Wymyśliłam akcje na powrót dzieci do szkoły, znalazłam idealny termin i formę protestu. Teraz mam ostry dylemat moralny – czy ja mam o to walczyć? To szkoła i edukacja jest podstawą, która przygotowuje ludzi na bycie dobrymi niewolnikami, szarymi pracownikami bez ambicji. Właśnie w taki sposób ukształtowano ludzi, iż wpadli w pułapkę pseudokoronizacji (wiecie, co mam na myśli), zaakceptowali nową normalność, zwątpili w siebie, w swoją logikę i uwierzyli porponowanym autorytetom. Ile razy słyszałam zdania w rodzaju „w sumie to już chyba „to” przeszłam, może masz racje, iż maski są bez sensu ale wiesz nie jestem wirusologiem, wiesz, iż w telewizji mówili, iż można zachorować ponownie...?” Dzisiaj trzeba być „specjalistą” aby porównać obrazek z dżumy czy „hiszpanki” do obrazka tańczących lekarzy, pustych szpitali i normalnego życia. Przepełnienie w szpitalach? No cóż, jak jedne stoja puste to inne muszą być przepełnione...
Szkoła łamie indywidualizm, zakopuje niezależność, dusi instynkt i intuicje; uczy, iż masz codziennie wstawać o określonej porze, spędzać x godzin robiąc coś, czego nie lubisz i wracac do domu. A potem kontynuować w jakimś biurze czy fabryce. Jednak z drugiej strony bez szkoły nie dowiedziałabym się tylu faktów z historii, nie przeczytałabym kilku przydatnych książek ani nie poznała kilku naprawdę fajnych osób. Dzięki wiedzy ze szkoły łatwiej połączyłam kropki i odkryłam ściemę stulecia. Zakładam, iż rodzice nauczyliby mnie czytać, pisać, wpoili by podstawy historii, matematyki, gramatyki i przyrody. Bez szkoły nie przeczytałabym „Folwarku zwierzęcego”, nie nauczyłabym się angielskiego ani nie zebrała kilku cennych doświadczeń życiowych – brakowałoby i jednej, potrzebnej bardzo kropki.
Co interesujące o przeznaczeniu szkoły wiedziałam już jako dziecko (bo najbliźsi dorośli pozwolili sobie na zbytnią szczerość), iż tak masz się uczyć dorosłego życia bo tak wygląda świat, tak wygląda przyszłość, będziesz musiała wstawać codziennie do pracy, pracować przez ileś godzin a jak nie to wylot i nie zarobisz na chleb. Przyzwyczajaj się. W pracy nie będzie taryfy ulgowej dla śpiochów. Blisko szkoły była fabryka, uczenie dzieci na przyszłych pracowników było bardzo logiczne. Akceptowałam ten porządek, miałam w głowie różne marzenia (co pięć minut inne). gwałtownie oduczyłam się o nich mówić bo były traktowane z takim samym dobrotliwym pobłażaniem i niewiarą jak opowieści o latających wróżkach i gadających kotkach. Od razu tez byłam sprowadzana na ziemię tekstami ale wiesz to trzeba się całe lata uczyć... to baaaaardzo trudne. Nie wychylaj się przed szereg. Jakiś czas się nie wychylałam, za wszelką cene starałam się nie wychylać być niewidzialna chociaż czułam się z tym jak gówno i najgorszy nieudacznik świata (tylko dlatego, iż słabo mi szło dopasowywanie się do innych – z perspektywy czasu widzę, iż ci „inni” wcale nie maja jakiegoś super życia). Każda komórka mojego ciała krzyczała, ze coś tu jest nie tak, zaczęłam nienawidzić siebie i miejsca w którym mieszkam do tego stopnia, iż moim życiowym celem stały się studia w innym mieście i wyniesienie się stąd. Gdyby ktoś mi powiedział to, co wiem teraz... Za to wszyscy próbowali mnie zniszczyć i utemperować, gdy jeszcze dziecięcy instynkt podpowiadał mi własną drogę.
