Kiedy prawdziwie kochasz, tracisz rozum

newsempire24.com 1 dzień temu

Kiedy naprawdę kochasz, tracisz rozum

Jan, może wrócimy zamieszkać na wieś? Nie mogę przyzwyczaić się do miejskiego zgiełku, mieszkamy już trzy lata, a ja czuję się tu obcy. Poza tym na świeżym powietrzu jest lepiej, a co dopiero, gdybyś tam urodziła dziecko zaproponował Jan żonie.

Jasiu, nie uwierzysz, ale wczoraj też o tym pomyślałam. Znów podjęłabym pracę w szkole, a może naprawdę zmiana otoczenia nam pomoże? odpowiedziała Jadwiga.

Jadźko, jesteś moją ukochaną, postanowione! odparł Jan.

Jan i Jadwiga pobrali się cztery lata temu. Po studiach Jadwiga przyjechała do Jana, by uczyć w przygrodzkiej szkole. Tam rozkwitła ich miłość i niedługo wzięli ślub.

Po roku wspólnego życia w wiosce Jadwiga musiała wrócić do miasta, bo poważnie zachorowała jej matka. Dlatego przeprowadzili się do Warszawy. Rok później matka Jadwigi odszedła.

Mają ze sobą szczęśliwe małżeństwo, kochają się nawzajem, ale brak im potomstwa, na co oboje bardzo liczą. Jadwiga przeszła badania, ale lekarze zapewniają, iż wszystko jest w porządku.

Spakowali rzeczy w pośpiechu, wynajęli samochód i przeprowadzili się do domu matki Jana, który mieszkał samotnie w małej wiosce pod nazwą Stare Borki.

Na Boga! wykrzyknęła Marta, teściowa, machając rękami. Nie sądzę, iż zostaniecie tu na zawsze! A ja, kiedy tak błagałam Boga, usłyszałam jego odpowiedź. Z euforią podniosła głos. Pokój jest wolny, zamieszkajcie, będzie nas wystarczająco. Mieszkał tu jeszcze twój ojciec, Jasiu, który odszedł rok temu Tęsknię. Prosiłam Boga, by przywrócił was tutaj, a on spełnił moje życzenie.

Jan znów podjął pracę w wiejskich warsztatach samochodowych i został przyjęty z entuzjazmem. Jadwiga wróciła do szkoły.

Dzień dobry, Pani Anno Stefańska przywitał się dyrektor szkoły, pan Feliks Kowalski. Cieszę się, iż wróciliście; jest wolne miejsce, a nie każdy chce przyjechać na wieś.

W piątkowy wieczór Marta przygotowała uroczystą ucztę w domu. Wiedziała, iż sąsiedzi i przyjaciele Jana przyjdą, a uczniowie i ich rodzice z pewnością będą zachwyceni powrotem Jadwigi, którą w wiosce wszyscy nazywali Ania. Najbardziej jednak cieszył się Szymon, którego Anna wyciągnęła z bagna czyli z głębokiej butelki alkoholu.

Nikt w wiosce nie wierzył, iż Szymon odstawia picie, ale Jadwiga mu w to uwierzyła i wesprzeła go. Gdy Szymon wpadł na podwórko Marty, zobaczył Jana i jego starszego brata Piotra, mocno ich przytulił, zapominając przy tym o przywitaniu.

Janie, naprawdę? Wieś już plotkuje, iż wróciliście z Anią do naszych stron. Rozumiem, iż jesteś miejscowy, a ona nauczycielka miejska!

Wracamy na stałe odparł Jan, poklepując Szymona po ramieniu.

Gdzie jest nasza Ania Stefańska?

Jan skinął głową, a Szymon już wpadł do domu, zobaczył Jadwigę, podniósł ją w powietrze, kilka razy obrócił i położył na podłodze.

Aniu, Aniu Stefańska, jak się cieszę!

W drzwiach stał Jan, uśmiechnięty.

