Kobieta zaczepiła mnie na ulicy przez płacz moich dzieci. Już zawsze będę jej wdzięczna

mamadu.pl 2 tygodni temu
Czasami nie wiemy, z czym zmagają się inni rodzice, których anonimowo spotykamy w sklepie, na ulicy, w restauracji. Bywają jednak sytuacje dość jasne i klarowne. Kiedyś doświadczyłam takiego spotkania z inną mamą, które miało ogromny wpływ na moje całe rodzicielstwo.


Maluchy na pokładzie


Kiedy decydowałam się na dzieci, zależało mi, żeby była między nimi nieduża różnica wieku. Między moją siostrą a mną są 2 lata różnicy i zawsze byłyśmy ze sobą blisko: wspólnie się wychowywałyśmy, bawiłyśmy, a latach szkolnych choćby zdarzało nam się razem uczyć. Niewielka różnica wieku sprawiła, iż oprócz siostry mam w niej też przyjaciółkę i zawsze byłam zdania, iż to najpiękniejsze, co mogli dać nam rodzice.

Uważałam więc, iż jeżeli tylko się uda, chciałabym mieć również dzieci z niewielką różnicą wieku. Miałam w życiu sporo szczęścia, bo udało mi się ten plan zrealizować. Między moimi synami jest dokładnie 21 miesięcy różnicy, czyli niecałe 2 lata. To świetne rozwiązanie, które teraz bardzo doceniam, gdy są w przedszkolnym wieku: dużo się ze sobą bawią, mają wspólne "flow" i widzę, iż ich relacja jest oparta na przyjaźni i miłości.

Decydując się na taki krok, nie myślałam jednak o tym, iż niewielka różnica wieku między rodzeństwem może być dla rodzica naprawdę trudnym doświadczeniem, kiedy dzieci są małe. Muszę przyznać, iż zanim młodszy syn skończył 2 lata, bywało naprawdę różnie. Bywaliśmy z mężem wykończeni, czasami brakowało nam doby na ogarnięcie całego życia, a wyzwania opiekuńczo-wychowawcze wydawały się nie do przejścia.

Wymagający 2-latek, płaczący noworodek


Kiedy urodziłam drugie dziecko, starsze wciąż chodziło w pieluszce, nie mówiło jeszcze dość dobrze i potrzebowało mnie równie mocno jak noworodek. Pamiętam taką sytuację, kiedy wyszłam z chłopcami na spacer: młodszy syn miał wtedy koło 3 tygodni. Byłam trochę przestraszona tym, jak sobie poradzę z wizytą w parku z dwójką maluchów, ale z drugiej strony tłumaczyłam sobie, iż nie tylko ja tego doświadczam, a inne mamy jakoś dają radę.

Włożyłam noworodka do gondoli, posadziłam niespełna 2-latka na dostawce do wózka i ruszyliśmy. Postanowiłam nie szaleć i iść na krótki spacer na plac zabaw, który jest dosłownie 500 m od naszego domu. Oczami wyobraźni widziałam bawiącego się starszego syna, podczas kiedy ja z mogłabym posiedzieć na ławce w cieniu (był czerwiec) i pilnować śpiącego w gondoli malucha.

Rzeczywistość okazała się taka, iż 2-latkowi gwałtownie znudziła się zabawa bez mamy, a noworodek wcale nie miał ochoty spać. Biegałam więc między dwójką dzieci i nie wiedziałam, jak ogarnąć je jednocześnie. Byłam zmęczona i spocona od upału. Nie minęło 40 minut, kiedy posadziłam zmęczonego syna na dostawce i postanowiłam wrócić z nim do domu na drzemkę. Liczyłam na to, iż w drodze powrotnej pobujam wózkiem i uśnie też młodszy syn.

Skończyło się tak, iż starszy usnął na siedząco w dostawce i całą drogę się bujał, więc musiałam go pilnować, by – mimo przypięcia go pasami – nie zsunął się na chodnik. Młodszy natomiast nie chciał współpracować i darł się wniebogłosy. Połowę drogi więc pchałam jedną ręką wózek, a malucha niosłam na rękach, bo tylko tak się uspokajał. Byłam tak zmęczona i zestresowana, iż adekwatnie na ostatniej prostej do bloku się rozpłakałam.

Życzliwość drugiej mamy


Wtedy mijająca mnie kobieta koło 40. zatrzymała się i zapytała mnie, jak mi może pomóc. Pierwsza moja myśl była taka, iż jestem przecież samodzielna i odpowiedzialna, i poradzę sobie sama. Ale wiecie co? Przyjęłam jej pomoc. Przeprosiłam ją za zawracanie głowy i poprosiłam o poprowadzenie wózka pod drzwi klatki. Pani przyznała, iż z chęcią mi pomoże, bo doskonale pamięta, jak to było, kiedy jej dzieci były małe.

Powiedziała mi, iż moje łzy sprawiłyby, iż nie darowałaby sobie, gdyby mi nie zaoferowała pomocy. Powiedziała wtedy też coś o tym, iż jestem dzielna i podziwia mnie za to, iż moją jedyną reakcją były łzy, bo jej zdarzało się też złościć w takich chwilach. Potem długo miała wyrzuty sumienia, iż jej nerwy odbiły się na emocjach i psychice dzieci.

Od tamtej chwili minęło już kilka lat. Nigdy więcej nie spotkałam tej pani, ale bardzo często wspominam to spotkanie i jestem jej wdzięczna. Jej bezinteresowność, brak oceny i kobieca solidarność dały mi ogrom siły. Pamiętam o tym zawsze, kiedy mijam kogoś, kto wydaje mi się, iż może potrzebować pomocy i wsparcia. A wy miałyście takie sytuacje w życiu, iż życzliwość obcych ludzi was zaskoczyła i dała niesamowite wsparcie?

Idź do oryginalnego materiału