Jowita uratowana, ale kolejne radykalne kroki są koniecznością

krytykapolityczna.pl 9 miesięcy temu

Protesty na Uniwersytecie Warszawskim, spanie w BUW-ie (bibliotece uniwersyteckiej) i wreszcie okupacja akademika należącego do UAM w Poznaniu – ostatnie miesiące przyniosły aktywizację środowisk studenckich, sięgających po coraz bardziej zdecydowane metody okazywania swojego niezadowolenia. I chociaż niektórzy próbują to przedstawić jako zabawę rozkapryszonej młodzieży, której nie chce się studiować lub pracować, rzeczywistość jest zupełnie inna.

Członkowie Koła Młodych Inicjatywy Pracowniczej tłumaczyli w rozmowie z nami, iż możliwość swobodnego studiowania jest ograniczana przez brak polityki socjalnej uczelni, zmuszający biedniejszych studentów do zaniedbywania lub wręcz porzucania nauki. W sytuacji, gdy tylko kilka procent z nich może liczyć na miejsce w akademiku, decyzja Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu o sprzedaży domu studenckiego Jowita była kroplą, która przelała czarę goryczy – rozpoczęto protest okupacyjny, aby zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację wielu studiujących. Postanowiliśmy oddać głos samym zainteresowanym.

Akademik prawem, nie towarem

Na szczycie listy potrzeb studentów znajdziemy oczywiście mieszkanie w przystępnej cenie i godnych warunkach. W czasach rekordowych cen wynajmu nie jest o to łatwo, a mała liczba miejsc w domach studenckich sprawia, iż nie stanowią one realnej alternatywy dla rynku prywatnego. Nasze rozmówczynie przypominają, iż pod tym względem osoby w tej chwili studiujące są w gorszej sytuacji niż poprzednie pokolenia:

Aleksandra Taran: Nie mieszkam w akademiku, choć bardzo bym chciała i byłam do tego nakłaniana przez rodziców. Oboje znaleźli takie zakwaterowanie podczas studiów, co pozwoliło im uzyskać wyższe wykształcenie, mimo pochodzenia z robotniczych, podkarpackich rodzin. Urodziłam się w tym czasie i krótko mieszkałam w domu studenckim. Teraz nie mogę na to liczyć. Baza mieszkaniowa UW, gdzie studiuję, jest tak skandalicznie mała, iż chociaż nie stać mnie na najem na rynku prywatnym, to wciąż jestem „zbyt bogata”, by dostać miejsce w akademiku. Większość przyjezdnych studentek musi się z tym mierzyć.

Magda: Nigdy nie mieszkałam w akademiku, bo moi zarabiający najniższą krajową rodzice mieli „zbyt wysokie” dochody. Bez wątpienia zakwaterowanie w domu studenckim pomogłoby mi w spokojnej nauce, nie musiałabym liczyć każdej złotówki, ale w tej chwili uniwersytety funkcjonują na zasadach, które wymusza na nich system kapitalistyczny. Słyszymy od władz uczelni, iż budowa akademików jest nierentowna, a mówimy przecież o instytucji publicznej. Polityka socjalna – czyli zapewnienie studentkom i studentom miejsca zamieszkania, taniego jedzenia i wsparcia stypendialnego – powinna być priorytetem. Tymczasem dostajemy absolutne minimum, które nie pozwala się utrzymać i zmusza młodych do pracy.

Aleksandra: Brak lokum w domu studenckim oznacza przede wszystkim ciężką pracę i brak wytchnienia. Od początku studiów chwytam się dorywczych zajęć, by mieć za co opłacić rosnące czynsze i utrzymać się w realiach szarganych ogromną inflacją. Praca albo dwie, nauka, czas na sen i spełnianie podstawowych potrzeb – to wszystko nie zostawia nam przestrzeni na rozwijanie się, także akademickie, i odkrywanie siebie.

