— Cześć, Wiola! — zawołała z entuzjazmem Kinga, wybierając numer. — Chcielibyśmy wpaść do was w weekend! Możemy?
— Cześć… — odpowiedź zabrzmiała chłodno. — Nie, nie możecie.
— Jak to? — Kinga była zaskoczona.
— Właśnie tak — rzuciła krótko Wioletta.
— Jesteś na coś zła? Nie rozumiem…
— Pytasz mnie o to? Po tym, co zrobiłaś, nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego! — wykrzyknęła ostro Wioletta.
— Co ja zrobiłam? O czym ty mówisz?
Siostry Kowalskie wychowały się w małej wsi na Podlasiu. Starsza, Wioletta, została w rodzinnych stronach: skończyła technikum, została księgową. Wyszła za miejscowego przedsiębiorcę, Dariusza, razem wybudowali dom, urodził im się syn Kacper, a ona pomagała prowadzić rodzinny interes.
Młodsza, Kinga, marzyła o życiu w dużym mieście. Wyjechała na studia do Lublina, tam została, zatrudniła się jako ekspedientka w sieciowym sklepie. Z mężem, Pawłem, pracującym w fabryce, mieszkali w wynajętym dwupokojowym mieszkaniu. Dwa lata po ślubie urodziła się ich córka Zosia.
Mimo odległości siostry utrzymywały kontakt. Gdy Zosia skończyła rok, Kinga coraz częściej gościła u Wioli. Świeże powietrze dobre dla dziecka, a pomoc siostry zawsze się przyda. Czasem przyjeżdżała na weekend, a czasem na cały miesiąc.
Wioletta zawsze przyjmowała ich z radością. W domu było miejsce, a Zosia była spokojnym, grzecznym dzieckiem. Z czasem Kinga zaczęła zostawiać córkę u siostry choćby bez siebie — najpierw na dwa dni, później na tydzień, a latem choćby na miesiąc. Tłumaczyła, iż z mężem potrzebują trochę odpoczynku. Wioletta nie protestowała. Pracowała zdalnie i, choć to utrudniało jej życie, pomagała.
Sama Kinga nie kwapiła się, by odpłacić się gościnnością. W ich ciasnym mieszkaniu nie było miejsca dla rodziny Wioli, więc gdy przyjeżdżali do miasta, wynajmowali pokój. A Kinga choćby wtedy często nie miała dla nich czasu. To wizyta w salonie, to zakupy. Czasem wpadała do nich tylko na godzinę — i tyle.
Ale Wioletta starała się nie skupiać na tym. Najważniejsze, iż dzieci się lubiły, a siostra, choć niedoskonała, była jednak rodziną.
Kacper dorósł, szykował się na studia. Rodzice mieli środki, by opłacić mu naukę. Ale tuż przed złożeniem dokumentów Wioletta ciężko zachorowała — wysoka gorączka, osłabienie. Dariusz obiecał zawieźć syna do miasta, ale nie mógł mu towarzyszyć — pilna praca.
Wtedy Wioletta zdecydowała się zadzwonić do siostry:
— Kinga — wyszeptała słabo. — Mogłabyś jutro pomóc Kacprowi z dokumentami? Spotkać go, zawieźć na uczelnię, dopilnować… I żeby u ciebie przenocował? Darek odbierze go rano…
Zapadła długa cisza.
— Przepraszam, ale nie dam rady — odpowiedziała Kinga.
— Dlaczego? — Wioletta nie mogła uwierzyć.
— Mam wizytę u kosmetyczki, potem z Zosią do sklepów — za chwilę wyjeżdża na kolonie, trzeba wszystko przygotować.
— Kinga, nigdy cię o nic nie prosiłam. To tylko jeden dzień…
— Naprawdę nie mogę — odcięła się.
— A przenocować? choćby na podłodze!
— Wiola, on już dorosły. Gdzie ja go u siebie ulokuję? W sypialni? Albo w pokoju Zosi? Oni oboje w tym wieku, to trochę dziwne. A kuchnia u nas malutka — sama wiesz…
Wioli aż zakłuło w nosie. Przez tyle lat nigdy nie odmówiła siostrze. Zawsze przyjmowała, pomagała, karmiła. A w zamian dostała coś takiego…
— Dobrze. Zrozumiałam — powiedziała cicho.
W końcu pomógł krewny Dariusza — brat cioteczny, z którym ledwo się widywali. Z euforią zawiózł Kacpra, pomógł z formalnościami, a choćby pokazał mu miasto.
Kacper dostał się na studia. Rodzice wynajęli mu pokój. Wyrosnął na odpowiedzialnego, spokojnego chłopaka. Ale Wioletta nie mogła zapomnieć, iż w najtrudniejszym momencie własna siostra ją zawiodła.
Minął miesiąc. I nagle telefon:
— Cześć, chciałybyśmy z Zosią przyjechać na tydzień — mam urlop, a ona wakacje!
— Nie — spokojnie odpowiedziała Wioletta.
— Jak to nie?
— Właśnie tak. Już u mnie nie zatrzymacie się. Chcecie świeżego powietrza — wynajmijcie domek. Ale na moją pomoc nie liczcie.
— To przez Kacpra?
— Tak. Raz jeden jedyny raz cię prosiłam, a ty mnie odprawiłaś. Koniec. Latach korzystaliście z mojej gościnności, a gdy ja potrzebowałam pomocy, wybrałaś salon i sklepy.
— No, przepraszam… — próbowała wtrącić Kinga.
— Już za późno — przerwała Wioletta.
Więcej nie rozmawiały. Zosia i Kacper przez cały czas się przyjaźnili — Wioletta nie miała nic przeciwko. Dziewczynka była niewinna. Ale w jej domu już nie nocowała.
A Kinga choćby po latach nie widziała swojej winy. „Przecież ma duży dom, to jej nie przeszkadzało” — myślała. Ale do tego domu już nigdy nie weszły.
Czasem lepiej nie mieć siostry, niż mieć taką, na którą nie można liczyć, gdy jest najtrudniej.