Jesteś moim wszechświatem

twojacena.pl 13 godzin temu

Byłaś moim światem
Tomek i Kasia mieszkali w tym samym bloku, w tej samej klatce, na trzecim piętrze. Tomek właśnie przeszedł do czwartej klasy i uznano go za dostatecznie dorosłego, by mógł opiekować się pięcioletnią Kasią, która mieszkała w mieszkaniu naprzeciwko. Jej mama pracowała jako chirurg i często w weekendy wzywano ją do trudnych pacjentów.

Tomek zachowywał się wobec Kasi po dorosłemu: karmił ją, bronił, czasem gderał, gdy było za co. A Kasia słuchała go bez protestu, chodziła za nim jak cień, patrząc na starszego kolegę swymi ogromnymi, czarnymi oczami.

Pewnego dnia Kasia zachorowała na anginę. I gdzie niby mogła się przeziębić w czerwcu? Tomek musiał spędzać z nią całe dnie. Koledzy już wiedzieli, gdzie go szukać. Zadzwonili do drzwi Kasi, by zaprosić go na mecz piłki nożnej.

— Nie mogę. Z Kasią jestem — poważnie odpowiedział Tomek.

— To weź ją ze sobą, będzie kibicować — zaproponował Marek.

— Ma anginę, gorączkę. Nie wolno. Zagrajcie dziś beze mnie.

— Jak to beze ciebie? Kto w bramce stanie? — zirytował się rozczarowany Paweł.

— Stawajcie na zmianę — zasugerował Tomek, spoglądając na posmutniałych kolegów.

— Nie, to nudy. To my też nie idziemy.

— No to wchodźcie — westchnął Tomek i wpuścił chłopców do mieszkania.

Kasia z szalikiem owiniętym wokół szyi siedziała na kanapie i oglądała obrazki w książeczce. Gdy zobaczyła chłopców, rozpromieniła się.

— To moi koledzy, Paweł i Marek — Tomek wskazał, kto jest kto. — Posiedzą z nami, zgoda?

— Poczytajcie mi — z dziecięcą prostotą Kasia podała im książkę.

— Może lepiej zbudujemy bazę? — Paweł wpatrywał się w okrągły stół na środku pokoju.

— Jak to? Przecież nie mamy gałęzi ani słomy — oczy Kasi zabłysły, może od gorączki, a może z radości.

— Słomy nie potrzeba. Możemy zdjąć koc z kanapy? — spytał Paweł. — Nakryjemy nim stół, i będzie namiot.

Jednak jednego koca okazało się za mało. Kasia podpowiedziała Tomkowi, gdzie w szafie znaleźć drugi. niedługo cała czwórka wcisnęła się pod stół. W prowizorycznym namiocie było ciasno, duszno, ciemno i przerażająco ciekawie.

— Opowiadajmy straszne historie — zaproponował Marek. — Mój pradziadek był na wojnie.

— Co z tego? O wojnie nudno — skrzywił się Paweł.

— Wiesz, ile miał orderów? Nie zliczysz — przechwalał się Marek. — Woził chleb do Leningradu Drogą Życia.

— Znudziło mi się. Nuda, nieciekawe — przeciągnął rozczarowany Paweł.

— Nie wiesz, a mówisz. Dziadek opowiadał, iż w czasie blokady ludzie jedli nie tylko koty i psy, ale też siebie nawzajem, własnych krewnych. Kroili i gotowali zupę. A chleb robili z trocin — nie dawał za wygraną Marek.

— Fuj. Ludzi się nie je — wzdrygnęła się Kasia, przywierając do Tomka.

— A ja znam mnóstwo strasznych historii o Czarnym Ludzie — uradował się Paweł. — W zeszłym roku na koloniach opowiadaliśmy o nim nocą. Straszne rzeczy.

Kasia zastygła. Samo słowo „czarny” wydało jej się przerażające, zwłaszcza w ciemności pod stołem. A na dźwięk słowa „straszne” zaczęła drżeć.

— Chodzi cały w czerni. jeżeli ktoś się zagapi, od razu go łapie i zabiera. I nikt go już nigdy nie widzi. Pojawia się i znika jak cień. Najbardziej lubi małe dzieci. Jak tylko nieposłuszne dziecko ucieknie od rodziców…

— Dość. Już i tak Kasię wystraszyłeś — ostro przerwał mu Tomek, czując, jak dziewczynka drży i jeszcze mocniej przytula się do niego. — Jeszcze potem nie będzie mogła spać ze strachu. Jest za mała.

— Nie jestem za mała — obraziła się Kasia. — Nie chcę słuchać o Czarnym Człowieku. Straszne — głos jej zadrżał, lada chwila miała wybuchnąć płaczem.

Trzasnęły drzwi wejściowe. Dzieci pod stołem zamilkły. Na zewnątrz rozległy się powolne, ostrożne kroki, które zatrzymały się tuż obok. Paweł zaczął się wiercić, Marek ciężko oddychał. Kasia przywarła do piersi Tomka. Pod jej uchem głośno i gwałtownie waliło jego serce.

Nagle brzeg koca uniósł się. Kasia zamknęła oczy i pisnęła.

— O, tu jesteście! — rozległ się głos mamy.

— Mamo! — Kasia otworzyła oczy, wypełzła spod stołu i rzuciła się w ramiona matki.

— Czemu stół nakryty kocem? Co tam robiliście? — spytała mama, patrząc na rozczochranych chłopców, którzy też wyszli spod stołu.

— To była baza. Siedzieliśmy w niej i opowiadali straszne historie — zaszwargotała Kasia.

— I nie bałaś się? — zdziwiła się mama.

— Bałam się. A jak usłyszałam kroki, pomyślałam, iż to Czarny Człowiek przyszedł po nas i przestraszyłam się jeszcze bardziej.

— Jaki Czarny Człowiek? — Mama przeniosła pełen wyrzutu wzrok z jednego chłopca na drugi, zatrzymując się na twarzy Tomka. Spuścił głowę ze skruchą.

— Dobrze. Rozbierzcie tę „bazę” i myjcie ręce. Zaraz będzie obiad — powiedziała mama i wyszła z Kasią do kuchni.

Po obiedzie Tomek z chłopakami w końcu poszli grać w piłkę. A mama ułożyła Kasię do snu. ale gdy tylko zamykała oczy, wydawało jej się, iż widzi Czarnego Człowieka.

Gdy Tomek poszedł do siódmej klasy, Kasia dopiero zaczęła pierwszą. Tomek stał się już prawie dorosły i rzadko się nią zajmował. Zresztą i ona podrosła, mogła zostawać sama. ale często biegała do Tomka z pytaniami lub gdy grzmiało. Kasia bardzo bała się burzy.

Gdy chłopcy szli do kina, na lodowisko czy gdziekolwiek indziej, Kasia zawsze się do nich przyczepiała. jeżeli nie chcieli jej brać, potrafiła sprytnie używać łez. A Tomek, zdjęty litością, przekonywał kolegów, by ją zabrali.

To właśnie Tomek nauczył Kasię jeździć na łyżwach, podgrzewać zupę w mikrofalI gdy po latach znów się spotkali, w końcu zrozumieli, iż od zawsze byli dla siebie całym światem.

Idź do oryginalnego materiału