Kiedy Jagoda ma szesnaście lat, staruszka Cyganek na targu chwyta ją za rękę, wpatruje się w linie losu i mówi:
Nigdy nie wyjdziesz za mąż.
Jagoda tylko się śmieje. Lata mijają, a gdy Krzysztof staje przed nią z pierścionkiem, przypomina sobie te słowa i odparowuje:
No, przynajmniej jako panna młoda się pojawię, żartuje, zgadzając się.
Biorą ślub. Dzieci nie przychodzą od razu. Lekarze donoszą surowo: niepłodność, ostateczna, bez wariantów.
No, przynajmniej będę żoną, wzdycha Jagoda, starając się nie płakać.
Nagle zdarza się cud zachodzi w ciążę.
To niebezpieczne, może pan nie przeżyć, ostrzegają lekarze.
Jagoda tylko się uśmiecha:
No, przynajmniej jako ciężarna będę.
Wychodzi na świat zdrowy, silny chłopiec. Lata płyną. Jagoda i Krzysztof przeżywają wszystko euforii i straty, śmiech i łzy, wzloty i upadki. Czterdzieści lat przelatuje jak jeden dzień.
Potem przychodzi nowa diagnoza.
Zostało panu pół roku życia, mówią lekarze.
Jagoda patrzy im prosto w oczy i odpowiada:
Wtedy skoczę ze spadochronem. Zawsze o tym marzyłam.
I skacze. Raz. Drugi raz. I jeszcze raz.
Kilka miesięcy później, gdy robią powtórne badania, choroby już nie ma. Bo dopóki człowiek naprawdę żyje, los tylko kręci ramionami i pisze jego historię od nowa.








