Jesteśmy jak doskonale zaprogramowane roboty, które jedną ręką gotują, drugą prasują, a w trakcie sprawdzają pracę domową. Po posiłku sprzątanie, szybkie zakupy, kąpanie dzieci, no i kolacja. Wieczorem opadamy z sił i niczym zombie zmierzamy w kierunku łóżka. Ze zmęczenia padamy. Zasypiamy w zastraszająco szybkim tempie, bo już za kilka godzin usłyszymy dźwięk budzika.
Będzie łatwiej? Nie sądzę
Matki mają nadprzyrodzone moce, niesamowitą podzielność uwagi i zaskakującą zdolność organizacji. Są w tym wszystkim naprawdę niezłe.
– Niedługo będzie lepiej, jak skończy roczek, to wszystko się zmieni – powiedziała mi kiedyś Ola.
– Nie martw się, jak pójdzie do przedszkola, to odetchniesz – dodała dwa lata później.
A jaka jest prawda? Łatwiej nie będzie, bo macierzyństwo to nieustanna praca, zaangażowanie, a często także i poświęcenie.
Muszę (i chcę) napisać to wprost: matki nie są niezniszczalne. Jak każdy potrzebują oddechu, odpoczynku i chwili wytchnienia.
Po kilku latach bycia matką zrozumiałam, iż na dłuższą metę tak nie dam rady. Nie jestem w stanie od rana do wieczora pracować na najwyższych obrotach, bo czuję, iż mój organizm powoli zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Trochę wbrew sobie, ale w sumie dla siebie, postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. Zrobiłam to nie tylko dla siebie, ale też dla swoich dzieci. Bo prawdą jest, iż uśmiechnięta (i wypoczęta) matka to szczęśliwe dziecko.
Kokonizm uratował mi życie
Puszysty kocyk, miękka kanapa, ciepła herbata i kruche ciasteczko – brzmi bajecznie. Popołudniowy relaks w domowym azylu jest nie tylko niezwykle kuszący, ale i bardzo potrzebny.
Jest czymś na wagę złota. Odprężeniem, wytchnieniem, oddechem, który pozwala nabrać powietrza głęboko w płuca. To okazja nie tylko do chwili błogiego odpoczynku, ale i możliwość spojrzenia na pewne rzeczy z innej perspektywy. Zdystansowanie się i odcięcie (choć na sekundę) od problemów dnia codziennego.
Kokonizm to balsam dla rozdygotanego układu nerwowego. To trend, o którym powinni uczyć w szkole rodzenia. To coś, z czego każda matka powinna zdać egzamin. Bo nie wiem dlaczego, ale my, matki, mamy w sobie pewną sprzeczność.
Liczy się dla nas dobro, odpoczynek i poczucie bezpieczeństwa, ale innych. O sobie zapominamy, stawiamy siebie na szarym końcu szeregu i liczymy na cud. Mamy nadzieję, iż ktoś się o nas zatroszczy. Jednak prawda jest taka: jeżeli my same nie zadbamy o siebie, to nikt tego za nas nie zrobi.