Kupiłam wyprawkę za 300 plus i jeszcze mi zostało. Przez rozrzutnych rodziców to pokolenie wyginie

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Sierpień to miesiąc, w którym rodzicom sen z powiek spędza zakup szkolnej wyprawki. Jedni dziękują za 300 plus, inni są zdania, iż to niewielka pomoc, bo wysokość cen produktów dla uczniów jest zatrważająca. Nasza czytelniczka jest zdania, iż wszystko jest kwestią organizacji i zdradza, jak to robi, iż 300 plus jej wystarcza.


To rodzic ma kupić wyprawkę


"Czytałam ostatnio artykuł o tym, iż 300 zł ze świadczenia na szkolną wyprawkę to niewielkie wsparcie w stosunku do tego, ile trzeba co roku wydać na zakupy przed rozpoczęciem roku szkolnego. Muszę przyznać, iż najbardziej zdenerwowało mnie to, iż w komentarzach pod tego typu tekstami ludzie piszą, iż nie ma szans, by 300 plus starczyło na całe zakupy potrzebne do szkoły" – zaczyna swoją wypowiedź nasza czytelniczka.

"Uważam, iż jednak to my jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za dzieci (także finansowo) i to na nas spoczywa obowiązek zapewnienia im potrzebnych pomocy naukowych. Przecież nikt, kto posyła syna czy córkę do prywatnej szkoły, nie rości sobie prawa do dodatkowych pieniędzy na edukację. Ma przecież wybór, może posłać dziecko do publicznej bezpłatnej szkoły".

Wszystko jest kwestią organizacji


Kobieta mówi, ze jej zdaniem świadczenie ma być wsparciem, a nie wyręczaniem rodziców: "Jest we mnie jakaś niezgoda na to, by burzyć się o to, iż 300 plus to za mało i trzeba podwyższyć tę kwotę. Jestem zdania, iż to i tak dość duży przywilej, iż dostajemy co roku na dzieci taki dodatek. Kiedyś nasi rodzice nie dostawali żadnych pieniędzy i też musieli dzieciom kupić zeszyty, książki czy kredki, byśmy mogli uczyć się w szkole. Jakoś wtedy wszyscy dawali radę – lepiej lub gorzej – ale i tak większość miała potrzebne przybory.

I chciałabym z tego miejsca powiedzieć, iż nie chce mi się wierzyć, iż 300 zł wystarczy na całą wyprawkę, jeżeli weźmiemy pod uwagę (oprócz zeszytów i przyborów szkolnych) kupno książek, butów na zmianę czy nowego plecaka. Wszyscy wiemy, jakie są ceny w sklepach, ale może wystarczyłoby jakoś mądrze do tych zakupów podejść?

Mogę opowiedzieć o swoim przykładzie. Mam 2 dzieci w wieku szkolnym, które potrzebują nowych plecaków, piórników, butów na zmianę. Do tego oczywiście zeszyty i ćwiczenia prawie do każdego przedmiotu i różne przybory piśmiennicze. Warto też powiedzieć, iż zaraz we wrześniu zacznie się też jesień, więc będzie trzeba kupić również nowe kurtki i buty jesienne".

Rozłóż wydatki i nie narzekaj


"Na to wszystko 300 plus nie wystarczy, ale jest dla mnie zastrzykiem dodatkowych pieniędzy, dzięki którym mogę tę szkolną wyprawkę kupić z mniejszym obciążeniem dla rodzinnego budżetu. Przecież zeszyty, długopisy i kredki nie muszą kosztować milionów. Wystarczy wybrać te nieco tańsze – w marketach są przecież do wyboru zarówno zestawy do rysowania za kilkanaście, jak i za kilkadziesiąt złotych.

Można kupić zeszyt za 2,50 zł, jak i za 5 zł (choć mają taką samą objętość i wszystkie inne parametry). Często w takim przypadku płaci się za markę i uważam, iż trzeba szukać oszczędności w tej kwestii. Przykładowo: plecaki dzieciom kupiłam w czerwcu, bo wtedy były niższe ceny. Teraz przez wakacje spokojnie sobie już czekają w szafie. Kurtki i buty jesienne kupię pod koniec września z kolejnej wypłaty, tak żeby rozłożyć wydatki w czasie.

Takim sposobem w sierpniu za 300 plus musieliśmy kupić tylko zeszyty, ćwiczenia, piórniki i nowe buty. Zapewniam państwa, iż 600 zł na dwójkę dzieci w tym przypadku naprawdę wystarcza. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy podnoszą taki bunt. Wystarczy trochę mądrzej zarządzać finansami i nauczyć się oszczędzania..." – komentuje nasza czytelniczka.

Idź do oryginalnego materiału