Lil Masti, czyli Aniela Woźniakowska, to popularna youtuberka, piosenkarka, influencerka oraz freak fighterka. Jest też mamą niespełna dwuletniej Arii, która jest częstym gościem na jej profilach w mediach społecznościowych. Influencerka pochwaliła się niedawno stworzeniem fundacji, która ma na celu "popularyzowanie wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej". "Stwórzmy razem lepszą przyszłość dla naszych dzieci" - zachęca na swoim koncie na Instagramie, czyli innymi słowy - nakłania do sharentingu.
REKLAMA
Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Co to jest sharenting?
Sharenting to bardzo popularne w dobie mediów społecznościowych zjawisko, które polega na nadmiernym udostępnianiu tam przez rodziców zdjęć, filmów i informacji dotyczących ich dzieci. Określenie sharenting powstało z połączenia angielskich słów share (dzielić się) i parenting (rodzicielstwo). Zwykle rodzice nie mają złych zamiarów, przepełnia ich duma i chcą podzielić się ze światem radosnymi kadrami z życia swoich dzieci. W ten sposób powstaje swoista cyfrowa kronika ich życia. Rodzice nie zdają sobie sprawy, iż to niesie ze sobą ryzyko naruszenia prywatności i bezpieczeństwa maluchów, bo informacje i wizerunki, które lądują w sieci mogą zostać przez osoby trzecie wykorzystane w niepożądany sposób. A to tylko niektóre z potencjalnych problemów, jakie generuje publikowanie zdjęć dzieci w sieci.
"Dzieci to nie biznes"
Sprawę w obszernym poście na Facebooku skomentowała Maja Staśko, lewicowa aktywistka, feministka i dziennikarka. "Dzieci to nie kontent. Dzieci to nie biznes" - zaczęła swój wpis. "Sharenting może prowadzić do krzywdy dziecka zgotowanej przez rodziców. Dziecko uczy się, iż to nie ono decyduje w kwestii własnej prywatności czy wizerunku. Że to nie należy do niego. A to może mieć tragiczne konsekwencje dla jego dalszego życia: psychicznego, zawodowego, towarzyskiego, związkowego" - stwierdziła Staśko.
Powinno być inaczej
W dalszej części posta napisała, iż jest coraz więcej przykładów - wyznań wykorzystanych do kontentu dzieci i głosów ekspertów dotyczących zagrożenia sharentingu. "Nie powinno się go popularyzować - tylko uświadamiać, jak jest niebezpieczny i walczyć o regulacje, które mogłyby chronić dzieci przed wykorzystywaniem ich wizerunku. Promocja sharentingu pod szyldem fundacji chroniącej dzieci brzmi jak jakaś makabryczna wizja z Czarnego lustra. Dorośli powinni być odpowiedzialni - i wyżej cenić dobro dzieci niż lajki i zarobki" - stwierdziła Staśko.
Internauci są tego samego zdania
Pod postem Staśko pojawiły się komentarze zszokowanych użytkowników Facebooka. Pisali: "To dziecko zostało pozbawione prywatności już na etapie ciąży. Internauci widzieli relację z USG, gdy dziewczynka była jeszcze w macicy"; "Jej poród, jej sprawa, ale ciało dziecka i jego wizerunek należą do dziecka"; "Ludzie jej pokroju nie potrafią racjonalnie myśleć, analizować, wyciągać wniosków. To, iż są rodzicami, nie oznacza, iż mogą dzieci traktować jak przedmioty."
Mama i tata mogą tego nie rozumieć
Organizacją, która w wyjątkowy sposób dba o bezpieczeństwo dzieci w różnych obszarach życia, przeciwdziała jej oraz udziela pomocy pokrzywdzonym jest Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Zajmują się także szeroko pojętymi kwestiami bezpieczeństwa dzieci i młodzieży w sieci. Eksperci FDDS od lat przestrzegają przed szkodliwością sharentingu. Choć upublicznianie wizerunku dzieci jest w Polsce zjawiskiem powszechnie akceptowanym, niesie ze sobą wiele zagrożeń. Jakich? Z pytaniem, dlaczego sharenting jest tak niebezpieczny, zwróciliśmy się do wspomnianej Fundacji.
- Rodzice często nie zdają sobie sprawy, iż udostępniając zdjęcia ukazujące dzieci w prywatnych, codziennych sytuacjach, mogą nieświadomie tworzyć przestrzeń do działań osób o złych intencjach, w tym sprawców przestępstw wobec dzieci. Sharenting to także realne zagrożenie cyberprzemocą i hejtem - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Wiktoria Kinik, rzeczniczka prasowa Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. - Zdjęcia, które w oczach dorosłych są zabawne lub niewinne, mogą dla dziecka oznaczać narażenie na wyśmiewanie i przemoc rówieśniczą. Pamiętajmy, dzieci mają prawo do prywatności i bezpieczeństwa – także w przestrzeni cyfrowej - dodaje.
*** Poprosiliśmy o komentarz fundację i jej założycielkę. Czekamy na odpowiedź.
A ty? Udostępniasz w sieci zdjęcia i filmiki, których bohaterami jest twoje dziecko? Uważasz, iż jest to w pełni bezpieczne? Daj znać w komentarzu lub napisz do nas wiadomość: ewa.rabek@grupagazeta.pl.