Replikuje się wtórnie nierówności obecne w społeczeństwie – jeżeli ktoś nie musi pracować, może poświęcić tyle czasu, ile chce, na pracę akademicką, udział w konferencjach naukowych itp. Studia może i w teorii są dla wszystkich, ale owocne studiowanie już nie.

Okupacja odpowiedzią na odwracanie wzroku przez władze uczelni

Wieść o okupacji Jowity mogła być dla niektórych szokująca, zwłaszcza iż polskie uniwersytety do takiej formy protestu nie są przyzwyczajone. Burza zbierała się jednak od dawna i zdaniem zaangażowanych w akcję studentów zajęcie akademika stanowiło w większym stopniu kulminację wielomiesięcznych (lub choćby wieloletnich) działań niż improwizację, choćby jeżeli o samym rozpoczęciu okupacji zadecydowali spontanicznie. Podkreślają, iż ich działań nie charakteryzował chaos, wręcz przeciwnie, sprawna organizacja, która pomogła przyciągnąć zainteresowanie innych studentów, mediów, a w końcu i ministra Dariusza Wieczorka.

Filip: Ponad pół roku temu, kiedy dowiedzieliśmy się o sprzedaży akademika, szukaliśmy sposobów na wywarcie presji na władze uniwersytetu oraz zwrócenie uwagi na problemy socjalne studentów. Pomimo naszego oporu uczelnia od nowego roku akademickiego zdecydowała się wyłączyć akademik z użytku, pozostawiając piętra hotelowe i sale konferencyjne. Okupacja stała się ostatnią szansą na ocalenie Jowity.

Magda: Zdecydowaliśmy się na ten krok po wielu bezskutecznych próbach dialogu z rektorką. Studentek i studentów, którzy zamieszkali w zamkniętym akademiku, nie mogła ignorować. Obrona Jowity to oczywiście tylko kropla w morzu rzeczy, o które musimy walczyć, ale to wydarzenie będzie symbolem odrodzenia ruchu studenckiego.

Adam: Okupacja na przestrzeni całego tygodnia swojego trwania bardzo się zmieniała. Rotacja osób była duża, ale sumarycznie w Jowicie z każdym dniem nocowało nas coraz więcej. W pierwszych dniach dużą część załogi stanowili ci, którzy zjechali się z całej Polski na konferencję naukową Oblicza wyzysku i to w tym gronie spontanicznie zadecydowano o rozpoczęciu okupacji. Z czasem większością stali się studenci i studentki z Poznania, którzy dołączali w miarę trwania akcji.

Michał: Ustaliliśmy zasady, których wszyscy się trzymaliśmy. Bazując na pomocy wzajemnej i życzliwości, zapewniliśmy sobie jedzenie i higienę. Stworzyliśmy pewnego rodzaju kulturę otwartości, która pozwala gwałtownie nawiązywać wartościowe kontakty i budować zaufanie. Codziennie zbieraliśmy się na spotkaniach organizacyjnych, gdzie wspólnie omawialiśmy bieżące sprawy.

Adam: Sukces nie jest przypadkiem, szczęśliwym trafem. Studenci i studentki zorganizowani w związku zawodowym OZZ Inicjatywa Pracownicza od miesięcy czy wręcz lat uczyli się i wypracowywali metody działania, które umożliwiły uniesienie wysiłku logistycznego związanego z dziewięciodniową okupacją. Zapewnienie jedzenia, założenie funduszu strajkowego, stworzenie warunków umożliwiających setkom studentów i studentek UAM przewinięcie się przez strefę okupacji, zmobilizowanie szerszej grupy wspierającej protest. To wszystko wymagało ogromu oddolnej, ale wcale nie spontanicznej pracy.