Masz wstawać wcześniej żeby zdążyć do szkoły, jak nie lubisz wstawać to idź wcześniej spać (nie chciało mi się spać po wieczorynce, oglądałam przez okno, jak inne dzieci jeszcze bawią się na podwórku). Dziś klienci sami proszą o spotkania po południem lub pod wieczór – moge spać ile chcę. Masz ładnie pisać, masz ładnie sprzątać pokoik bo dziewczynce tak nie wypada (to już bez znaczenia pisze się na komputerze), nie wolno obcinać lalkom włosów ani moczyć w jeziorze bo się popsują (dziś wiem – plastik się nie popsuje od wody). W szkole dokuczały mi dzieci gdy robiłam lub mówiłam cos po swojemu. Nie chciałam tego, przeniosłam się do innej szkoły, był spokój a ja – niewidzialna. Strach co ludzie powiedzą, ubieranie się jak koleżanki zamiast wedle własnych potrzeb cieplnych. choćby włosy ścięłam, żeby mieć takie jak koleżanki – nie wyszło i tak układały się inaczej. Do tego religia (na szczęście wiara mi stopniowo wysychała), zostało szukanie nieistniejących ideałów. Dopiero na studiach zaczęłam się pozbywać tych durnych schematów i to z grubej rury – alternatywny ubiór, dziwni znajomi, nagie sesje i spontaniczne wyjazdy do innych miast.
Paradoks systemu. Najpierw zmusza nas do opuszczenia rodziców, pozbawia poczucia bezpieczeństwa i wrzuca do przedszkola (wstępna tresura posłuszeństwa – do dziś pamiętam, jaka byłam poirytowana, jak przedszkolanka kazała pokolorować tylko trzy jabłuszka czy listki na zielono wiedziałam, iż to bez sensu ). Następnie szkoła, studia, praca. System odbiera nam własny rytm i czas z rodziną dając w zamian nowe poczucie bezpieczeństwa i nową normalność. Brzmi znajomo? Wstawanie o określonych godzinach, chodzenie na zajęcia według planu daje poczucie bezpieczeństwa. Przewidywalność jest bezpieczna. Z jednej strony nas niszczy a z drugiej popycha do rozwoju – nie rozwinęłabym się zbytnio spędzając całe dnie na zabawie lalkami czy goniąc koty po podwórku.
Ludzi trzeba edukować choćby po to aby znali historię i matematykę i nie dali się wkręcić w gry ludzi, którym marzy się totalitaryzm (zawsze się tacy znajdą). Aby edukować trzeba jakoś uporządkować - nie nauczyłabym się tabliczki mnożenia biegając po lesie ani nie nauczyłabym się czytania rzucając książkami do kosza zamiast odstawiając je na półki.. Pewne zasady miały sens. System ma i wady i zalety, był tym, co mnie niszczyło jako człowieka i tym co rozwijało mój umysł. Gdzie jest granica?
Po co jest system? Teoretycy spiskowi powiedzą – do zniewolenia i zarabiania kasy na niewolnikach. Tak, racja ale jest coś jeszcze. Nie wszyscy ludzie są gotowi na wolność. Będąc dzieckiem absolutnie nie byłam gotowa na wolność, bez pewnego przymusu nie nauczyłabym się czytać i pisać (haha, przez cały czas robię błędy). Do szkoły chodziłabym w kratkę, nie wynosząc z niej nic. przez cały czas nie jestem gotowa na pełna wolność. Zdarza mi się kupowac niezdrową żywność, sypiać do południa i wsiąkać w gry czy seriale (japońskie, alternatywne ale ekran to ekran). Zdarza mi się zjeść lody na obiad. Czytam zbyt mało książek. Czy dzisiaj pod przymusem rozwijałabym się lepiej? Nie. Hodowałabym w sobie złość i nienawiść (jak większość ludzi dziś działających według motta „nie chce ale muszę”), cofnęłabym się w rozwoju jak dziki ptak zamknięty w klatce – staje się przestraszony, wściekły, otępiały, umierający. Wyfrunęłyby i zniknęły tylko pomysły, idee i kreatywność. Każdy zniewolony człowiek działa w ten sposób tylko poza świadomością umysłu, problemy spycha gdzieś w głąb siebie, wypala się, pewnego dnia budzi się bez celu i bez sensu, nie może znaleźć szczęścia ani swojego miejsca. Szuka autorytetów, rozrywki, używek i wszystkiego, co wypełni dziurę, zagłuszy pustkę, zagłuszy narastający wewnętrzny ból i cierpienie.
