List do Świętego i dar losu

twojacena.pl 23 godzin temu

Kamil jechał windą, nie przeczuwając, iż ta zwykła podróż stanie się początkiem znajomości, która odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarej kurtce, trzymając za rękę może pięcioletnią dziewczynkę. Ta wpatrywała się w Kamila wielkimi niebieskimi oczami, aż nagle rozpromieniła się szerokim uśmiechem.

— Jedziesz do pracy? — zapytała bez cienia skrępowania.

— Zosiu, do obcych mówimy „pan” — delikatnie poprawiła ją matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.

Kamil odpowiedział uśmiechem i skinął głową.

— Tak, do biura.

— A list do Mikołaja już pan napisał?

Roześmiał się. W te bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego tłumaczyć maluchowi. Dziewczynka z dumą podała mu pogniecioną kartkę. Odruchowo schował ją do kieszeni i, pożegnawszy się, wyszedł na mróz.

Cały dzień starał się o tej sytuacji zapomnieć — zasypywał się pracą, odpędzał myśli o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, by zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie mógł uciec od wspomnień.

Wieczorem, spacerując po zasypanych śniegiem ulicach, przypomniał sobie o kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał niezdarnym dziecięcym charakterem pisma: „Bądź zawsze szczęśliwy i nigdy się nie smuć!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce — tak, by widzieć ją każdego dnia.

Kilka dni przed świętami zadzwonił do wynajmującej mieszkanie, by dowiedzieć się, gdzie mieszka ta dziewczynka. Pani Halina ochoczo wyjaśniła — okazało się, iż mama z córką mieszkają dokładnie piętro wyżej, a matkę nazywają Kinga.

Tego samego wieczoru zapukał do ich drzwi. Kinga zastygła w miejscu, widząc go.

— Przepraszam — zaczął, nieco zawstydzony — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura na chwilę zawitał Mikołaj. Poprosił mnie, żebym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i przekazał jej list osobiście.

Dziewczynka natychmiast wyskoczyła zza pleców mamy:

— Wiedziałam, iż cię pośle! Zaczekaj, zaraz przyniosę!

Po chwili wróciła z dużym kopertą ozdobioną śnieżynkami i serduszkami. Widniał na niej napis: „Tylko dla Mikołaja!”

— Tylko nie pokazujcie mamie! Bo życzenie się nie spełni!

— Obiecuję, list dotrze do adresata — uśmiechnął się Kamil.

W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Proszę bardzo, przynieś mi wielkiego pluszowego misia. I… nowego tatę. Bo ja nie mam nikogo.”

W sylwestrową noc znów stanął pod ich drzwiami. Kinga otworzyła i zamarła — przed nią stał on, trzymając w rękach ogromnego różowego misia.

— Mikołaj kazał przekazać to grzecznej Zosi — powiedział Kamil.

Zosia skakała z radości, obejmując raz mamę, raz jego.

Kinga zaprosiła go na świąteczną kolację. Przy stole dziewczynka nagle spytała:

— A co z moim drugim życzeniem?

— Z drugim to trochę trudniej… — zawahał się.

— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie zapytała Kinga.

— Żeby Mikołaj przyniósł mi nowego tatę. Ale jeżeli akurat nie ma tatusiów, to może pan zostałby?

Zosia słodko ziewnęła i zasnęła, wtulona w misia.

A dwoje dorosłych siedziało w milczeniu, pochyleni nad sałatkami, rumieniąc się i uśmiechając. Za oknem sypał puszysty śnieg, a w mieszkaniu po raz pierwszy od bardzo długiego czasu było naprawdę ciepło.

Idź do oryginalnego materiału