Wyobraź sobie, iż siedzisz sobie z kumplami przy piwku, a tu nagle do knajpy wchodzi ksiądz i zaczyna odprawiać mszę. Nie wyprasza was z lokalu, przeciwnie, chce, żebyście zostali. I nie ma nic przeciwko temu, żebyście dalej popijali swoje trunki. Niemożliwe? Takie zdarzenie miało niedawno miejsce w stolicy Czech, a dokładnie w gospodzie należącej do klasztoru benedyktynów na Břevnovie.
Wierni nie przychodzą, to trzeba iść do nich
Na pomysł odprawienia mszy przy piwie wpadł ks. Marek Vácha, młody wikariusz jednej z parafii w Pradze. Jak później tłumaczył, chciał w ten sposób dotrzeć do ludzi, którzy nie chodzą do kościoła i dać im szansę na uczestniczenie w mszy. Takich osób w Czechach jest sporo. Katolicy stanowią tam zaledwie 10 proc. społeczeństwa, ale tylko połowa z nich to "wierzący praktykujący". Znacznie łatwiej niż w kościele, Czechów można spotkać w knajpie. Posiadówki przy piwie, ulubionym trunku naszych południowych sąsiadów, to element narodowej tradycji.
Inicjatywa młodego wikariusza wydawała się strzałem w dziesiątkę. Świadczyły o tym liczne wyrazy entuzjazmu z całych Czech. Nietypową mszę transmitowała bowiem jedna z lokalnych telewizji internetowych, więc obejrzały ją tysiące ludzi. Wielu z nich chwaliło księdza Váchę za tę odważną próbę wyjścia do wiernych i głoszenia Ewangelii tym, którzy do kościoła nie zaglądają.
Msza przy piwie to profanacja
Jak to jednak zwykle bywa, znaleźli się też tacy, których ten sposób sprawowania mszy oburzył. W tym gronie znalazł się przełożony wikariusza, czyli arcybiskup Pragi Jan Graubner. Zanim jednak zareagował, poprosił o opinię specjalistów, czyli komisję episkopatu ds. liturgii. Ta orzekła, iż ksiądz Vácha, odprawiając nabożeństwo w knajpie, złamał wiele przepisów i de facto dopuścił się profanacji. Efekt? Biskup zwolnił wikarego z pracy w parafii i odesłał do jego rodzinnej diecezji brneńskiej. Innych kar nie nałożył, to może jednak zrobić biskup z Brna.
Na tym się jednak nie skończyło. Episkopat Czech postanowił bowiem przestrzec innych duchownych, którzy chcieliby ewentualnie pójść w ślady księdza Váchy i szukać wiernych w gospodach zamiast w kościołach. Hierarchowie przypomnieli, iż lokale, w których się jada i pija, nie są odpowiednimi miejscami do sprawowania liturgii. A "nowatorscy" duchowni będą karani, jak ksiądz Vácha.
Sam sprawca zamieszania nie czuje się winny. W rozmowie z dziennikarzami powiedział, iż nie chciał dopuścić się profanacji, a jedynie dotrzeć z Ewangelią do ludzi, którzy na co dzień jej nie słuchają i przyciągnąć wiernych do Kościoła. Dodał też, iż gdyby miał jeszcze raz decydować, czy odprawić "mszę przy piwie", to zrobiłby to samo. jeżeli więc będziecie w Czechach, to odwiedzajcie tamtejsze gospody, zwłaszcza te przy klasztorach. Być może uda wam się trafić na nabożeństwo księdza Váchy.