A co z wolnością robią dzisiaj ludzie? Żyjemy w czasach, kiedy mamy możliwości, o jakich nie śnili nasi dziadkowie, żadnych wojen, żadnych klęsk żywiołowych (w skali kraju). Rozwój technologii daje nam więcej czasu w rozwój własny (w czasie, gdy Twoja babcia dusiła pranie Ty możesz poczytać książkę albo pobawić się z dzieckiem bo twoja prace robi za ciebie pralka). Wreszcie można oderwać się od pracy na etat, od wymagań religii czy środowiska. Wiele ludzi dojrzało do wykorzystania internetu do uniezależnienia się od systemu i... produkcji żenującej, kolorowej papki dla swoich widzów. Nie wiem, czy bardziej przeraża mnie odmóżdżający film znudzonego licealisty na nauczaniu zdalnym czy to, ze to ma milion wyświetleń. A dziewczyna, która ma tylko wygląd ma więcej pieniędzy niż dziewczyna, która pół życia poświęciła na naukę i rozwój osobisty. Nie dziwne, iż dzieci marzą o byciu influencerką bardziej niż lekarką czy policjantem (policjantką, lekarzem). Ale jeszcze nie wiedza, iż wpadają z deszczu pod rynne, iż uciekając przed systemem pracy na etat wpadają w system zbierania punktów (like, wyświetleń, liczby obserwatorów), iż algorytmy się zmieniają, iż poświęcają mnóstwo energii i zasobów na utrzymanie się na szczycie.
Co stało się z ludźmi ukształtowanymi przez system? Coraz mniej rozwoju, coraz płycej z edukacja i duchowością, więcej nacisku aby wpasować się w ramy tymczasem naturalna potrzeba rozwoju i podążaniu za głosem serca jest jak... wydalanie gazów i toksyn z organizmu – jak nie bekniesz to później pierdniesz. Ludzie wyzwolili się z ograniczeń religii i oczekiwań społecznych. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu Japonia – pełen porządek, identyczne umundurowanie, ścisłe regoły, przeedukowanie w dzieciństwie. Co robią Japończycy w czasie wolnym? Dziecinnieją, szukając straconego dzieciństwa i wewnętrznego dziecka, kultura masowa jest cofnięta do poziomu dziecka z podstawówki, meow, meow! Nie wszyscy ale jest to dominujący trend. Dobra organizacja jest przydatna podczas ewakuacji (trzęsieia ziemi są codziennością) ale... coś poszło nie tak. Ludzie są bezradni, przestraszeni, fałszywi, ukrywający swoje emocje i pragnienia. A potem coś pęka i czytamy o kanibalu z Japonii czy lesie, do którego można iśc się powiesić. A jak nie pęka to czyta się mangi pełne pornografii dziecięcej i krwistych jatek. A degeneracja postępuje, ludzie zamieniają się w zombie. Prawdziwe emocje są głównie w ambitniejszych mangach czy filmach.
A gdyby dać każdemu broń i powiedzieć – rób co chcesz? To byłby koniec świata.
Ludzie przez lata ogłupiani przez system zatracili swoje własne ja, nie wiedzą co jest dobre a co złe, nie mają sumienia (w tej jednej rzeczy religia ma racje, coś zgubiliśmy, coś w nas umarło). Marze o tym aby wyrwać ludzi z tego schametu ale... oni nie tylko nie chcą ale nie są gotowi! Bo wolność to odpowiedzialność! Bycie wolnym człowiekiem jest strasznie trudne, wszędzie znajdują się pułłapki i nikt nie powie ci”to jest złe” musisz wiedzieć albo spróbować i wycofac się we właściwym momencie. Pisałam, o tym, iż ruchy antysystemowe w Warszawie (i nie tylko) są zarządzane przez agenture, „aniołów stróżów' porządku społecznego. Jak to wygląda? Czy ktoś tu kogoś do czegoś zmusza? Absolutnie nie! Jest lekka presja aby działać ale zawsze możesz się wycofać, odejść i wrócić. Dla porównania w kościele straszą pieklem jak nie pojawisz się na mszy. Tutaj pełna wolność. Teraz najlepsze – czy ludzie wiedzą, iż coś tu nie pasuje? Tak! Wszyscy to wiedzą (wskazuja palcami agentów) i w pełni to akceptują, lub domyślają się ale nic z tym nie robią, radośnie biegają ustawione akcje i protesty. Wcale nie chcą być uwolnieni i działać realniej, bardziej strategicznie.
Kiedy dzieci wróca do szkoły? prawdopodobnie późną wiosną i na początku jesieni a potem znów spychanie na onlajn – bo tak łatwiej i taniej, Pytanie czy dzieci w ogóle powinny wrócić do szkoły? Tak, bo maja szanse nawiązać jakiekolwiek relacje z rówieśnikami i nauczyć się czytac i pisać. Nie są gotowe na pełną wolność ani rodzice nie są gotowi do samodzielnej organizacji nauki jak to było w czasach wojen i zaborów. Trzeba by zreformować system edukacji na mniej tresujący a bardziej kreatywny ale... na wymuszenie na szkołach takich roszczeń... tez nie jesteśmy gotowi. Zostaje tylko walczyć o powrót tego, co było.