Lil Master założyła fundację, by "promować wizerunek dzieci w przestrzeni publicznej". Staśko: Krzywda dzieci

gazeta.pl 4 godzin temu
I podniósł się krzyk. Jak to? Jak można popularyzować coś, co jest uznawane za szkodliwe i niebezpieczne dla dzieci? Coś, z czym należy walczyć? Ano można. Wystarczy odwrócić kota ogonem. - Publikowanie zdjęć dzieci w internecie może wydawać się niewinne, ale niesie poważne konsekwencje - mówi o zjawisku sharentingu Wiktoria Kinik, rzeczniczka prasowa Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
Lil Masti, czyli Aniela Woźniakowska, to popularna youtuberka, piosenkarka, influencerka oraz freak fighterka. Jest też mamą niespełna dwuletniej Arii, która jest częstym gościem na jej profilach w mediach społecznościowych. Influencerka pochwaliła się niedawno stworzeniem fundacji, która ma na celu "popularyzowanie wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej". "Stwórzmy razem lepszą przyszłość dla naszych dzieci" - zachęca na swoim koncie na Instagramie, czyli innymi słowy - nakłania do sharentingu.


REKLAMA


Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"


Co to jest sharenting?
Sharenting to bardzo popularne w dobie mediów społecznościowych zjawisko, które polega na nadmiernym udostępnianiu tam przez rodziców zdjęć, filmów i informacji dotyczących ich dzieci. Określenie sharenting powstało z połączenia angielskich słów share (dzielić się) i parenting (rodzicielstwo). Zwykle rodzice nie mają złych zamiarów, przepełnia ich duma i chcą podzielić się ze światem radosnymi kadrami z życia swoich dzieci. W ten sposób powstaje swoista cyfrowa kronika ich życia. Rodzice nie zdają sobie sprawy, iż to niesie ze sobą ryzyko naruszenia prywatności i bezpieczeństwa maluchów, bo informacje i wizerunki, które lądują w sieci mogą zostać przez osoby trzecie wykorzystane w niepożądany sposób. A to tylko niektóre z potencjalnych problemów, jakie generuje publikowanie zdjęć dzieci w sieci.


"Dzieci to nie biznes"
Sprawę w obszernym poście na Facebooku skomentowała Maja Staśko, lewicowa aktywistka, feministka i dziennikarka. "Dzieci to nie kontent. Dzieci to nie biznes" - zaczęła swój wpis. "Sharenting może prowadzić do krzywdy dziecka zgotowanej przez rodziców. Dziecko uczy się, iż to nie ono decyduje w kwestii własnej prywatności czy wizerunku. Że to nie należy do niego. A to może mieć tragiczne konsekwencje dla jego dalszego życia: psychicznego, zawodowego, towarzyskiego, związkowego" - stwierdziła Staśko.


Powinno być inaczej
W dalszej części posta napisała, iż jest coraz więcej przykładów - wyznań wykorzystanych do kontentu dzieci i głosów ekspertów dotyczących zagrożenia sharentingu. "Nie powinno się go popularyzować - tylko uświadamiać, jak jest niebezpieczny i walczyć o regulacje, które mogłyby chronić dzieci przed wykorzystywaniem ich wizerunku. Promocja sharentingu pod szyldem fundacji chroniącej dzieci brzmi jak jakaś makabryczna wizja z Czarnego lustra. Dorośli powinni być odpowiedzialni - i wyżej cenić dobro dzieci niż lajki i zarobki" - stwierdziła Staśko.


Internauci są tego samego zdania
Pod postem Staśko pojawiły się komentarze zszokowanych użytkowników Facebooka. Pisali: "To dziecko zostało pozbawione prywatności już na etapie ciąży. Internauci widzieli relację z USG, gdy dziewczynka była jeszcze w macicy"; "Jej poród, jej sprawa, ale ciało dziecka i jego wizerunek należą do dziecka"; "Ludzie jej pokroju nie potrafią racjonalnie myśleć, analizować, wyciągać wniosków. To, iż są rodzicami, nie oznacza, iż mogą dzieci traktować jak przedmioty."


Mama i tata mogą tego nie rozumieć
Organizacją, która w wyjątkowy sposób dba o bezpieczeństwo dzieci w różnych obszarach życia, przeciwdziała jej oraz udziela pomocy pokrzywdzonym jest Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Zajmują się także szeroko pojętymi kwestiami bezpieczeństwa dzieci i młodzieży w sieci. Eksperci FDDS od lat przestrzegają przed szkodliwością sharentingu. Choć upublicznianie wizerunku dzieci jest w Polsce zjawiskiem powszechnie akceptowanym, niesie ze sobą wiele zagrożeń. Jakich? Z pytaniem, dlaczego sharenting jest tak niebezpieczny, zwróciliśmy się do wspomnianej Fundacji.
- Rodzice często nie zdają sobie sprawy, iż udostępniając zdjęcia ukazujące dzieci w prywatnych, codziennych sytuacjach, mogą nieświadomie tworzyć przestrzeń do działań osób o złych intencjach, w tym sprawców przestępstw wobec dzieci. Sharenting to także realne zagrożenie cyberprzemocą i hejtem - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Wiktoria Kinik, rzeczniczka prasowa Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. - Zdjęcia, które w oczach dorosłych są zabawne lub niewinne, mogą dla dziecka oznaczać narażenie na wyśmiewanie i przemoc rówieśniczą. Pamiętajmy, dzieci mają prawo do prywatności i bezpieczeństwa – także w przestrzeni cyfrowej - dodaje.
*** Poprosiliśmy o komentarz fundację i jej założycielkę. Czekamy na odpowiedź.
A ty? Udostępniasz w sieci zdjęcia i filmiki, których bohaterami jest twoje dziecko? Uważasz, iż jest to w pełni bezpieczne? Daj znać w komentarzu lub napisz do nas wiadomość: ewa.rabek@grupagazeta.pl.
Idź do oryginalnego materiału