Mała Zosia nie mogła zrozumieć, dlaczego rodzice jej nie kochają.

newsempire24.com 1 dzień temu

**Dziennik Małgorzaty**

Od najmłodszych lat nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice mnie nie kochają. Tata irytował się moją obecnością, a mama wykonując swoje obowiązki, wydawała się mechaniczna jakby jej jedynym zadaniem było dbanie o humor ojca.

Babcia ze strony taty, Natalia Mikołajewna, tłumaczyła, iż rodzice dużo pracują, żeby mi niczego nie brakowało. No i te domowe obowiązki

Prawda wyszła na jaw, gdy miałam osiem lat i przypadkiem usłyszałam ich kłótnię.

Nino, znowu zupa przesolona! warknął ojciec. Nic po ludzku nie potrafisz zrobić!

Mikołaju, przecież próbowałam! Było w porządku broniła się mama.

U ciebie zawsze w porządku! A choćby syna urodzić nie umiała! Chłopaki ze mnie się śmieją bezpotomny dziad!

Wątpliwe, żeby ktoś się z niego śmiał był surowym człowiekiem, jeździł jako kierowca ciężarówki i wiele w życiu widział ale w jego głosie czułam taką urazę do żony za to, iż urodziłam się ja, iż aż mnie ścisnęło w środku.

Wtedy zrozumiałam, dlaczego zawsze wysyłali mnie do babci, gdy tata wracał z trasy po prostu nie mógł patrzeć na to, iż nie jestem synem.

U Natalii Mikołajewnej było mi dobrze. Razem odrabiałyśmy lekcje, gotowałyśmy, szyłyśmy ubrania A jednak bolało mnie, iż rodzice tak traktują własne dziecko.

Wkrótce po tej rozmowie Mikołaj i Nina oświadczyli nagle, iż wyjeżdżają do Warszawy.

Zastaliśmy się tu, chcemy nowego życia, może w końcu urodzi się syn. Oczywiście, decyzję podjął ojciec, a mama, jak zwykle, się zgodziła.

Był tylko jeden problem nie chcieli mnie zabrać.

Zostaniesz z babcią, a potem cię zabierzemy wymamrotała mama, unikając mojego wzroku.

I tak nie chcę z wami jechać! Z babcią jest mi lepiej! powiedziałam dumnie, choć serce ściskało mi się z żalu.

Ale co tam! Zostaję z kochającą babcią, przyjaciółmi i nauczycielami, których znam.

A rodzice? Niech żyją, jak chcą nie zamierzam się już przez nich przejmować!

Ledwo skończyłam dziesięć lat, gdy u Mikołaja i Niny wreszcie pojawił się upragniony syn mój brat Bartek.

Ojciec doniósł o tym uroczyście przez wideorozmowę przez te lata ani razu mnie nie odwiedzili, mama dzwoniła tylko czasem, a tata przekazywał pozdrowienia.

Czasem przesyłali babci jakieś pieniądze, ale to ona się mną głównie zajmowała.

A rok później mama nagle oświadczyła, iż mam się do nich przeprowadzić. Przyjechała osobiście.

No, córeńko szczebiotała. Będziemy już razem. W końcu poznasz brata Pobawicie się.

Nie chcę nigdzie jechać zmarszczyłam brwi. Jest mi z babcią dobrze.

Nie marudź! Jesteś już duża, powinnaś pomagać matce.

Nino, zwolnij! wtrąciła się Natalia Mikołajewna. jeżeli chcesz zrobić z Małgosi darmową nianię, to ja się nie zgodzę!

To moja córka i sama się tym zajmę! warknęła mama.

Ale babci nie tak łatwo było przekonać:

jeżeli chcesz awantury, zgłoszę do opieki społecznej, iż porzuciliście dziecko! Odbiorą wam prawa rodzicielskie wstyd będzie po uszy!

Kłóciły się dalej. O czym? Nie słyszałam babcia gwałtownie wysłała mnie po zakupy ale mama więcej nie wspominała o przeprowadzce i wyjechała następnego dnia.

Przez kolejne dziesięć lat rodzice się nie pojawili. Skończyłam szkołę, potem technikum i dzięki pomocy przyjaciela babci, Ilji Fedorowicza, dostałam pracę jako księgowa w małej firmie.

Poznałam kierowcę Wiesława, zaręczyliśmy się, ale ślub musieliśmy przełożyć Natalii Mikołajewnej zabrakło.

Rodzice przyjechali na pogrzeb we dwoje. Bartka zostawili znajomym nie ma sensu, żeby chłopiec uczestniczył w tak smutnym wydarzeniu.

Mnie było wszystko jedno kochałam babcię ponad wszystko, a jej strata przygniotła mnie.

Może dlatego nie od razu zrozumiałam, o czym ojciec mówi przy stypie.

Ta-ak Mieszkanie zaniedbane rozglądał się. Dużo za nie nie dadzą.

Mikołaju mama spojrzała na niego z wyrzutem. Nie teraz

Co nie teraz? Trzeba od razu załatwić sprawy. Musimy wracać Bartek sam.

Ilja Fedorowicz, może znasz jakiegoś agenta nieruchomości? Żeby się tym zajął.

A co chcesz sprzedawać, Mikołaju? spytał Ilja.

Jak to co? To mieszkanie. Bartkowi trzeba kupić coś w mieście Oczywiście, tych pieniędzy nie starczy na dobre, ale na wkład własny tak, a do jego osiemnastki spłacimy kredyt.

Płacząca Małgorzata obojętnie patrzyła przez okno.

Chcesz wyrzucić własną córkę na bruk? spytał Ilja. Gdzie ona będzie mieszkać?

To już dorosła dziewczyna! machnął ręką ojciec. Niech wyjdzie za mąż, mąż zapewni jej dach nad głową!

Hmm mruknął przyjaciel babci. Natalia chyba miała rację co do ciebie Ale nic z tego, Mikołaju. Jest testament, prawnie sporządzony, i to mieszkanie należy wyłącznie do Małgosi.

Ojciec zamilkł.

Więc babcię omotała? rzucił w moją stronę. No nic! Jeszcze zobaczymy testament można podważyć.

I na to Natalia była przygotowana spokojnie odparł Ilja. Pamiętaj, Mikołaju, nie dam ci skrzywdzić Małgosi.

Ojcu wystarczył jeden dzień, by się przekonać, iż prawo stoi po mojej stronie.

Mógł próbować, ale to drogie, a sukces niepewny.

Małgosiu, sumienie masz? spróbował innego podejścia. Wyjdziesz za mąż, mąż cię utrzyma, a Bartkowi mieszkanie potrzebne to chłopak. Zrzeknij się spadku!

Ani mi w głowie odcięłam się.

No to ci zapłacimy Sto tysięcy Starczy na wkład.

Nie chcę i nie mam z tobą o czym rozmawiać!

Ty mała!

jeżeli nie odejdziesz, wezwę policję.

Postanowiłam stanowczo wypełnić wolę babci, która całe życie się mną opiekowała, a poza tym nie miałam zamiaru zostać bez dachu nad

Idź do oryginalnego materiału