Jestem tylko mamą. O miłości — ani praw, ani czasu

newsempire24.com 2 dni temu

Jestem tylko mamą. O miłości — ani prawa, ani czasu

Mojej córce Basi skończyło się szesnaście lat. Młodszemu, Mikołajowi — dwanaście. Już prawie nastolatki. A ja wciąż — tylko mama. Ani kobieta, ani człowiek z marzeniami i prawem do własnego życia, po prostu mama. Rano — szkoła i śniadania. W ciągu dnia — praca. Wieczorem — kółka, lekcje, wieczorna kuchnia. Nocą — zmęczenie i łzy w poduszkę. Cicho. Żeby nikt nie usłyszał.

Z ich ojcem, Krzysztofem, rozstaliśmy się pięć lat temu. Bez awantur. Bez sądów. Po prostu pewnego dnia powiedział, iż rozpuściłam się w macierzyństwie, iż między nami nie ma już namiętności. Choć prawda była inna — już wtedy pisał się z nową kobietą, którą, jak się okazało, znał od dawna.

Nie zrobiłam z tego tragedii przy dzieciach. Powiedziałam im, iż tak będzie lepiej — teraz mają dwa domy. Przeżywali, oczywiście. Basia nie jadła, Mikołaj milczał wieczorami. Ale minęło. Przywykli. Ja byłam z nimi zawsze. A tata — rzadko, na spacerach, w kawiarni, w kinie. Wynajmował mieszkanie w Poznaniu, żył z tamtą kobietą. Dzieci tam nie zapraszał — mówił, iż nie pozostało gotowy na takie spotkanie. Nie protestowałam. Niech się widują, niech nie tracą kontaktu. Choć we mnie wszystko się rwało.

Ale dzieci i tak się dowiedziały. O ślubie. O nowej kobiecie. Basia wtedy płakała całą noc, a rano patrzyła na mnie z bólem i pogardą — jakby to ja zdradziłam. Z Mikołajem było jeszcze ciężej — zamknął się w sobie, przestał dzielić się choćby drobiazgami. Nie miałam im tego za złe. Im było ciężko. Ale przecież mnie też.

A potem nadszedł Sylwester. Poszłyśmy z dziewczynami z pracy na firmową imprezę. W restauracji było mnóstwo ludzi, muzyka, światła. Śmiałyśmy się. Po raz pierwszy od wielu lat pozwoliłam sobie po prostu być sobą.

I wtedy właśnie go spotkałam. Robert. Nie przystojniak z okładki, ale coś w jego oczach — ciepłe, żywe, prawdziwe. Był starszy, mieszkał sam, syn już dorosły, dawno wyprowadzony. Rozmawialiśmy, dałam numer. I zaczęło się.

Przynosił kwiaty. Mówił, iż jestem piękna. Ot, tak. Bez powodu. Pytał, jak minął mój dzień. Nie wymagał, nie oceniał. A ja chowałam te bukiety jak nastolatka. Prezenty w szafie. Zmywałam zapach perfum, zanim wracałam do domu. Wydawało mi się, iż oszukuję wszystkich — zwłaszcza dzieci. Obiecałam sobie przecież, iż dopóki nie dorosną, ani kroku w stronę własnego szczęścia.

Mama wiedziała. Tylko ona. To ona zostawała z dziećmi, gdy wymykałam się na randki. Ale pewnego dnia… wyrwało jej się. Tak po prostu, w rozmowie z Basią, wspomniała, iż jestem z mężczyzną. Basia wybuchła.

— Taka sama jak on! — krzyknęła. — Okłamywałaś nas! Jesteś obłudna!

Stałam, nie mogąc wydusić słowa. A ona, moja dziewczynka, moja duma, ciskała we mnie słowami jak nożami. Każde trafiało w samo sedno. A Mikołaj… Po prostu poszedł do swojego pokoju i nie odezwał się ani słowem. Od tamtej pory prawie ze mną nie rozmawia.

Próbowałam wytłumaczyć. Że nie przestałam być ich mamą. Że ja też jestem człowiekiem, który pragnie ciepła. Że Robert — dobry, życzliwy, nie chce nikomu zabierać miejsca, tylko być blisko. Ale Basia nie słucha. Dla niej jestem zdrajczynią.

Robert proponuje zamieszkać razem. Proponuje ślub. Chce budować wspólną przyszłość. A ja… stoję w martwym punkcie. Bo córka stawia ultimatum: albo on, albo my. A ja się rozpadam.

Serce szepcze — zasługujesz na miłość. A macierzyństwo krzyczy — dzieci są ważniejsze. Ale przecież ja też jestem człowiekiem, czyż nie? A może być dobrą matką to znaczy na zawsze zapomnieć, iż jest się kobietą?

Boję się. Boję się, iż stracę ostatnią szansę na szczęście. Boję się, iż zawiodę dzieci. Boję się, iż zostanę sama. A czasu coraz mniej…

Co mam robić? Jak wytłumaczyć im, iż można być mamą — i kochającą kobietą jednocześnie? Jak nie zgubić siebie dla tych, dla których żyję, oddycham, walczę od tylu lat?

Dziewczyny, jeżeli któraś z was przeżyła coś takiego — odezwijcie się. Może znacie drogę. Bo ja… jestem zmęczona byciem cieniem.

Idź do oryginalnego materiału