w okresie wakacyjnym. Dzięki temu mogę zabrać dzieci na wakacje – bo to one mają do nich prawo, nie ja.
A co z pozostałymi dniami, zapytacie? Zgodnie z prawem poza czasem, w którym korzystam z urlopu wypoczynkowego, muszę pozostawać do dyspozycji dyrektora placówki. A ten może mnie wezwać do przeprowadzenia egzaminu czy przygotowań związanych z początkiem roku szkolnego. Czasem trzeba przygotować jakieś materiały na nowy rok szkolny.
Dodajmy do tego fakt, iż w przeciwieństwie do innych zawodów, ja nie mogę sobie pozwolić na urlop w trakcie roku szkolnego. Nie mogę zabrać dzieci na wakacje przed zakończeniem roku, żeby zaoszczędzić. Nie mogę urwać się wcześniej z pracy, żeby zobaczyć przedstawienie córki w przedszkolu z okazji Dnia Matki. Nie mogę iść na rozdanie świadectw u syna, bo jestem w tym czasie w pracy.
Jeśli się rozchoruję, przysługuje mi L4, jasne. Ale to też często jest kłopot, więc już latem myślę o swojej odporności, żeby przypadkiem nie złapać jakiejś infekcji w okresie jesienno-zimowym. Moja nieobecność w szkole to tylko problem dla dyrekcji i reszty kadry. Trzeba szukać kogoś na zastępstwo, czasem przesuwać jakieś lekcje, odwoływać, potem uczniowie mają braki, a wina spada na mnie: bo miałam czelność się rozchorować i przeze mnie nie przerobili całego materiału.
Jak tak teraz o tym myślę, to w sumie chciałabym mieć wakacje. Przynajmniej nie musiałabym słuchać tych ciągłych narzekań i w końcu mogłabym odpocząć od pracy. Tak naprawdę, a nie będąc nieustannie pod telefonem".