Skończyć z pasywnością

Zapytani o przyczyny widocznego w ostatnich miesiącach rosnącego zaangażowania młodzieży w walkę o swoje prawa socjalne, uczestnicy okupacji mówią z jednej strony o coraz gorszych warunkach ekonomicznych studentów i studentek, a z drugiej przypominają, iż inicjatywy tego typu nie narodziły się wczoraj. Głównym celem pozostaje rozwój ruchu, wbrew niechęci władz uniwersyteckich i wciąż powszechnej obojętności na sytuację studiujących.

Aleksandra: Pandemia i wojna poskutkowały kryzysem oraz kolejnymi cięciami w zasobach publicznych, także mieszkalnych, na których cierpią przede wszystkim najbiedniejsi. Koszty utrzymania się studenta drastycznie rosną z roku na rok i młodzi nie są już w stanie akceptować tego, iż mimo harowania jak wół ledwo wiążą koniec z końcem, zwłaszcza jeżeli chcą kontynuować edukację. Nie należy też odbierać zasług osobom, które od lat walczą i budują struktury w rodzaju związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Gdyby nie ich tytaniczna praca, nie moglibyśmy działać teraz tak skutecznie i tak agresywnie. Zbieramy plony z pracy organizacyjnej wykonywanej przez i dla młodych.

Adam: Sytuacja młodych dojrzała na tyle, iż radykalne kroki są po prostu koniecznością. Akcje takie jak okupacja Jowity spotykają się z aprobatą nie tylko szerszej społeczności akademickiej, ale choćby mainstreamowych mediów. Wszyscy mamy dość braku reprezentacji, pasywności naszych rówieśników i „rzeczników” – karierowiczów mówiących rzekomo w naszym imieniu, iż studia są po to, aby dobrze zarabiać, i jeżeli ktoś musi się w ich trakcie samemu utrzymywać, to niech radzi sobie sam.

Olga: Mam nadzieję, iż presja, którą wywarliśmy na władzach, będzie miała przełożenie na przyszłość i DS Jowita rzeczywiście niedługo znowu posłuży studentkom i studentom. Ten protest w pewien sposób przełamał antystudencki paradygmat, który panował w publicznej narracji i wierzę, iż będzie punktem zapalnym do kompleksowych, wymagających natychmiastowego wprowadzenia zmian. W piątek 14 grudnia wręczyliśmy ministrowi Wieczorkowi list otwarty, w którym żądaliśmy między innymi „dostępu do tanich, publicznych stołówek oraz pokojów socjalnych, radykalnego podwyższenia kwot oraz progu przyznawania stypendium socjalnego i powiązania ich z waloryzowaną kwotą, aby przedstawiono projekt zmiany ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, ze szczególnym naciskiem na art. 106. umożliwiający studentom i studentkom zrzeszonym w związkach zawodowych podjęcie strajku oraz zachowania przestrzeni sal konferencyjnych w DS Jowita jako oddolnego centrum społeczno-kulturowego”. Rektorka UAM, profesora Kaniewska, zdążyła już odsunąć w czasie realizację naszego ostatniego postulatu. Konieczne jest dalsze wywieranie nacisku na rzecz rozszerzania oferty socjalnej na wszystkich uniwersytetach w kraju, ponieważ bez wyżej wymienionych zmian realny dostęp do wiedzy w Polsce pozostanie ograniczony dla garstki ludzi.

Adam: Czego się obawiam? Że władze kolejnych uczelni, gdzie narodzą się podobne protesty, zareagują równie agresywnie i nieprzychylnie jak UAM. Że samorządy dalej będą nas potępiać, a lewicowi intelektualiści i akademicy pasywnie na nas patrzeć. Ale przede wszystkim, parafrazując Slavoja Žižka: boję się, iż któregoś dnia pójdziemy po prostu do domu, a potem będziemy spotykać się raz do roku, aby powspominać z nostalgią, iż miło spędziliśmy czas. Obiecajmy sobie, iż tak się nie stanie i z naszych starań zostanie coś więcej.

Idź do oryginalnego materiału