Lek na Trudności

newsempire24.com 17 godzin temu

Lekarstwo na smutek

Ewa i Wojciech poznali się na studiach w Krakowie. Oboje mieszkali w akademiku. Postanowili, iż będą razem, ale dopiero po skończeniu nauki. Życie jednak zweryfikowało ich plany – Ewa na ostatnim roku zaszła w ciążę.

„Wojtek, co teraz?” – Ewa patrzyła na niego z rozpaczą. „Wiesz, jaka moja mama jest surowa? Nie chciała mnie choćby puścić na studia. Ledwo ją przekonałam. Obiecałam, iż nie skończę jak ona, iż nie urodzę bez męża. A teraz? Jak wrócę do domu? Mama mnie zabije.” – Przygryzła wargę, by nie wybuchnąć płaczem.

Wojciech też się przestraszył, ale postanowił zachować się po męsku. Jego rodzice nie stawiali warunków, gdy wyjeżdżał na studia do dużego miasta. Kochał zrozpaczoną Ewę, więc zaproponował ślub. Przed nimi były egzaminy państwowe – nie czas na wesele.

Zadzwonił do rodziców, wyznał prawdę i oznajmił, iż wróci z dyplomem i żoną. Trochę pogderali, ale cóż było robić? Niech przyjeżdżają.

Ewa chowała się za plecami męża, gdy stali w ciasnym przedpokoju jego rodziców. Ojciec marszczył brwi, matka kiwała głową i wypominała młodym, iż się pospieszyli z dzieckiem, iż wzięli ślub bez błogosławieństwa. „Czy tak się zaczyna życie?” – wzdychali. Ale pomogli. Sprzedali działkę, zebrali oszczędności i kupili parze małe mieszkanko.

„Pomogliśmy, jak mogliśmy. Reszta w waszych rękach” – powiedział ojciec na pożegnanie.

Dwa miesiące później Ewa urodziła córeczkę.

Wojciech pracował, ale pieniędzy wciąż brakowało. Rodzice oddali już wszystko, co mogli. Wstyd było prosić o więcej. Wtedy kolega z liceum zaproponował mu sprzedaż komputerów.

„Teraz to złoty interes. Komputery rozchodzą się jak świeże bułeczki. Mam kontakty z dostawcami, dogadamy się. Znasz się na tym lepiej niż ja. Ruszamy w interes!” – namawiał.

Czasy gangsterskich lat 90. minęły. Ryzyko było, ale legalnie można było zarobić. Wojciech się zgodził. Musiał tylko pożyczyć sporo pieniędzy na start.

Kupowali sprzęt niesprawny, ale tani. Wojciech naprawiał, instalował programy, robił, co trzeba. Sprzedawali z zyskiem. Interes się kręcił. Wojciech spłacił dług i kupił dwupokojowe mieszkanie.

Córka podrosła, czas posłać ją do przedszkola. Ewa też chciała wrócić do pracy.

„Po co? Pieniędzy starcza. Może pomyślimy o synku?” – mruczał Wojciech.

„Daj mi odpocząć. Ledwo odeszłam od pieluch. Po studiach nie pracowałam ani dnia. A Zosi przyda się towarzystwo innych dzieci. Jak pójdzie do szkoły?” – przekonywała Ewa.

Ale miejsc w przedszkolu brakowało. Zaproponowano jej pracę jako pomoc nauczycielki, w zamian przyjęliby Zosię. Zgodziła się od razu.

„Z wyższym wykształceniem jako pomoc? Wstyd!” – Wojciech był wściekły.

„To tylko na rok, dla Zosi. Potem znajdę normalną pracę. Będę miała córeczkę na oku. Czy to źle?” – łagodziła Ewa.

Internet był wtedy wolny, praca zdalna niespotykana. Wojciech pokręcił nosem, ale ustąpił.

Ich biznes rozwijał się, budząc zawiść konkurencji. Aż pewnego dnia wszystko runęło. Nowa dostawa laptopów zniknęła nocą, a kradzież maskowano podpaleniem. Nie dość, iż stracili towar, to jeszcze zostali z długami.

Kolega zaczął piąć. Wojciech miał rodzinę – nie mógł. Musiał spłacić pożyczkę. Mógł sprzedać mieszkanie, ale gdzie by zamieszkali? Znowu na kolanach przed rodzicami?

Szukał pracy. Z biznesem koniec. Pewnego dnia pomógł kierowcy, którego auto utknęło w śniegu. Zauważył na tylnym siedzeniu procesor. Rozmawiając, dowiedział się, iż firma szuka informatyka. To była jego szansa.

Dług spłacał powoli. Życie wracało do normy. Zosia dorastała, za rok matura i studia. Wydawało się, iż najgorsze już za nimi.

Tamtego dnia Wojciech został dłużej w pracy. Ewa gotowała obiad, a Zosia słuchała muzyki z koleżanką. Gdy ta wychodziła, Zosia krzyknęła: „Mamo, odprowadzę!”

„Nie długo!” – zdążyła odpowiedzieć Ewa, zanim drzwi się zamknęły.

Włączyła telewizor, wciągnęła się w film. Nie zauważyła, gdy wrócił Wojciech.

„Czemu tak cicho? Zosia w domu?” – pytał, rozcierając zmarznięte dłonie.

Wtedy Ewa zorientowała się – córka wyszła pół godziny temu. Sąsiadka mieszkała przecież blisko. Zadzwoniła do koleżanki.

„Zosia nie wróciła? Rozstałyśmy się dwadzieścia minut temu…” – zdziwiła się dziewczyna.

Ewę ogarnęła panika. Powinna była pójść z córką! Wojciech nie pozwolił jej wyjść, sam dzwonił po szpitale. W jednym potwierdzili – przywieźli nieznaną dziewczynę.

Zosia żyła, ale w śpiączce. Lekarze nie dawali nadziei. Ewa nie odstępowała łóżka, błagała, by córka się obudziła. Na próżno. Trzeciego dnia Zosia odeszła.

Tego wieczoru nagle spadł mróz. Zosia wracała już do domu, gdy na zakręcie auto na letnich oponach wpadło w poślizg. Kierowca nie zapanował. Krzyk zgłuszGdy Wojciech wrócił z karmą dla kociaka, zobaczył Ewę uśmiechniętą, jak dawno nie była, głaszczącą Tośkę i szepczącą do niej o nowych rysunkach, które może kiedyś razem stworzą.

Idź do oryginalnego materiału