Kładł się na nas i obmacywał. Te, co go krytykowały, uznawane były za sztywne i nudne

kobieta.gazeta.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: CGN089//shutterstock


Reportaż na temat niestosownej relacji reżysera ze studentką po raz kolejny przypomniał mi, jak dużo zmieniło się na dobre w ostatnich latach. Teraz tego typu sprawy wzbudzają powszechne oburzenie. Kiedyś mało kto o nich mówił, a sprawcy znajdowali spore grono obrońców.
Dziennikarka OKO.Press Agata Całkowska dotarła do jednej ze studentek reżysera Andrzeja Fidyka. Kobieta opowiedziała o niestosownej relacji z profesorem. Wszystko zaczęło się już na etapie egzaminów wstępnych. Wówczas mężczyzna poinformował ją, iż może na niego liczyć w czasie studiów. Po jednym ze spotkań studentka miała obudzić się w jednym z pokojów gościnnych w siedzibie szkoły. Nie pamiętała, jak tam trafiła. Jak wspominała, miała tylko przebłysk z twarzą reżysera nad sobą. - Leżę na łóżku i mówię 'panie Andrzeju', ale mi przerywa: 'nie mów do mnie na pan, chwilę temu byłem w tobie' - wyznała w rozmowie z OKO.Press kobieta.

REKLAMA







Zobacz wideo Ilu byłych partnerów to za dużo?



Jeszcze kilkanaście lat temu nie mówiono o tym głośno
Reportaż OKO.Press na temat relacji reżysera ze studentką po raz kolejny uświadomił mi, z jak dużą zmianą mamy do czynienia w ostatnich latach. Kiedyś różne niestosowne zachowania zwykle nie wychodziły na światło dzienne. Poza tym, jak wynika z moich doświadczeń, osoby, które miały odwagę je krytykować lub nie chciały brać w nich udziału, uchodziły za "nudne" i "sztywne". Teraz takie zdarzenia wzbudzają powszechne oburzenie i raczej nikt (przynajmniej oficjalnie) nie próbuje bronić sprawców.
Wszystko zaczęło zmieniać się w 2017 roku, kiedy to aktorka Alyssa Milano zaczęła zachęcać do rozpowszechniania hasztagu #MeToo w mediach społecznościowych. - Gdyby wszystkie kobiety, które były kiedyś molestowane seksualnie, napisały ‘#MeToo’ w swoich statusach, być może udałoby się pokazać ludziom, jaką skalę ma to zjawisko - napisała na Twitterze (obecnie X).
Ludzie myśleli, iż z tym nie da się nic zrobić
To, co wydarzyło się wówczas w mediach tradycyjnych i społecznościowych, dla mnie, podobnie jak dla wielu innych osób, było przełomowe. Zdałam sobie sprawę, iż usiłowano mi wmówić, iż wiele patologicznych zachować, to tak naprawdę coś normalnego.
Przykładowo, jako bardzo młoda dorosła w czasie studiów uczęszczałam na koło teatralne, na którym żądano od członków grupy rozbierania się do niektórych scen. Co istotne, nikt z nas nie był profesjonalnym aktorem. Mimo to presja była bardzo duża. A ja, przez to, iż się na to nie godziłam, uchodziłam za "sztywniarę", która nie umie się wyluzować. Inna historia to warsztaty teatralne z pewnym reżyserem. Uczestniczyło w nich wiele młodych dziewczyn marzących o studiach w szkole teatralnej. Mężczyzna często przekraczał granice, kładąc się na nas (chcąc na przykład nam pokazać, jak coś zagrać) i dotykając nas w niewłaściwy sposób. Co najgorsze, w tamtych latach wiele osób uważało, iż to normalne. I choćby jak im się to nie podobało, to myślały, iż z tym i tak nic się nie da zrobić.



Moje historie nie są odosobnionymi przypadkami. Słyszałam o wielu innych nadużyciach ze strony mężczyzn z branży teatralnej i filmowej - między innymi od ledwo pełnoletnich koleżanek, które reżyserzy w średnim wieku chcieli zaciągnąć do hotelu albo o pijanych wykładowcach, którzy pisali do nich wiadomości w środku nocy.
Między innymi dzięki tego typu doświadczeniom zrezygnowałam ze zdawania do szkoły teatralnej. Uznałam wówczas, iż jestem zbyt słaba psychicznie i za mało wyluzowana na to środowisko. Po kilkunastu latach cieszę się, iż nasze podejście do różnych patologicznych sytuacji i zachowań zaczęło się w końcu zmieniać. Warto podziękować przede wszystkim ofiarom, które odważyły się mówić o swoich doświadczeniach. Myślę, iż to dzięki ich historiom nikt już nie myśli, iż decydując się na karierę aktorską, trzeba być przygotowanym i odpornym na różne niewłaściwe zachowania.
Idź do oryginalnego materiału