„Jesteś w domu cały dzień! Co ci szkodzi zająć się wnukami?”

newsempire24.com 3 tygodni temu

«Przecież cały dzień siedzisz w domu! Czy to naprawdę takie trudne, żeby posiedzieć z wnukami?»

Staram się zrozumieć swoją córkę. Już blisko piąty rok jest na urlopie macierzyńskim – jedno dziecko za drugim, z różnicą nieco ponad dwóch lat. Oczywiście, jest zmęczona. Oczywiście, chciałaby wyrwać się z tego kręgu domowych obowiązków. Ale, przepraszam, przecież decyzję o rodzeniu dzieci z tak małym odstępem podejmowali wspólnie z mężem. To był ich wybór. A ja – jestem tylko babcią. Nie matką. Moja pomoc jest dobrowolna, nie obowiązkowa.

Nigdy nie odmówiłam wsparcia. jeżeli mogłam – zawsze byłam blisko. Ale, powtarzam, mam swoje siły, swoje zdrowie, a w końcu swoje życie. Szczególnie teraz.

Niedawno przeszłam na emeryturę. Pracowałam do końca, choć mogłam odejść znacznie wcześniej. Nie chciałam jednak zostawiać zespołu, a także trzeba było spłacić duży kredyt, który wzięłam na remont. Część środków przekazałam córce, pomogłam przy jej mieszkaniu. Wszystko dźwigałam sama, bez proszenia młodych – oni mieli swoje troski.

Kredyty spłacone. Praca powoli zniknęła – czy to wiek, czy tempo życia już nie takie samo. I oto, kiedy poczułam, iż czas, złożyłam wniosek i z ulgą odetchnęłam. Koniec – wolność. Zaczyna się nowy etap. Pierwszy dzień emerytury – poniedziałek. Uroczysty, wyczekiwany.

Z góry zaplanowałam dzień: wyspać się, nie nastawiać budzika, zrobić sobie kawę, przejść się po parku, wreszcie zajść do księgarni, do której zawsze brakowało czasu.

Ale moje plany nie miały się spełnić.

O wpół do ósmej rano zadzwonił dzwonek do drzwi. Jeszcze nie całkiem obudzona. Otwieram – a tam córka z promiennym uśmiechem i dwójką dzieci.

– Mamo, dziękuję ci ogromnie! Bardzo się spieszyłam! – i wpychając mi w ręce młodszego, odeszła. Starszy już zdjął buty i pobiegł po mieszkaniu.

Nawet się nie umawiałyśmy. Ani słowa, ani telefonu, ani prośby. Po prostu podrzucili dzieci z samego rana i poszli załatwiać swoje sprawy. A gdybym wyjechała? Gdybym miała swoje sprawy? Albo najzwyczajniej nie była gotowa, by w pierwszy dzień odpoczynku biegać za dwoma huraganami?

Zdołałam do niej zadzwonić dopiero po południu. Była zadowolona, wypoczęta, a ja – wyczerpana i zła. Starszy – pięć lat, młodszy – prawie dwa. To nie „posiedzieć”, to maraton przetrwania.

– Mamo, jesteś w domu, trudno ci czy co? – zdziwiła się, gdy poprosiłam o odebranie dzieci.

– Trudno, jeżeli nie pytasz i stawiasz przed faktem – odpowiedziałam. – Umówiłybyśmy się dzień wcześniej – żaden problem. Ale nie jestem pomoc domowa i mam również prawo do własnej przestrzeni.

Następnego dnia scenariusz się powtórzył. Tylko tym razem nie otworzyłam drzwi. Tak, brzmi surowo. Ale nie miałam innego wyboru – inaczej przez cały czas traktowano by mnie jak całodobową niańkę bez prawa głosu.

Po kilku takich próbach córka zrobiła awanturę:

– Siedzisz cały dzień w domu! Naprawdę szkoda ci posiedzieć z własnymi wnukami?! Dzieci stały pod drzwiami, a ty choćby nie otworzyłaś!

Próbowałam wyjaśnić. Spokojnie. Bez oskarżeń. Że jestem zmęczona. Że chcę odpocząć. Że gdyby powiedziała chociażby dwa dni wcześniej, przygotowałabym się, odwołała sprawy, przyjęła ich z radością.

Ale ona nie chce słuchać. Według jej logiki, skoro jestem na emeryturze – to wolna. Znaczy, automatycznie powinnam przejąć jej obowiązki. A przecież nie wróciłam z kurortu. Ostatni raz odpoczywałam trzy lata temu. Nie jestem robotem. Też się męczę.

Najbardziej boli to, iż pomogłabym, gdyby mnie po ludzku poproszono. Gdyby dano mi trochę czasu, by wniknąć w swoją nową sytuację – emerytki. A ona po prostu zrzuciła na mnie dzieci i odeszła.

Teraz jest obrażona. Nie dzwoni. Omija mnie z daleka. Ale mam dość jej wymagań, pretensji, presji. Nie przestałam być jej matką. Ale nie zamierzam już być ofiarą.

Jeśli jest jej tak ciężko – niech spróbuje naprawić relacje z teściową zamiast łamać mnie. Może wtedy jej życie nabierze nowych barw. A tymczasem… Tymczasem uczę się żyć dla siebie. I na to prawo zasłużyłam.

Idź do oryginalnego materiału