"Mój synek w czerwcu skończył 3-latka i we wrześniu zaczyna swoją przygodę z przedszkolem. Pierwsze dni bywają trudne zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców. Mam tego pełną świadomość, dlatego chciałam rozpocząć proces adaptacji jeszcze w wakacje. Teraz uważam, iż to błąd.
Myślałam, iż będzie wyglądało to inaczej
Nie wiem, czy to zależy od placówki, ale u nas adaptacja odbywa się w lipcu. Już sam termin wydał mi się absurdalny. Jak ma to pomóc dziecku oswoić się ze zmianami, skoro potem na cały miesiąc wraca do domu i nie ma styczności z dziećmi i paniami? Cały sierpień przedszkole będzie jednak zamknięte, co oznacza, iż w zasadzie nie mamy wyboru.
Mimo to uznałam, iż może choć trochę uda się zaznajomić Krzysia z tym, jak funkcjonuje przedszkole. Okazuje się, iż proces szumnie nazywany adaptacją polega jedynie na tym, iż dziecko zostawia się na kilka godzin, stopniowo wydłużając czas. W planach nie ma zajęć z rodzicami, ani choćby oddzielnej grupy dla maluszków. Wyjaśniono nam, iż nie ma personelu i przestrzeni, by tak zrobić.
Jak przechowalnia
Przyszłoroczne przedszkolaki po prostu dołącza się do najmłodszej grupy dzieci. Rodzice nie mogą wchodzić do sali, bo to sprawiłoby przykrość innym dzieciom. Całą sytuację pogarsza fakt, iż w tej chwili trwa wakacyjny dyżur, więc jest sporo dzieci z różnych okolicznych przedszkoli. Jest dość chaotycznie i mam wrażenie, iż oddaję dziecko do przechowalni.
Ogólnie przedszkole ma dobre opinie i znajome, które mają tam dzieci, bardzo chwalą panie i program. Jedak ja mam obawy, iż ta cała lipcowa adaptacja tylko zniechęci Krzysia. Już płacze, iż jest za głośno i za dużo dzieci, rano niechętnie wstaje i bardzo się cieszy, gdy w końcu go odbiorę. Ciężko mówić o wydłużaniu czasu, gdy dziecko nie chce zostawać.
Teraz żałuję, iż w ogóle posłałam go na tę pseudoadaptację. Chciałam jednak podpytać, jakie są wasze doświadczenia, czy takie wakacyjne chodzenie do przedszkola pomogło, a może pogorszyło sprawę? Jak teraz ratować sytuację, skoro już pojawiła się niechęć?".