W końcu się przekonałem, wszystko zrozumiałem. Czekam na was z zaproszeniem do mojego domu. Moja Weronka będzie szczęśliwa. Muszę wracać do domu, obiecałem żonie, iż z naszą córeczką poradzę. Czekamy na was jutro przyjdźcie, proszę machnął ręką i wybiegł.

Nie pije? zapytała Ania teściową.

Nie, od tamtej chwili nie wypiłem ani kropli. Kocham swoją córeczkę, już ma prawie dwa lata.

Jak nazwiesz ją?

Jadwiga uśmiechnęła się Marta. Ci nie jest trudno zgadnąć?

Jadźka? odparł Szymon, patrząc na nią. Nie tak jak ty, ale na cześć ciebie. Zapomniałeś, jak się nią opiekowałeś Nikt nie wierzył, iż uda ci się zrobić z niego człowieka.

Następnego dnia Anno i Jan udali się w gościnę do Szymona. Jego żona Weronka już krzątała się przy nakrytym stole, a z małego pokoju wyszła mała lalka z kręconymi włosami, niebieskimi oczkami i pulchnymi policzkami, nieśmiało podchodząc.

Patrz, córeczko, kto przyszedł powiedział Szymon. Dziadka nazywają Janem, a ciocię, taką samą jak ciebie, Anią.

Witaj, Aniu usiadła przed nią Anno i podała lalkę.

Dziewczynka przytuliła lalkę, wzięła Anię za rękę i poprowadziła ją do swojego pokoju.

No i, Janie, straciłeś żonę zaśmiał się Szymon. Podobno spodobała się naszej córce. Nie podchodzi do nikogo, chowa się za nami, a tu czuję w tobie dobrą duszę.

Do domu przybyli jeszcze krewni Szymona i Weronki, przy stole zasiadło osiem osób, a później dołączyli przypadkowo sąsiedzi. Gdzie przyjęcie, tam ludzie przybywają. Wszyscy cieszyli się, iż Jan i jego żona wrócili na wieś. Ktoś przyniósł ciasta, ktoś konfitury, ktoś wódkę, a ktoś rozciągnął harmonijkę. W domu Szymona było wesoło.

Szymon wstał, by wnieść toast za przyjazd Jana i jego żony, podniósł kieliszek, ale nie wypił. Od dawna wszyscy wiedzieli, iż nie pije.

Jestem jedynym, który może dziś powiedzieć, iż wszystko, co mam, zawdzięczam Pani Anny Stefańskiej, naszej Ani. Wszyscy słyszeli, jaką rolę odegrała w moim bezwartościowym życiu. Tak, wtedy ludzie szepnęli za moimi plecami, gdy szedłem do domu nauczyciela: Znowu do nauczycielki, na jaw, w środku dnia. Nie wstyd, ona młoda, wykształcona, a z kim się związała? To było? rozejrzał się po zebranych i sam odpowiedział. Było Wszyscy to widzieli, nie zdając sobie sprawy, iż między mężczyzną a kobietą może istnieć nie tylko romans, ale i prawdziwa, czysta przyjaźń. Normalna ludzka przyjaźń. A w tamtym czasie w mojej duszy kwitła miłość do Weronki, o której nikt nie wiedział.

Było, było ożywili się przy stole. Wtedy rozmawialiśmy o wszystkim

Nigdy nie zapomnę, jak po raz pierwszy podeszła do mnie Pani Anno Stefańska, spojrzała przyjaźnie, uśmiechnęła się i powiedziała: Szymonie, pomóż moim uczniom zrobić budki dla ptaków, i dodała, żebym był trzeźwy. Miałem ochotę wypić, ale obiecałem i słowo trzeba trzymać. Zrobiłem dwie budki, myślałem, iż to nic nie szkodzi, ale wtedy pomyślałem: co jeżeli znowu mnie poprosi, a ja nie dam rady? Zostałbym w tyle Byłem wtedy gniewny, ale nie piłem opowiadał, patrząc na wszystkich.

