Lithopedion / floriankonrad

publixo.com 1 godzina temu

bawimy się w ofiary Inkwizycji. ja – nadłamany
kołem i rozwłóczony po dachach, pod ciężkimi
od wody niebami, mało poprawny wykolejeniec,
którego skazano na prawdziwą punishmęt
(wiem, żart słowny nie najwyższych lotów),

ty – cała w płomykach, błyszcząca (blask sączy się
na pokruszone stronice starodruków, inkunabułów
i te zaraz młodnieją, ich farba staje się
koloru wiosny, jasnokwitnąca).

aby gra w pogorzelisko (nie: w pogorzelisku)
lepiej nam szła, przyniosłem coś ze sprzączką:
śmiertkę na smyczy,
szkielecinę na zbyt krótkim pasku

i tekst sztuczydła o tym samochodzie,
co zawsze w horrorach nie chce zapalić,
gdy trzeba uciekać przed złamaniem karku,
na złamanie,

scenariusz tragikomedii o domu nawiedzanym
przez ducha lalki wypchanej trocinami
(w ostatniej scenie okazuje się, iż to tak naprawdę
opiłki ze startego na wióry pomnika).

przekieruj myśli. z codzienności – w głąb.
czuj, jak nasza dziecięca zabawa przynosi
szokująco uroczy skutek: kamienieję w tobie,
by być zrośniętym. niewydobywalnym.
Idź do oryginalnego materiału