Potem Anno Stefańska znów podeszła, poprosiła o coś, a ja chętnie pomogłem. To się rozkręciło, wpadłem w pokusę picia, ale przestałem, bo nie chciałem, by zobaczyła mnie pijącego. Zaczęło mnie to cieszyć byłem użyteczny. Zachęciła mnie do kursu na kierowcę, po którym od razu znalazłem pracę. Od tamtej pory kręcę kierownicą w trzeźwości mrugnął do zebranych.

Dopiero kiedy Annyka wyjechała do miasta z Janem, zrozumiałem, iż budki i takie drobiazgi mogłaby zrobić każda, ale ona w ten sposób wyciągała mnie z ciemności, krok po kroku, ku światłu. Dzięki niej poczułem, iż mam anioła stróża Annykę. Przez kilka miesięcy obserwowała mnie, uwierzyła we mnie. Dziękuję jej bardzo pochylił się w stronę Anny, a ona uśmiechnęła się, a wszyscy oklaskali.

Kiedy wstałem na własne nogi, Bóg chyba postanowił, iż będę samodzielny. jeżeli mogę, to zrobię wszystko, jak zwykły człowiek, idąc na nogach, a jeżeli nie, będę czołgał się po czworakach, dopóki nie przyjdzie mój czas Nie miałem prawa się poddać. Ach, jak bardzo cię brakowało, Anno. Ale wtedy wszystko się ułożyło z Weronką, spotkaliśmy się, ona także w mnie uwierzyła. Dzięki małżeństwu i naszej córce jestem jej wdzięczny. Musimy wszyscy kochać i chronić ją, z jej dobrej duszy i serca. A ty, Janie, jesteś wspaniały, podziwiam cię. Kochasz ją, a ona kocha ciebie. Wszystko będzie dobrze.

Czas płynął. Jan pracował w warsztacie, Anno zajmowała się dziećmi w szkole. Pewnego dnia wróciła z lekcji blada, nogi były słabe. Położyła się na kanapie.

Anno, co się stało? zaskoczyła się Marta. Nie widziałam cię leżąc w ciągu dnia. Czy coś ci dolega?

Nie wiem, czuję słabość, mdłości, niepokój.

Marta podniosła brew i uśmiechnęła się.

Czy nie czekasz na dziecko, Aniu?

Już nie mam nadziei

Nie trać nadziei, zawsze trzeba wierzyć. Jutro rano idziemy do lekarza w rejonie.

Annie wróciła z miasta pełna szczęścia, lekarz potwierdził:

Gratuluję, będziecie mieli dziecko. Co ja wam powiedziałem

Jan leciał z pracy do domu, wiedział, iż żona już w drodze.

No co? wpadł do domu, zobaczył radosną żonę, przytulił ją mocno. Hurra, choćby nie musisz nic mówić, widać to po twarzy.

Po kilku dniach przywieziono Annę karetką do powiatowego szpitala przyjaciółki. Jan pojechał z nią. W nocy urodziła synka. Rankiem przy szpitalu zjawiła się Marta i usiadła przy ławce, patrząc na noworodka.

Mamo, wszystko w porządku, nasz syn przyszedł na świat. Nie mogę uwierzyć, iż to się naprawdę dzieje. Kocham Anię tak bardzo, iż czasem sam się boję tej miłości. Czy to normalne?

Normalne, synku. Kiedy naprawdę kochasz, tracisz rozum odpowiedziała matka, uśmiechając się.

Zawołamy Annę i synka do domu, pomogę jej, a matka patrząc na niego pomyślała:

Z zewnątrz mężczyzna, a w środku wciąż dziecko.

Wszystko układało się wspaniale, wszyscy byli szczęśliwi. Po pewnym czasie Ania urodziła jeszcze córkę, co przyniosło jeszcze więcej radości.

Jan ukończył studia na odległość i został głównym agronomem. Annie proponowano stanowisko dyrektorki szkoły, ale nie chciała go przyjąć.

Tak oto miłość, wytrwałość i wiara wdrugą połówkę doprowadziły ich do spełnienia. Kiedy naprawdę kochasz, tracisz głowę, ale jednocześnie znajdujesz serce, które prowadzi cię do prawdziwego szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału